05/03/21

Rozdział XXXVII


- I tak po prostu przyjechała? – zapytał mnie Lou, z którym rozmawiałam przez kamerkę.

- Nagle zawitała, nie mówiła nic, że przyjedzie – szepnęłam. – Ale widać, że tata jest szczęśliwy. W sumie wujek Kendall też. To najważniejsze.

- A ty jesteś szczęśliwa? – zapytał po chwili.

- Sama nie wiem – zasmuciłam się. – Z jednej strony tak, bo wiem, że ma to swoje plusy, ale z drugiej strony – westchnęłam – mogłabym nawet nie istnieć. Mogłabym wyjść z domu i nie wrócić. Nikt nie zwraca na mnie uwagi.

- Dramatyzujesz jak zawsze – zaśmiał się brunet.

- To powiedz jakbyś się czuł, gdybyś starał się ze wszystkich swoich sił, aby nadrobić to, co się uwaliło, a twój ojciec nawet cię nie słuchał – warknęłam. – Gdy mu powiedziałam, że babka od majcy wystawiła mi o dwa stopnie wyższą ocenę niż miałam mieć, to szepnął tylko ponure „ok”. A wiesz dlaczego? Bo właśnie wtedy zastanawiał się, co kupić Mii, aby była szczęśliwa.

- Jesteś zazdrosna – Lou pokręcił głową z aprobatą.

- Ja zazdrosna? Dobre sobie. Jestem jedynie zła, że wszystko kręci się wokół niej – walnęłam ręką w stół. – Może cieszę się, że przyjechała, ale jej obecność mnie irytuje – nagle Lou zbladł i zaczął pokazywać, coś ręką. Ja zirytowana całą sytuacją, nawet na to nie chciałam zareagować. – I pomyśl jaki był spokój, gdy jej nie było. Wiem, że sama to drążyłam, ale miałam nadzieję, że będzie to zupełnie inaczej wyglądać – Lou jednak nie dawał za wygraną, nadal coś pokazywał, a ja nie rozumiałam o co mu chodzi. – Przestań tak wymachiwać, tylko mi powiedz co się stało.

- Pewnie chodzi mu o mnie – szepnęła nagle Mia, a ja odwróciłam się do niej przodem. Siedziała u mnie na łóżku. – Nie wiedziałam, że moja obecność ci tak nie leży.

- To ja nie będę przeszkadzać, do widzenia pani profesor – powiedział brunet i szybko się rozłączył, zanim zdążyłam go opieprzyć, że mi wcześniej nie powiedział. Miałam przewalone. Nie wiedziałam ile Mia słyszała. Nie chciałam mieć kazania od ojca jak nagle wyniesie się „z mojej winy”.

- Nie to, że nie leży – zaczęłam spokojnie. – Chciałabym po prostu żeby kiedykolwiek oni przejmowali się tak mną, jak tobą – usiadłam obok niej. – Po śmierci mamy, tata zupełnie się zamknął w sobie. Nigdy ze mną nie rozmawiał, nie reagował na to, co się dzieje… tak jakbym była jedynie obcym dzieckiem – spojrzałam jej w oczy. – Za bardzo przypominałam mamę, więc tata bał się rozdrapywania starych ran. Odsunął mnie gdzieś w kąt, byłam tylko niepotrzebnym dodatkiem do jego życia. Nawet czasem myślałam, że lepiej by było, jakbym nigdy się nie urodziła.

- Nie mów tak, tata na pewno bardzo cię kocha – blondynka delikatnie mnie przytuliła. Przymknęłam oczy, aby przez chwilę poczuć się lepiej. Pachniała tak ładnie… i przytulała tak delikatnie.

- Nie mówię, że nie kocha – szepnęłam po chwili – jedynie chodzi mi o to, że od małego bardziej traktowałam jak ojca, wujka Kendalla, niż Jamesa. Wujek chociaż chciał być częścią mojego życia. Chciał mi pomagać i być blisko. Mogłam mu powiedzieć o wszystkim, co mnie bolało. Tata nigdy nie chciał wiedzieć, nie pytał, nie zaglądał tu nawet. Dał mi wolną rękę, którą ja źle wykorzystywałam. Wiem, że jestem dla niego ważna, bo jestem jego córką, ale o wiele prościej by było, gdybym nie była tak podobna do ciebie… znaczy do mamy.

- Opowiesz mi coś o niej? – zapytała po chwili.

- Jasne – szepnęłam, wstając z łóżka. Podeszłam do szafki, wyciągając z niego niebieski pamiętnik mamy. – Proszę – powiedziałam, wręczając jej go do ręki. – To pamiętnik mamy – uśmiechnęłam się lekko. Blondynka położyła go na kolanach, a ja otworzyłam go na środku, ukazując małe zdjęcie USG – a to ja – Mia spojrzała na zdjęcie i zaczęła go dotykać opuszkami palców.

- Jaka maleńka – szepnęła nagle.

- Mama podobno bardzo się cieszyła, że będę, ale była za młoda… Miała zaledwie osiemnaście lat, gdy to wszystko się wydarzyło. Jednak, o ile ją pamiętam, była naprawdę wspaniałą mamą. Zawsze śpiewała mi na dobranoc, bardzo smacznie gotowała, dużo mnie przytulała i całowała. Obiecywała mi, że będę miała rodzeństwo, jak tylko wezmą ślub, bo nie chce wyglądać grubo w sukni ślubnej – zaśmiałam się – ale nigdy do tego nie doszło. Później był jedynie smutek.

- A twój tata jak przeżył jej śmierć?

- Nie było łatwo, w końcu była dla niego naprawdę ważna… Strasznie ją kochał, a w dniu jej śmierci, on także w jakiś sposób umarł.

- I później już nie miał nikogo?

- Nie chciał mieć. Babcia się starała, aby znalazł sobie nową pannę, ale on powtarzał, że to nie dla niego, że kocha tylko mamę, że nie chce zapełniać pustki po niej, kimś innym. Każdy chciał, aby był szczęśliwy. W końcu nie był aż taki stary. Miał zaledwie trzydzieści dwa lata, gdy mama umarła.

- Opowiesz mi coś więcej o niej?

- Niestety, nie wiem za dużo. Nie pamiętam jej za bardzo. Miałam cztery lata jak umarła. Wiem jedynie, że była bardzo dobrym człowiekiem, który kochał ponad życiem. Zostawiam ci pamiętnik, może dowiesz się z niego więcej – uśmiechnęłam się. – Tylko do zwrotu – zaśmiałam się.

- Oczywiście – uśmiechnęła się lekko – dziękuję.

            Mia chwilę jeszcze ze mną posiedziała. Opowiedziałam jej o tym, co lubię robić, co robiłam kiedyś, o wszystkich odpałach, lekcjach aktorstwa, grania na gitarze. O tym, jak bardzo kochałam muzykę, dopóki tatę nie zaczęło to irytować. Z dnia na dzień stawałam się kobietą, podobną coraz mocniej do mamy. Nawet głos miałam do niej podobny, ale tylko wtedy, gdy śpiewałam. Odpuściłam więc to, co kochałam, na rzecz lepszych humorów taty. Chciałam jednak wrócić do śpiewania, do grania, do teatru… nie wiedziałam jednak jak tata to przeżyje i nie chciałam robić mu przykrości. Blondynka obiecała mi jednak, że gdy przyjdzie na to odpowiedni czas, spróbuje wyjaśnić tacie dlaczego stałam się taka osowiała. Jeśli nie chciał posłuchać mnie, to może posłucha jej?