21/11/21

Rozdział LII

Z perspektywy Kendalla

James opowiedział nam o całej zaistniałej sytuacji. Jakoś nie byłem zdziwiony. Mogliśmy się spodziewać, że Amy ucieknie do Angel… znaczy do Mii. Była w końcu jej matką.

Gdy opadły emocje, postanowiłem udać się do pokoju. Chociaż jedno zmartwienie miałem z głowy. Wchodząc do pokoju, spojrzałem na Pauline siedzącą w fotelu. Wiedziałem, że w końcu muszę z nią porozmawiać na temat ślubu. Nie chciałem aby była smutna.

Podszedłem do niej i usiadłem na ziemi, kładąc głowę na jej kolanach. Uwielbiałem to robić. Dziewczyna momentalnie zaczęła gładzić mnie po policzku i słodko się uśmiechać. Patrzyłem w jej piękne zielone oczy, myśląc jakie mam szczęście, że ją mam… a to wszystko dzięki Angelice. Gdyby nie ona, nigdy nie poznałbym Pauline. Nigdy bym się nie zakochał bez pamięci… Pewnie nadal byłbym z Laurą, nie wiedząc jak wiele szczęścia mnie omija. Nevadi była dobrą dziewczyną, ale… nigdy nie czułem się przy niej tak, jak przy Pauline. To ona była moim słońcem, powietrzem, życiem… Po prostu wszystkim, co miałem. Dlatego tak bardzo dręczyło mnie to, że jest przeze mnie smutna.

- O czym myślisz? – zapytała nagle.

- O tym, dlaczego mi nie powiedziałaś, że tak bardzo trapi cię brak naszego ślubu – powiedziałem, nadal patrząc jej w oczy. Adams nagle zbladła, zmarszczyła czoło, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku.

- Amy ci powiedziała? – zapytała po chwili. – Prosiłam ją…

- Nie, nie Amy – szepnąłem. – Jednak, nie zmieniaj tematu… Dlaczego mi nie powiedziałaś? – złapałem ją za dłoń. – Mieliśmy sobie mówić o wszystkim, pamiętasz?

- Bałam się, że nie zrozumiesz… że będziesz zły – spuściła wzrok, a mi się zrobiło jeszcze bardziej przykro.

- Kochanie – złapałem jej twarz w dłonie – jak mógłbym być na ciebie zły? Gdybyś tylko się odezwała. Dała jakikolwiek sygnał, że tego właśnie pragniesz…

- Dawałam – przerwała mi nagle – ale ta żałoba stała się częścią naszego życia i nie widziałeś nic poza nią – blondynka wstała z fotela i podeszła do okna. – Nie reagowałeś na nic. Na żadne sygnały. Czy to gdy pokazywałam ci suknie ślubne, czy jak złapałam bukiet na weselu u Logana i Vai… Nie miało to dla ciebie żadnego znaczenia, bo żałoba.

- To już nieważne – podszedłem do niej. – Teraz już nie ma żałoby – uśmiechnąłem się. – Uznasz mnie za wariata, ale – uklęknąłem na kolano, wyciągając z kieszeni małe pudełeczko. – Pauline Adams, wiem, że jesteś moją narzeczoną, ale chcę byś mi odpowiedziała jeszcze raz i upewniła mnie w przekonaniu, że właśnie tego pragniesz – otworzyłem pudełeczko, ukazując pierścionek z diamentem. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

- Głupek – szepnęła po chwili ze łzami w oczach. – Niedobry, głupi głupek – zaśmiała się. – Kocham cię i tak, zostanę twoją żoną – wyciągnąłem pierścionek z pudełeczka i włożyłem jej na palec.

- Czyli mogę już wstać? Strasznie niewygodnie się tak klęczy – zaśmiałem się po chwili.

- Możesz tak zostać za karę – uśmiechnęła się.

Widziałem w jej oczach radość. Taką samą jak wtedy, gdy oświadczyłem jej się po raz pierwszy… Kto by pomyślał, że było to ponad dwadzieścia lat temu. Jednak nie żałowałem. Ani teraz, ani wtedy. Musiałem w końcu zacząć układać swoje życie po swojemu. Nie blokowało mnie nic… a wiedziałem, że i ja tego w duszy pragnę. Pragnę by ujrzeć moją ukochaną w białej sukni, by stanąć z nią razem na ślubnym kobiercu i powiedzieć sakramentalne „tak”. By w końcu wszystko zaczęło być takie, jak powinno być od samego początku.
***
Zapraszam serdecznie też na nową jednorazówkę składającą się z trzech części (I, II, III)