21/02/21

Rozdział XXXVI


Otworzyłam oczy i nasłuchiwałam cichego śpiewu. Wiedziałam, że już kiedyś go słyszałam, że to nie był mój pierwszy raz. Wstałam z łóżka i otworzyłam powoli drzwi. Na dole, w kuchni, kręciła się pani Mia, cicho pośpiewując „Cover girl”. Wujek Kendall mówił, że była to ulubiona piosenka mojej mamy. Może w końcu pani Mia sobie coś przypomina? Porzuciłam wszelkie myśli, uśmiechnęłam się lekko i zeszłam po schodach na dół.

- Dzień dobry – powiedziałam. – Co tam dobrego pani robi?

- Nie mów do mnie na „pani”, jestem Mia – podała mi rękę.

- Dobrze – uśmiechnęłam się – to co tam dobrego robisz? – zaśmiałam się.

- Naleśniki – powiedziała – chcesz?

- Z wielką chęcią – usiadłam przy blacie i zaczęłam zajadać naleśniki. Były pyszne. Przypominały te, które robił mi tata, gdy byłam mała.

- Tajemny przepis, tylko ja go znam – zaśmiała się.

- Wanilia – uśmiechnęłam się. – Tata mi takie robił. Mama go nauczyła… uwielbiałam je brać do szkoły zamiast kanapki. Wszyscy zawsze chcieli spróbować, a ja nigdy nie chciałam się podzielić.

- Dlaczego? – zapytała, opierając się na blacie.

- Przypominały mi o mamie. O tym jak było dobrze, gdy była razem z nami. Może byłam mała, ale nadal mam w pamięci jej zapach, dotyk i głos, gdy śpiewała mi kołysanki na dobranoc. Miała taki delikatny głos jak ty.

- Wiesz – uśmiechnęła się – chcąc, nie chcąc to w końcu ja.

- Nie mogę się do tego przyzwyczaić – zaśmiałam się.

- Ja też – powiedziała i spoważniała. – Może kiedyś sobie przypomnę – odwróciła się z powrotem w stronę patelni i zaczęła smażyć kolejną porcję naleśników. Widać było, że chce sobie przypomnieć. Niestety nie było to takie łatwe jakby się wydawało.

Z perspektywy Jamesa

Leżałem w łóżku i patrzyłem w sufit. Wiedziałem, że będzie to dobry dzień. Moja ukochana w końcu do nas przyjechała. Chociaż cząstka Mii przypominała mi Angel i to było dla mnie ważne. Wiele dla mnie znaczyło, że chciała poznać resztę. Pokazywała tym samym, że nie jest obojętna wobec tego, co się stało. Byłem dobrej myśli. Wręcz bardzo dobrej. Jednak nie wiedziałem jak długo może to wszystko potrwać. Bałem się, że nigdy sobie nie przypomni kim jest. Nie chciałem jej stracić po raz kolejny. Już za wiele wycierpieliśmy.

Usłyszałem nagle pukanie do drzwi, pozwoliłem wejść, a moim oczom ukazała się Mia z tacą pełną jedzenia.

- Cześć – szepnęła – pomyślałam, że będzie głodny, więc przyniosłam ci śniadanie – uśmiechnęła się szeroko, siadając obok mnie.

- Przecież nie musiałaś – powiedziałem zakłopotany.

- Musiałam. W końcu pozwoliłeś mi zostać.

- Nie mogłem się nie zgodzić. Wszyscy z chęcią cię tu gościmy.

- Dlatego postanowiłam się jakoś odwdzięczyć i uszykowałam dla was śniadanie – położyła mi tacę na udach. – Spróbuj, Amy mówiła, że kiedyś takie robiłam – spojrzałem na nią z uśmiechem, a później zacząłem kosztować jej dzieła. Były nieziemskie, podobno do tych, które robiła przed laty, ale nie takie same. – Smakują? – szepnęła, a ja tylko kiwnąłem głową na tak, pochłaniając kolejnego. – Nawet nie wiesz jak się cieszę – zaśmiała się.

- Na długo zostaniesz? – zapytałem po chwili.

- Na razie kilka dni… obowiązki, sam rozumiesz – blondynka zasmuciła się.

- I tak się cieszę, że w ogóle zechciałaś do nas przyjechać – złapałem ją za podbródek i podniosłem jej śliczną twarzyczkę do góry. Zacząłem wpatrywać się w jej przepiękne oczy, które nawet teraz doprowadzały mnie do gęsiej skórki. Delikatnie położyłem jej dłoń na policzku i zacząłem gładzić opuszkami palców. – Przepraszam – szepnąłem po chwili, zabierając rękę.

- Nic nie szkodzi – zachichotała słodko. – To było nawet przyjemne – powiedziała, po czym zaczęła się czerwienić. Ta jej niewinność… a zarazem słodkość. Zawsze taka była. Zadziorna, ale niezwykłe czuła, słodka i wstydliwa. Mogła mnie nie pamiętać, ale jej reakcje pokazywały, że nadal na nią działam jak kiedyś, a to już był duży plus. – Chciałam zapytać czy nie byłoby problemu, gdybyś mi coś poopowiadał o nas.

- O nas? – zapytałem niepewnie.

- O dawnej mnie i o tobie. O tym jak nam się żyło dopóki… żyłam – blondynka zaczęła się śmiać. – Przepraszam, ale komicznie to brzmi.

- W sumie masz rację – uśmiechnąłem się. – Opowiem ci wszystko, co będziesz chciała, ale pozwól, że najpierw wezmę prysznic.

- Jasne, oczywiście – powiedziała, wstając. – To ja na razie nie przeszkadzam – założyła kosmyk włosów za ucho. – Daj znać jak będziesz gotowy, nie musi być to dzisiaj – uśmiechnęła się, po czym zniknęła za drzwiami.

            Chwilę patrzyłem jeszcze w stronę drzwi. Od środka rozpierała mnie radość. Chciała dowiedzieć się wszystkiego. Ogromnie mnie to cieszyło. W końcu zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że to może być prawdą. Czułem, że wszystko idzie w dobrym kierunku. W końcu w dobrym kierunku. Miałem nadzieję, że Mii uda się cokolwiek przypomnieć, że wróci do nas. Problem polega na tym, że nie wiem na ile ona chce do nas wrócić. Może samo zrozumienie przeszłości nie spowoduje, że rzuci pracę w Nowym Jorku i nagle zamieszka z nami w Los Angeles. Może jedynie czego chce to zrozumieć przeszłość, aby lepiej radzić sobie z teraźniejszością i przeszłością… Kierunków jej zachowania mogło być wiele. Mogłem się spodziewać nawet najgorszej wersji.

10/02/21

Rozdział XXXV

 

- Tato, ile jeszcze? – zapytałam, stojąc przy przymierzalni. Mój ojciec nigdy się nie zmieni. Zawsze uwielbiał zakupy i chyba już mu tak zostanie.

- Chcę dobrze wyglądać – wyszedł do mnie, pokazując się w nowym garniturze. – I jak?

- A po jakiego grzyba ci kolejny garnitur?

- Nie wiem, na przykład do trumny. W końcu wpędzisz mnie do grobu – zaśmiał się i złapał mnie za nos. Ja jedynie przewróciłam oczami. Miał odpowiedź na wszystko, a później się dziwił po kim jestem taka pyskata. Nagle zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu ukazał się numer wujka Kendalla. Dzwonił do mnie po raz szósty. „Co on się tak dobija?” – pomyślałam.

- Halo wujek, co jest? – zaśmiałam się do słuchawki. – Pali się czy ktoś umarł?

- Angel tu jest – powiedział cicho.

- Angel? – zapytałam niepewnie.

- Mia znaczy – odetchnął głęboko – doskonale wiesz o co mi chodzi – w jego głosie wyczułam nutkę szczęścia, ale i niepokoju. – Pośpieszcie się.

- Tak, już jedziemy – powiedziałam, szybko się rozłączając. Spojrzałam na ojca, który patrzył na mnie ze zdziwioną miną.

- Kto dzwonił? – zapytał. – I czemu wypowiedziałaś imię swojej mamy?

- Pani Mia przyjechała, czeka w domu, wujek Kendall dzwonił – powiedziałam na jednym wydechu. Tata jedynie szybko zapłacił za garnitur i pobiegliśmy do samochodu. Nawet nie zdążył się przebrać, więc paradował w garniturze. – Tato, spokojnie. Ona nie ucieknie.

- A jak ucieknie, bo ją wystraszą? – zapytał, patrząc na mnie przestraszonym wzorkiem. Fakt, potrafili być nachalni… ale głównie to Vai, której akurat dziś w domu nie ma, więc moje obawy były mniejsze niż zazwyczaj… Jedynie zastanawiałam się ile czasu już minęło, ile pani Mia jest już u nas i ile zdążyli jej powiedzieć. Bałam się, że może doznać szoku, dowiadując się o wszystkim na raz.

Gdy tylko podjechaliśmy pod dom, tata jak najprędzej udał się do środka. Nie wiedziałam co się szykuje i bałam się cholernie, że tata zrobi coś nieodpowiedniego, przez to jak bardzo się o nią martwi.

Z perspektywy Jamesa

Wszedłem do domu w którym panowała cisza. Jakby nikogo nie było. Nie wiedziałem co się działo, kiedy nas nie było. Bałem się cholernie o Mię. Nie powinna wpaść w szpony dziewczyn, którym buzia się nie zamyka.

- Cześć James – powiedział Logan, nalewając soku do szklanki. – Angel jest w ogrodzie razem z Kendallem i Pauline.

- Dzięki wielkie – powiedziałem, chciałem szybko wybiec i ją przywitać, ale Logan złapał mnie za rękaw.

- Uspokój się najpierw – powiedział. – Ona nie potrzebuje dawki adrenaliny. Przywitaj ją na luzie, tak jakby nie była twoją żoną.

- Łatwo ci mówić, Henderson – warknąłem.

- Jeśli ją spłoszysz to będzie tylko i wyłącznie twoja wina – powiedział spokojnie – więc uważaj co robisz. Ona może i kiedyś była Angel, ale dawno już nią nie jest. Musimy ją przyzwyczajać, próbować, aby sobie przypomniała, to jasne, ale musimy robić to powoli i delikatnie. Nie naciskaj na nią. Nie pamięta teraz, możliwe, że sobie przypomni za jakiś czas. Nigdy nic nie wiadomo.

Spojrzałem na niego jak na debila. Wiedziałem, że ma rację, ale tak bardzo się za nią stęskniłem, że chciałem w końcu ją zobaczyć. Poklepałem go tylko po ramieniu i ruszyłem przed siebie. Wszedłem do ogrodu. Na leżaku leżała ona… była taka piękna. Uśmiechała się nadal tak samo cudownie jak kiedyś. Delikatne promienie słońca oświetlały jej twarz, a ona przymykała lekko jedno oko, żeby lepiej widzieć. Stanąłem w drzwiach, opierając się o futrynę. Nie chciałem przeszkadzać. Patrzyłem na nią i nie mogłem nacieszyć oczu.

- James – szepnęła nagle – jak dobrze cię widzieć – podniosła się szybko i wtuliła się we mnie. Serce zabiło mi mocniej. Nie wiedziałem, co mam zrobić, sparaliżowało mnie. Spojrzałem na Kendalla, który uśmiechnął się lekko i pokazał mi, aby ją objął, więc to zrobiłem.

- Dobrze cię widzieć, Mia – szepnąłem, patrząc jej w oczy. – Cieszę się, że przyjechałaś.

- Ja również – zaśmiała się. – Jeśli mogę, chciałabym zostać tu jeszcze kilka dni. Brat się zgodził.

- Brat? – spojrzałem na nią. – Masz brata?

- Ja, debilu – powiedział Kendall, strzelając facepalma. – Nie blondyn, a głupi.

- Może powinnam mówić po imieniu, byłoby prościej – uśmiechnęła się szeroko. – Chcę po prostu się powoli przyzwyczajać do myśli, że to wszystko jest prawdą. Może tak prościej sobie wszystko przypomnę.

- Nie chcę naciskać, ale jeśli taka jest twoja wola – powiedziałem. – Bardzo chętnie cię ugościmy. W końcu byłaś naszą rodziną… i jeśli będziesz chciała, nadal nią będziesz.

- To też twój dom, Mia – powiedział Kendall, podchodząc do niej. – Zawsze znajdzie się tu dla ciebie miejsce.

- Jesteście kochani – blondynka wtuliła się w Kendalla. – Obaj jesteście – zaśmiała się, po czym przyciągnęła mnie do siebie. Przytuliłem ją i Kendalla. – Cieszę się, że was mam.

Spojrzałem blondynowi w oczy, które zaczęły się szklić. Nie tylko dla mnie ta sytuacja była cholernie trudna. Wiedziałem, że Kendall również ciężko to przeżywa. Była w końcu jego siostrą… Jednak wiedziałem, że Schmidt się cieszy, mimo strachu w jego oczach widać było również szczęście. Powoli odzyskiwał wiarę, że wszystko może wrócić do normy. Ja jednak miałem gdzieś z tyłu głowy, że Adrian nie posiedzi długo i koszmar może się zacząć od początku.