19/05/14

Rozdział LXXIII


- A żebyś wiedział, że jestem zazdrosna ! – momentalnie złapałam się za brzuch, jęknęłam cicho.
- Kochanie? – spojrzał na mnie wystraszony. – Co się dzieje?
- Nic.. – powiedziałam cicho. Zaczęłam się cicho śmiać pod nosem, tak żeby mnie nie usłyszał. Musiałam mu zrobić na złość.. Jestem mściwą osobą.. Na każdym. Jeśli on żartuje ze mnie, to dlaczego ja nie mogę zażartować z niego?
- Jedziemy do szpitala ! – wziął mnie na ręce, a ja buchnęłam śmiechem. – Co?
- Nic.. żartowałam – pocałowałam go w policzek.
- Jędza.. – warknął.
- Ale twoja.. – pocałowałam go namiętnie.
- Mam cię puścić na ziemię? – zapytał.
- A rób co chcesz – powiedziałam, a chłopak puścił mnie, lecz kilka centymetrów na ziemią znów złapał. -  I co? – zapytał.
- Kiedyś cię zabije.. – zaśmiałam się, łapiąc się za klatkę piersiową.
- Czasem zachowujesz się chamsko – postawił mnie na ziemi.
- Taka krew.. – wzruszyłam ramionami. – Mam to chyba po braciszku.
- Wszystko słyszę ! – krzyknął Kendall.
- Podsłuchujesz, a nie słyszysz ! – warknęłam.
- Też ! – chwilę się zastanowił. – To znaczy, nie !
                Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na Jamesa. Jego śliczne brązowe oczy wpatrywały się we mnie. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w policzek.
- Kocham cię - szepnęłam.
- Wiem o tym, wariatko – przytulił mnie delikatnie. – Ale ja ciebie bardziej..
                Wtuliłam się w niego mocno. W tym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.. Miałam wszystko o czym zawsze marzyłam. Kochających rodziców, wspaniałą rodzinę, a najważniejsze, że miałam jego – Jamesa. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.. Naprawdę jest, był i będzie dla mnie wszystkim. A jeszcze do tego jestem w ciąży.. Trochę się boję, ale przecież dam sobie radę. Mam wsparcie w najważniejszych dla mnie osobach i chyba to się liczy.
- Jak tam nasze maleństwo? – położył mi łapkę na brzuchu.
- To piąty miesiąc Kochanie.. – spojrzałam na niego.
- Boisz się?
- Trochę.. Ale będziesz przy mnie, prawda?
- Już na zawsze kochanie.. Nigdy cię nie opuszczę – pocałował mnie w czoło.
                Dzięki niemu wreszcie byłam szczęśliwa.. Wreszcie poczułam, że ktoś mnie kocha.. Czułam, że nie muszę się niczego bać.. i miałam nadzieję, że tak będzie już zawsze.
- Angel.. – do pokoju wszedł Carlos. – Mógłbym cię na chwilę..?
- Tak, tak już.. – szepnęłam i poszłam za nim. – O co chodzi?
- Rozmawiałaś z Vic?
- Nie.. A dlaczego bym miała?
- Wydaje mi się, że coś się dzieje.. Non stop rozmawia przez telefon, a co drugie słowo to twoje imię..
- To w końcu twoja dziewczyna, nie wiesz o co może chodzić?
- Nie mam pojęcia.. – naszą rozmowę przerwała Knight. Nawet nie miałam pojęcia, że tak szybko wróciły z zakupów.
- Siema gołąbeczki – zaśmiała się. – Ang, wyjdziemy na spacer? Dawno nie rozmawiałyśmy – uśmiechnęła się, a ja spojrzałam na Carlosa. Jego oczy wyrażały tylko i wyłącznie smutek.. Szkoda mi go było. Zakochał się w Vic, a ona.. no cóż.. ona zmieniła się niemiłosiernie. Z tego co opowiadali mi chłopcy, nigdy tak się nie zachowywała. Teraz stała się obojętna na wszystko..
- Tak, jasne.. – powiedziałam. – Poczekaj, tylko wezmę kurtkę.
                Chwilę później spacerowałam z Victorią po pobliskim parku. Słońce przygrzewało po mojej twarzy, spojrzałam w niebo i lekko się uśmiechnęłam. „Brakowało mi tych klimatów” pomyślałam. Ruda przyglądała mi się z poważną miną. Nie odzywała się ani jednym słowem. Spojrzałam na nią i zapytałam:
- Jak układa ci się z Carlosem? – znałam odpowiedź na to pytanie, ale wolałam się upewnić jaki stosunek do tego wszystkiego miała Knight.
- Dobrze wszystko – mruknęła „na odczep się”.
- To dobrze – powiedziałam cicho. Przez chwilę na nią patrzyłam.. naprawdę się zmieniła. Ścięła włosy, zaczęła się ostro malować, a do tego wszystkiego nawet się nie uśmiecha.. – Ale na pewno wszystko w porządku? – zapytałam jeszcze raz.
- Dlaczego w ogóle pytasz? – warknęła na mnie. – To nie twoja sprawa w końcu.
- Chciałam być miła.. – posmutniałam momentalnie. Ruda zamknęła oczy, odetchnęła głęboko, a chwilę później powiedziała:
- Przepraszam.. ostatnio jestem zbytnio podenerwowana.
- Rozumiem, przecież nic się nie dzieje.
                Jeszcze przez dłuższą chwilkę z nią rozmawiałam. Dowiedziałam się, że ma jakieś problemy ze swoją rodziną, dlaczego jest taka smutna i podenerwowana. Z tego samego powodu non stop rozmawia przez telefon i załatwia różne, ważne sprawy.
- Porozmawiaj z Carlosem, on się naprawdę o ciebie martwi – powiedziałam, siedząc z nią na ławce i zajadając lody.
- Porozmawiam.. – odpowiedziała cicho, a ja się uśmiechnęłam. – Dziękuje, że mnie wysłuchałaś.
- Nie ma za co – zaśmiałam się. – Od tego w końcu są przyjaciele.
                Dobrze, że ta cała sytuacja z Victorią się wyjaśniła.. W tym momencie powinno być lepiej.. Coraz lepiej.

***
Tak tak słabe... Ale musiałam coś wreszcie napisać. Wybaczcie.