12/12/20

Rozdział XXX

Z perspektywy Jamesa

Ja i Angelika, znaczy Mia, siedzieliśmy na komisariacie, czekając aż w końcu Amy wyjdzie od Adriana. Wiedziałem, że jest bezpieczna, ale bałem się o nią. Ten człowiek nie był normalny. Spojrzałem na blondynkę. Siedziała daleko ode mnie, nadal bojąc się każdego mojego ruchu. Nie wiedziałem, co siedzi w jej głowie, ale ta cała sytuacja dla niej była najtrudniejsza. To jej życie nagle się zmieniło, a ona nawet nie była świadoma z kim żyła pod jednym dachem. Biedna kobieta.

- Myślisz, że wszystko będzie w porządku? – szepnęła nagle. – Adrian na pewno nie jest winny.

- Mam własne zdanie na jego temat, wiesz o tym – spojrzałem na nią. – Nie trawię tego człowieka, za to co zrobił. Nie masz pojęcia co przeżyłem trzymając w rękach ciało swojej żony, która umierała na moich oczach. Nie masz pojęcia jak to jest wychowywać samemu dziecko, gdy tak bardzo tęsknisz – przymknąłem powieki i zacząłem głęboko oddychać. – Nie masz pojęcia jak to jest kochać kogoś, kto nie żyje… i mimo wszystko być mu wiernym przez 12 lat, chociaż i tak wiesz, że nie wróci – kilka łez spłynęło mi po policzkach. – Kocham cię, Angelika… i chociaż mnie nie pamiętasz, to nie zmieni moich uczuć.

Nagle drzwi się otworzyły, a ze środka wyskoczyła zapłakana Amy. Nie powiedziała nic. Wtuliła się tylko we mnie i zaczęła jeszcze mocniej płakać. Byłem przerażony co mogło stać się w środku.

- Zrobił ci coś? – zapytałem, głaskając ją po włosach. Ona tylko kiwnęła głową na „nie”. Mia podała jej wody. Napiła się, odetchnęła kilka razy i spojrzała na nas. – Mów co się stało.

- Mam nagranie. Nie mam siły o tym opowiadać – szepnęła, wyciągając z kieszeni dyktafon. – Posłuchajcie tego, ale beze mnie. Ja muszę wyjść na zewnątrz – zabrałem urządzenie od córki, a ona zniknęła za wyjściowymi drzwiami. Spojrzałem na Taylor niepewnie, a ona kiwnęła głową, abym puścił nagranie.

- Ale może nie tu – zaproponowałem. – Jeśli pozwolisz, możemy jechać do ciebie. Tam raczej czujesz się bezpieczniej niż jakbym miał cię zaprosił do naszego pokoju hotelowego.

- Jedźmy do mnie – wstała z krzesła i wyszła na dwór. Nagle zatrzymała się i pokazała na Amy paląca papierosa. Już miałem na nią krzyknąć, ale Mia złapała mnie za rękę. – Widać, że przeżyła rozmowę z Adrianem. Niech się uspokoi.

- Jeszcze nas nie pamiętasz, a już jej matkujesz – zaśmiałem się. Amy jednak nas zauważyła i szybko wyrzuciła papierosa do kosza. – Wsiadaj do samochodu, pojedziemy w inne miejsce – powiedziałem do córki.

Przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Amy tylko patrzyła w okno. Jakby była nieobecna. Nie uśmiechała się. Nawet nie mrugała oczami. Przerażało mnie to, jak się zachowywała. Spojrzałem na Mię, ona też co chwilę spoglądała na Małą. Położyła swoją rękę, na mojej i delikatnie pogładziła opuszkami palców. „Nie martw się”  – szepnęła. Ja jednak nie wiedziałem jak mógłbym się nie martwić. W końcu była to moja jedyna córka. Podjechaliśmy pod dom Mii. Kobieta wysiadła z samochodu i poszła otwierać drzwi wejściowe. Amy nadal nieobecnie opierała się o szybę.

- Idziesz z nami czy zaczekasz? – szepnąłem.

- Nie chce słuchać tego jeszcze raz – odpowiedziała, nie odrywając się od szyby.

- Tylko nie rób nic głupiego – pogładziłem ją po policzku i wysiadłem z samochodu, zabierając ze sobą dyktafon. Nie wiedziałem co ta mała rzecz zawiera, ale bałem usłyszeć się wszystkiego, co było na nim nagrane.

Wszedłem do domu i podążyłem za palącym się światłem. Paliło się na górze, a tam jeszcze nie byłem. Powoli wszedłem po schodach. Na końcu korytarza były lekko uchylone drzwi. Podszedłem pod nie i zapukałem. Gdy dostałem pozwolenie, wszedłem do środka. Na łóżku siedziała Mia. Pokazała, abym usiadł obok niej, więc to zrobiłem. Wzięła dyktafon do ręki i chwilę go trzymała.

- Trochę się boję – szepnęła.

- Ja też – spojrzałem w jej piękne oczy – ale masz prawo wiedzieć jak było… Obydwoje mamy takie prawo.

Kobieta włączyła przycisk „play” i zaczęliśmy słuchać. Każde jego słowo powodowało w mojej głowię mętlik, a blondynka z sekundy na sekundę coraz mocniej płakała. Nie wierzyłem w to co słyszę, ale chociaż miałem pewność, że osoba siedząca obok mnie jest naprawdę moją Angel. Nawet po badaniach trochę wątpiłem, ale teraz mam już stuprocentową pewność.

Gdy tylko nagranie się skończyło, kobieta wtuliła się we mnie. Nie wiedziałem czy powinienem, ale delikatnie ją objąłem. Nie chciałem aby się spłoszyła i uciekła. Nie wiedziałem co teraz myśli i czy w ogóle wierzy w to wszystko, co usłyszała.

- Naprawdę mu ufałam – szepnęła po chwili. – Ufałam, że mnie kocha. Nie wiedziałam, że zniszczył moją rodzinę, bo był we mnie zakochany – spojrzała mi w oczy. – Nie wiedziałam, że to wszystko było tylko ukartowane… a on nie wahał się ani chwili, tylko mnie truł jakimiś tabletkami – pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. – Naprawdę nie sądziłam, że może być takim okrutnym człowiekiem.

- Wiem, Mia – pocałowałem ją w czoło. – Czasu jednak nie cofniemy… a ja nie mam prawa cię zmusić, abyś znów mnie pokochała.

- Przepraszam James, z całego serca cię przepraszam – zaczęła znów płakać. Doskonale wiedziałem, że to nie będzie takie łatwe, ale nie zdawałem sobie sprawy, że przyjdzie mi się z nią żegnać po raz kolejny. Zdawałem sobie sprawę, że nie wróci do nas i nie pokocha od nowa. Na razie chciałem być tylko wsparciem, bo nic innego mi nie zostało.

- Na pewno jesteś zmęczona – powiedziałem po chwili ciszy. – Nie będę ci już przeszkadzać i wrócę do domu – kobieta się ode mnie odkleiła i spojrzała na mnie. – Miłej nocy – chciałem wstać z łóżka, ale złapała mnie za rękę.

- Nie odchodź – delikatnie przytuliła się do mojej ręki. – Nie chcę tu zostać sama.

Postanowiłem zostać… ale musiałem iść najpierw po Amy, aby nie spała w samochodzie. Delikatnie wziąłem ją na ręce. Nie chciałem jej obudzić, słodko spała. Położyłem ją w pokoju dla gości, który wskazała mi Mia i okryłem ją kocem. Tyle biedna przecierpiała, a gdy wszystko może się ułożyć i tak życie kopie ją po dupie. W sumie, nasz wszystkich nie oszczędza. Dla mnie ta sytuacja też nie była łatwa. Jednak lepiej ją znosiłem. Za mocno zwątpiłem, że kiedyś moje życie może być lepsze, więc od razu zakładam najgorsze. W końcu kto by wierzył, że jego zmarła żona nadal żyje. Gdy widział jej śmierć i trzymał jej ciało na rękach. Dlatego wolałem nie wierzyć w dobre zakończenie… Najwyżej będę mieć miłą niespodziankę.