Następny rozdział krótki, ale jest..
****************************
****************************
Szłam
jakąś oświetloną uliczką, gdzie byłam, nie wiem, widziałam wiele zakochanych
par. Spodobało mi się to, ale też zakochałam się w tym klimacie, wyciągnęłam
aparat i zaczęłam robić zdjęcia, o tej porze miasto wyglądało przepięknie. Światła,
wysokie oświetlone budynki, cisza.. dziwne
prawda? Cicha w takim wielkim mieście, nawet nie jeździły samochody..
Spokój, to kochałam. W powietrzu unosił się zapach kwiatów, bo właśnie
przechodziłam obok kwiaciarni. Wszystko wyglądało, tak.. inaczej, ładniej niż w
Polsce. Spodobało mi się tutaj? Możliwe,
bardzo możliwe. Z chęcią przeprowadziłabym się tu na zawsze.. Ale mój kraj
kochałam i nigdy nie przestanę kochać.
Zaczepiłam jedną piękną parę,
szli za rękę, szli tak.. obojętnie, jakby nikt inny nie istniał tylko oni. Czy to właśnie miłość? Nie mam pojęcia,
dowiem się kiedyś, mam taką nadzieję.
Chciałabym być zakochana, ale
wiem jak ze mną jest.. Odrzucam każdego.. Bo jest brzydki, bo za niski itd.. Tak
już mam.. Dopiero niedawno zrozumiałam, że liczy się wnętrze człowieka, ale nie
wygląd zewnętrzny. Szkoda, że nie wiedziała o tym dużo, dużo wcześniej.
- Mogę państwu zrobić kilka zdjęć? - spytałam nieśmiało.
- Oczywiście - powiedzieli.
Zrobiłam im zdjęcia: jak się
przytulali, całowali.. W ich oczach widać było ogień.. Ogień miłości.. Tak mówi
mama, że w oczach osób zakochanych, pali się ogień, który nigdy nie zgaśnie, ja
go zauważyłam. Cudownie razem wyglądali.. Ona miała czarne, kręcone włosy, on
szatyn, miał krótkie włosy. Dziewczyna miała na sobie spódnicę, krótki płaszcz
do pasa, czarne lub brązowe buty,a na włosach opaskę, a w uszach kolczyki, on-
ciemne jeansy, biały podkoszulek i czarną, rozpiętą kurtkę.
- Ładnie państwo razem wyglądają - powiedziałam, w trakcie
robienia zdjęć.
- Dziękujemy - odezwał się chłopak.
- A co po w ogóle pani nasze zdjęcia? – spytała dziewczyna.
- Kocham robić zdjęcia. Najbardziej osobą zakochanym.
- Dlaczego? - spytał chłopak.
- Bo nigdy nie byłam zakochana, nigdy z nikim nie byłam.. - zasmuciłam
się. - Tak w ogóle to jestem Angelika.
- Miło nam - powiedział chłopak.
- Miło nam - powiedział chłopak.
- Nie przejmuj się - powiedziała dziewczyna z troską w
głosie. - Tu, w Los Angeles, na pewno znajdziesz kogoś, kto cię pokocha. Taki
urok, tego miasta.
- Mam nadzieję.. Nie wiedzą, państwo jak dojść na plażę?
- Musisz iść prosto, później skręcić w lewo w trzecią
uliczkę, przejść przez drzewa, a za nimi jest plaża, cudowne miejsce, spodoba
ci się - powiedziała dziewczyna. - Tam jest nasze ulubione miejsce - spojrzała
na chłopaka.
- Dziękuje.. Zapomniałabym: Chcieliby państwo zobaczyć
zdjęcia?
- Oczywiście - powiedzieli oboje.
Stałam
tam jeszcze może z dziesięć minut. Zdjęcia strasznie im się spodobały, więc
poszliśmy je wywołać. Mieliśmy szczęście, w ostatniej chwili nam się udało.
Mężczyzna, miał około trzydzieści lat, prawie łysy, z brodą, był dość gruby, miał na sobie
krótkie, jasne spodenki i czarną bluzkę, bez rękawków. Wywołaliśmy zdjęcia,
zapłaciliśmy i wyszli. Później, ja udałam się w swoją stronę, a oni w swoją.
- Chciałabym mieć kogoś takiego jak ona.. – powiedziałam sama
do siebie.
Szłam
tak, jak mówiła dziewczyna. Nagle zauważyłam wielką piaszczystą plażę, ogromny,
pięknie błyszczący ocean, a za nim w oddali wielkie, żółto - pomarańczowe
słońce, chowające się za wodą.. Było tam pięknie, nigdy w życiu nie widziałam
równie pięknego miejsca, no chyba, że coś pięknego to klasa od biologii, w
które było wiele odmian roślin, ale raczej nie.
Ściągnęłam
buty i skarpetki, weszłam na piasek. Był taki.. miły i ciepły. Chodziłam
brzegiem morza, woda czasami dopływała do mnie i moczyła mi nogi. Nie była taka
zimna, jak nad Bałtykiem, była o wiele cieplejsza i oczywiście - czysta.
Widziałam, że nie byłam sama. Ludzie też spacerowali, dwójkami,a gdy przechodzili obok mnie, uśmiechali się i
dziwnie patrzyli. Ja sama, a oni w grupach, albo w dwójkach..
- Zakochałam się w tym miejscu – szepnęłam pod nosem.
Szłam
może jeszcze kilka minut. Zauważyłam ławkę, na której nikt nie siedział. Udałam
się tam. Wyciągnęłam aparat i zrobiłam kilka zdjęć, zachodzącego słońca.
Zamknęłam
oczy, odchyliłam głowę do tyłu i nagle poczułam, że ktoś siada obok mnie.
Otworzyłam oczy.. Jakiś facet. Kaptur na głowie, ręce w kieszeni. Wystraszyłam
się go - później już wiedziałam, że źle zrobiłam, że nie uciekłam w tamtej
chwili..
- Nad czym tak myślisz, kicia? - spytał chropowatym głosem.
- Nad życiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Później żałowałam, że w ogóle się
do niego odezwałam. Przysunął się do mnie złapał za kolano i powiedział:
- To może się zabawimy, słodka? - zrobiło mi się słabo. - Zobaczysz,
co to jest prawdziwe życie.
- Nie mam zamiaru - powiedziałam podwyższonym tonem,
odepchnęłam jego rękę.
- Weź mała.. - położył swoją rękę wyżej na mojej talii, a
później posuwał rękę coraz wyżej.
- Spadaj zboczeńcu! - krzyknęłam, dałam mu w twarz i
zaczęłam uciekać.
- Zaraz cię złapię, suko! - krzyknął i mnie zaczął mnie
gonić..