Obudziłam się wtulona w Jamesa.. Spojrzałam na jego śliczną twarzyczkę, uśmiechnęłam się delikatnie myśląc, że mam straszne szczęście mając kogoś takiego jak on. Powoli wymknęłam się z łóżka do łazienki. Stanęłam przed lustrem, patrząc na mój zaokrąglony brzuch. Zaczął się już szósty miesiąc.. Kto by pomyślał, że to tak szybko minie.
Usiadłam
na skraju wanny, patrząc w podłogę..
„Boję się” – pomyślałam. Ja nie dam rady urodzić dziecka, a co dopiero go
wychować.. To zbyt trudne zadanie jak na tak młodą dziewczynę jak ja. Prawdą
jest to, że przecież mogłam się zabezpieczyć z Jamesem i do tego by nie doszło,
ale kto myślał o takich sprawach w tamtym momencie. Chociaż mogłam pomyśleć..
to nie boli w końcu, a pokutować będę całe życie.
- Kochanie, jesteś tam? – usłyszałam głos Jamesa.
- Tak, tak – powiedziałam. – Już wychodzę, poczekaj chwilę –
przekręciłam zamek w drzwiach i wyszłam z łazienki.
- Nie zamykaj mi się następnym razem – zaśmiał się. – Jeśli
coś by się stało, to muszę mieć do ciebie jak najszybszy dostęp - położył mi
rękę na policzku. - Nie daruje sobie, gdy coś ci się stanie.
- Kracz, kracz – wystawiłam język, a Jazz pokręcił głową. –
Wiesz, że nic się nie stanie.. Nie martw się, naprawdę.
Całe
dnie spędzaliśmy razem, aż wreszcie nadszedł czas, żeby chłopcy pojechali w
trasę.. James za nic nie chciał się na to zgodzić, nie teraz kiedy ma mnie przy
sobie. Upierał się dość długo i dopiero szantaż przesądził o wszystkim – jadą.
Wiem, że nie będzie łatwo, ale będę musiała jakoś sama dać radę. W końcu nie
jestem już taką małą dziewczynką, która nie umie dać sobie rady sama. Jestem
silna.. I wiem o tym.
- Uważaj na siebie, proszę – powiedział, całując mnie
delikatnie.
- Będę.. Obiecuje skarbie – uśmiechnęłam się lekko.
Przytuliłam się do niego i delikatnie pogłaskałam po plecach. – Nie martw się..
Wszystko będzie w porządku.
- Wierzę w to.. – klęknął przede mną i pocałował mój brzuch.
– Nie sprawiaj mamusi zbytnio problemu.. – przytulił się. – Chciałbym żebyś już
był z nami.
- Ja też – zaśmiałam się.
- James, no chodź! – krzyknął Logan. – Musimy już jechać!
- Już idę! – odkrzyknął. – Kocham cię –pocałował mnie i
poleciał do chłopaków.
Patrzyłam
za nimi jeszcze chwilę. Za zakrętem zniknął ich samochód, odetchnęłam głęboko i
weszłam z potworem do domu. Spojrzałam na dziewczyny, ale nic się nie odezwałam
i ruszyłam na górę. Zamknęłam drzwi od pokoju i usiadłam na ziemi. Spojrzałam
dookoła siebie.. „Znów tutaj jestem” – pomyślałam. „Znów historia zaczyna się
od początku”. Miałam tylko nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
Uśmiechnęłam się lekko , przypominając sobie jak to wszystko się zaczęło…
Wszystko tak niewinnie, aż wreszcie stało się to, o czym zawsze marzyłam. Byłam
z nim – z moim idolem, który wreszcie pokazał mi, że jest zupełnie inny, niż
się wydawał. Byłam szczęśliwa… i chyba to w tym wszystkim było najważniejsze.
Nie potrzebowałam wiele, tylko jego miłości. Cząstki jego cudownego serca,
którego tak bardzo pragnęłam... i stało się. I nawet jestem z nim w ciąży... to
takie nieprawdopodobne. Jak na pstryknięcie palcami wszystkie moje marzenia się
spełniły i spełniają się nadal.
Czasem
myślę, że to tylko sen z którego nigdy nie chce się obudzić, aby powrócić do
tej szarej rzeczywistości. Mi było tu dobrze, jak nigdzie indziej. Bo komu
byłoby źle? Gdy wreszcie wszystko się układa, człowiek jest szczęśliwy jak
nigdy dotąd. Życie wydawało mi się takie niesprawiedliwe.. a jednak kiedyś los
nam opłaci wszystkie krzywdy.
Otrząsnęłam
się z przemyśleń i znów zaczęłam patrzeć dookoła siebie. Na ścianach wisiały stare
zdjęcia... Tęskniłam za tym miejscem. Tak wiele tu się działo. Podniosłam się
lekko z ziemi i otworzyłam okno. Świeże powietrze owiało mi twarz. Było już
ciemno.. Tylko gwiazdy migotały na niebie, a wiatr nie przyniósł ze sobą
żadnego dźwięku. Cisza.. Błoga cisza.
Usłyszałam
ciche otwieranie drzwi, ale nie odwróciłam się.
- Cześć - szepnęłam, ale nikt mi nie odpowiedział.
Odwróciłam się, ale nikogo nie było, tylko zobaczyłam lekko uchylone drzwi.
Wyszłam za nie lekko oglądając się dookoła, ale nikogo nie zauważyłam. Zeszłam
na dół, ale także tam nikogo nie było. Wyszłam do kuchni i zaczęłam robić sobie
herbatę. Nagle ktoś przeleciał przez pierwsze piętro, prawie niezauważalnie.
"Co się dzieje?" - pomyślałam i spojrzałam w stronę, skąd dochodził
tupot.
- Dziewczyny nie straszcie mnie - szepnęłam, a mój głos
rozszedł się po cały domu. Nikt się nie odezwał. Skrzypnęły tylko wejściowe
drzwi. Czarny, wysoki osobnik wszedł do domu. Nie można było rozpoznać jego
twarzy, ani nawet płci - było za ciemno. Po posturze ciała wnioskowałam, że
jest to mężczyzna. Szybko schowałam się za framugę drzwi i obserwowałam dalej
co się będzie działo. Głośne stukanie ciężkich butów i podmuch wiatru
wydobywający się z otwartych drzwi, przełamały ciszę w pomieszczeniu.
Usłyszałam znów stukanie na pierwszym piętrze. "Czyżby jest ich
dwóch?" - pomyślałam, odwracając się w tamtą stronę. Gdy powróciłam
wzrokiem w poprzednie miejsce, mężczyzny już nie było. "Gdzie on?.."
- pomyślałam i nagle poczułam mocne uderzenie w głowę. Upadłam na ziemię.
Zobaczyłam nad sobą 3 postacie, które zaczęły mnie kopać po każdym skrawku mego
ciała, nie oszczędzając nawet brzucha. Zwijałam się z bólu krzycząc i błagając
o przestanie. Poczułam jak odchodzą mi wody. Jak bardzo wszystko mnie boli. Jak
mam ochotę umrzeć. Płakałam. Krzyczałam. Nic. To koniec. Już nic mnie nie
uratuje. Wtedy.. poczułam jak odpływam, a bólu już prawie nieczuć. Błogi raj i
ukojenie. Cisza i spokój.
Kilka
godzin później obudziłam się w szpitalu. Otwarłam lekko oczy, patrząc dookoła
siebie. Znów to samo miejsce, które już kiedyś "odwiedziłam".
Próbowałam się poruszać, lecz nie dałam rady. Wszystko mnie bolało.. od
najmniejszego palca na stopie po czubek głowy. Poczułam, że ktoś siedział obok.
Z wielkim trudem poruszyłam głową w bok i zobaczyłam Olę.. Co? Tak.. To była
ona. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła coś mówić, ale nie słyszałam, byłam
głucha na każdy dźwięk, który mnie otaczał. "Nie słyszę cię" -
szepnęłam, a ona położyła mi palec na ustach, czego nawet nie poczułam. Przesunęła
palec na mój policzek i delikatnie zaczęła gładzić opuszkami palców.. Jej dotyk
było dla mnie nie wyczuwalny.. "Nie bój się" - wyczytałam z jej ust.
"Nie potrzebujemy w niebie takich Aniołów jak ty" - uśmiechnęła się.
"Wracaj na ziemię szkrabie.. Bardzo Cię kocham" - pocałowała mnie w
czoło, ale znów nic nie poczułam. "Przekaż Mateuszowi, że zawsze będę nad
nim czuwać" - wyszeptała cicho i.. znikła. Przymknęłam oczy, ale ni stąd
ni zowąd ktoś zaczął mnie wybudzać. Poczułam,
że wracam na ziemię. Otworzyłam oczy i ujrzałam lekarza w białym fartuchu, lat
miał koło trzydziestu. Włosy do ramion koloru ciemno brązowego. Oczy miał duże,
zielone, a twarz owalną.
- Słyszy mnie pani? -
zapytał, a ja kiwnęłam głową na tak. - Niech pani na razie nic nie mówi, a ja
wytłumaczę całą sytuację.
I tak
dowiedziałam się, że przez pobicie trafiłam do szpitala. Nikogo nie zdołali
złapać, a ja urodziłam dziecko, a może bardziej zostało ono ze mnie wyciągnięte
tylko dlatego, że było zagrożenie życia dla mnie, jak i dla niego. Podobno
byłam przytomna przy porodzie, ale nic nie pamiętam. Lekarz twierdzi, że to
normalne. Mogę nigdy tego nie pamiętać, ale także w każdej chwili może to do
mnie wrócić.
- Ma pani śliczną córeczkę - szepnął lekarz i uśmiechnął się
do mnie. - Nie musi się pani martwić, urodziła się zdrowa, ale że to dopiero
szósty miesiąc musi zostać pod stałą opieką lekarzy. Za kilka dni wyjdzie pani
ze szpitala, ale córka będzie musiała jeszcze zostać.
Lekarz zbadał mnie i wyszedł. Leżałam jeszcze chwilę sama aż
wreszcie do sali weszła Laura, Demi i Pauline.
- Cześć.. - szepnęła Demi. - Jak się czujesz? Wszystko w
porządku?
- Nawet.. - powiedziałam cicho. - Widziałyście ją?
- Tak, jest prześliczna - uśmiechnęła się Pauline. - Taka
sama jak ty.
- Nie powiedziałyście nic chłopakom, prawda? - zapytałam.
- Pomyślałyśmy, że nie życzysz sobie żeby wiedzieli na razie
- powiedziała blondynka.
- Nie chcę żeby się martwili.. - szepnęłam.
Dwa dni
później wyszłam ze szpital, a trzy i pół tygodnia później moja kruszynka. Żyło
nam się dobrze razem. Gdy wrócił James wszystko było jeszcze lepsze. Długo
zastanawialiśmy się nad imieniem dla małej, aż wreszcie zdecydowaliśmy, że
będzie to Amy.. Amy Maslow. Pięknie, prawda?
***
Przepraszam Was.. nie powracam na długo. Postanowiłam zakończyć już to opowiadanie. To przedostatni rozdział. Dziękuję Wam, że jesteście.. Kocham Was <3
***
Przepraszam Was.. nie powracam na długo. Postanowiłam zakończyć już to opowiadanie. To przedostatni rozdział. Dziękuję Wam, że jesteście.. Kocham Was <3