22/09/20

Rozdział XXIII


Z  perspektywy Jamesa
- Moja córka nie zgłupiała, sam uważam, że jest pani podobna do mojej żony… na pewno nie miała pani siostry bliźniaczki? – spojrzałem na nią niepewnie.
- Nie wiem – szepnęła, opierając się o blat w kuchni. – Nie pamiętam połowy swoje życia – wzięła szklankę z wodą do ręki i zaczęła powoli ją pić. – Odkąd tylko sięgam pamięcią, żyje tu z Adrianem… Znaczy, najpierw mieszkałam sama, później poznałam Adriana. To on się mną opiekował i dbał. Kocham go, a on kocha mnie. Pewnego dnia obudziłam się w łóżku, w moim mieszkaniu i nie wiedziałam, co było wcześniej. Do tej pory nie wiem skąd jestem. Nie wiem kim jestem. Jednak postanowiłam słuchać serca, skończyć studia, zacząć uczyć. Robić to, co serce mi podpowiada.
- I nie ciekawi panią co było zanim poznała pani Adriana? – zapytałem zaciekawiony.
- Adrian opowiadał mi o tym jak się poznaliśmy, o tym, że nie mam rodziny, bo rodzice zginęli w wypadku, a rodzeństwa nigdy nie miałam. Został mi on. Jest naprawdę cudownym człowiekiem.
- Chciałbym się z tym zgodzić, jednak – zawiesiłem się na chwilę, nie chcąc powiedzieć czegoś niestosownego – nie nadajemy na tych samych falach.
- Jest specyficzny, to prawda – zaśmiała się – ale dba o mnie jak mało kto. Gdyby nie on i jego wsparcie, nie wiem czy dzisiaj byłabym tym samym człowiekiem. Wiele mu zawdzięczam i nigdy nie zamieniłabym go na nikogo innego – patrzyłem na nią, zastanawiając się czy zgłupiałem. Naprawdę była podobna do Angeliki. Uroda, uśmiech, styl poruszania się i mowy. Jednak nie miałem żadnych dowodów, żadnego punktu zaczepienia. Byłem bezsilny.
Kobieta postawiła szklankę na blacie i podeszła do mnie. Usiadła obok i złapała mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz. Mały, dziwny, ale w pewien sposób przyjemny. Miała chłodne dłonie.
- Życzę panu, aby wszystko się ułożyło – powiedziała. – Odnajdzie pan żonę.
- Moja żona nie żyje, a Amy nie może się z tym pogodzić – szepnąłem. – Niech pani nie będzie na nią zła. Ona po prostu chce wierzyć, że jeszcze jej mama wróci – spojrzałem jej w oczy. – Nie może pogodzić się z faktem, że to niemożliwe.
- To straszne co pan mówi. Jak to się stało? – momentalnie odwróciłem wzrok. Z jednej strony chciałem jej wykrzyczeć w twarz, że zadaje się z mordercą, z drugiej jednak to na pewno dobrze by się nie skończyło.
- Jakiś szaleniec zastrzelił ją na naszym ślubie – powiedziałem szybko. – Zakochał się w niej i nie chciał abyśmy byli razem – powiedziałem prawdę, lecz nie całą. Kobieta spojrzała na mnie i zrobiła wielkie oczy.
- Niesłychane jacy ludzie żyją na tym świecie – szepnęła. Patrzyłem w jej piękne oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Tak naprawdę nawet nie zdawała sobie sprawy jacy ludzie żyją na świecie… Jacy potrafią być okrutni, perfidni i zakłamani… Jaki potrafi być człowiek, którego kocha.
Spędziłem u niej jeszcze kilka chwil. Rozmawialiśmy o głupotach. Samo tak wyszło. Słodko się śmiała… a ja nie chciałem stamtąd wyjść. Chociaż wiedziałem, że niemożliwym jest to, co mój mózg sobie ubzdurał, chciałem jeszcze przez chwilę wierzyć, że to moja Angel. Moja kochana… najpiękniejsza. Patrzyłem w jej czekoladowe oczy i wszystko mi się przypominało od nowa. To spotkanie na plaży. Pierwszy pocałunek. Każda przeprawa z Kendallem czy jej rodzicami. Każda piękna chwila spędzona razem… i narodziny Amy. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie chciałem żeby kiedykolwiek się to skończyło. Wierzyłem w piękną miłość na zawsze. Wierzyłem, że nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Kochałem ją całym sercem. Kochałem ją najmocniej jak potrafiłem i kocham ją nadal. Chociaż głupio to brzmi, nie potrafię przestać jej kochać. Była moją jedyną, prawdziwą miłością, a bez niej to wszystko straciło sens.
Z czasem jednak uświadomiłem sobie, że życie to nie bajka. Nie mogłem żyć „długo i szczęśliwie” z moją Ang… a z nikim innym nie chciałem. Nie potrafiłem pokochać po raz drugi miłością tak prawdziwą. Nie potrafiłem oddać całego swojego serca obcej osobie. Poza tym, moje serce zostało pochowane razem z nią. Na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Dzieliło nas prawie dziesięć tysięcy kilometrów… ale taka była jej wola. Gdy moja ukochana zmarła, umarło we mnie wszystko, co dobre. Dlatego tak mocno zaniedbałem relację z moją córką. Nie chciałem się do niej zbliżać, bo to sprawiało mi ból… ale nie pomyślałem jaką krzywdę jej tym sprawiam. Nie pomyślałem, że ona mnie potrzebuje. Byłem pieprzonym egoistą.
- Dziękuję za rozmowę – szepnąłem po chwili, wstając z kanapy. – Nie chcę pani zabierać już więcej czasu, wystarczająco już się nasiedziałem.
- Może pan zostać – uśmiechnęła się lekko. – Adrian i tak wróci dopiero rano, a ja nie lubię siedzieć sama.
- Nie wiem czy to stosowne, czy pani chłopak nie będzie zazdrosny.
- Nawet jeśli będzie, to świadczy o jego zaufaniu do mojej osoby. Jesteśmy parą już kawał czasu. Gdybym chciała go zdradzić, już dawno bym to zrobiła. Nie musi się pan martwić o moje relację z Adrianem.
- Niech pani uwierzy, akurat o to się nie martwię – zaśmiałem się.
- Panie Maslow – zaczęła po chwili – może spotkamy się na neutralnym gruncie z pańską córką i moim studentem, aby po raz ostatni wyjaśnić sobie tę sprawę? Chcę mieć pewność, że już nigdy ten temat nie zostanie poruszony… a na takie ostatnie spotkanie mogę się zgodzić.
- Jeśli tylko nie sprawi to pani problemu, ja jestem jak najbardziej za.
- I jeszcze jedno – podała mi rękę – Mia.
- James – uśmiechnąłem się szerzej i udaliśmy się obydwoje do wyjścia.
***
Dzisiaj urodziny obchodzi moja najlepsza i najwspanialsza Sylwia... Poczwarko moja, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! <3