27/04/21

Rozdział XLI

Z perspektywy Mii

Wiedziałam, że w końcu będę musiała odezwać się do nich. Cała ta ucieczka nie była dobrym pomysłem. Jednak przerosło mnie to, co już wiedziałam. Ciężko mi było, pewnie jak każdemu, kto stracił pamięć. Nadal nie pamiętałam wszystkiego, chociaż cholernie tego chciałam.

Wydawało mi się, że każdy ode mnie wymaga, abym wiedziała, co się stało, jak się stało i dlaczego Adrian jest taki zły. Nadal coś do niego czułam, był bliski mojemu sercu, nawet jeśli zrobił coś tak okropnego. Nie mogłam jednak wyzbyć się tego uczucia – w końcu żyłam z nim tyle lat. To z nim pragnęłam mieć dzieci. Nigdy nie pomyślałabym, że mógł chcieć mnie aż tak skrzywdzić, mnie i moją prawdziwą rodzinę.

Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłonie. Przerastało mnie to już. Nie miałam kompletnie siły walczyć z tym, co czuje… a moje uczucia były naprawdę mieszane. Z jednej strony Adrian – moja miłość życia, a z drugiej James – niby nic mnie z nim nie wiązało, a jednak czułam do niego coś więcej. 

- Pani profesor – młody Croven zapukał do mojego kantorka – chciałem zapytać o jedno zadanie – wszedł do środka, ale stanął i spojrzał na mnie. – Chyba, że nie można.

- Można – powiedziałam, pociągając nosem – proszę.

- Płakała pani – szepnął, siadając naprzeciwko mnie. – Stało się coś?

- Po prostu ciężko zrozumieć jak świat może obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni w ciągu paru chwil – uśmiechnęłam się lekko.

- Żałuje pani? – zapytał nagle.

- Nie, ale to nie zmienia faktu, że to wszystko za szybko – odetchnęłam głęboko.

- Wie pani – zaczął – ciocia Angel też nie raz sobie radziła. Nigdy nie chciała pomocy, tak mówią moi rodzice, a znają ją dłużej niż ja – zaśmiał się. – Chcę po prostu powiedzieć, że to że pani nią jest, nie powoduje, że musi być pani taka sama – zaśmiał się głośniej. – Jakkolwiek by to nie brzmiało.

- Rozumiem o co ci chodzi – powiedziałam ze śmiechem. – Co więc proponujesz?

- Porozmawiać z kimś, kto panią na pewno zrozumie… i nie bać się rozmawiać z ludźmi, chociaż czasami są straszni, to nie połkną nas chyba w całości.

- Chyba tak.

Louis miał rację. Nie mogłam tak po prostu się bać rozmawiać z ludźmi. Tylko, że raczej nie miałam nikogo z kim mogłabym porozmawiać na takie tematy… Dziewczyny już próbowały mi wbić do głowy, że jedyną słuszną opcją jest rozmowa z Jamesem – tylko, że ja nie potrafię. Odkąd pamiętam taka blokada we mnie istnieje. Boję się rozmów z ludźmi, jeśli nie mogę przewidzieć ich reakcji. Boję się, że mnie nie zrozumieją. Ten strach powoduje, że po prostu uciekam, pozostawiając niewyjaśnione sprawy za sobą, chociaż wiem, że wcześniej czy później i tak mnie dopadną.

Z perspektywy Kendalla

Dni mijały, a każdy próba dodzwonienia się do Mii, kończyła się niepowodzeniem. Wiedziałem, że nie chce rozmawiać z Jamesem, ale dlaczego ze mną też? Wiem, że byłam denerwujący, że wtrącam się w nie swoje sprawy, ale martwię się o nią. Nie potrafię inaczej, w końcu to moja siostra.

Postanowiłem po raz tysięczny do niej zadzwonić. Miałem nadzieję, że odbierze i chociaż porozmawiamy. Już miałem wybierać jej numer, gdy na ekranie pojawiło się jej zdjęcie i połączenie przychodzące.

- Przepraszam braciszku – powiedziała na wydechu, gdy tylko odebrałem. – Po prostu się wystraszyłam. Nie chciałam uciekać tak z dnia na dzień, nie żegnając się z wami… ale nie potrafiłam inaczej. To wszystko jest dla mnie za trudne.

- To nic – szepnąłem, siadając na kanapie. – Najważniejsze, że się odezwałaś, bardzo za tobą tęsknię.

- Z kim rozmawiasz? – zapytał James, wchodząc do mieszkania.

- Z nikim ważnym – szepnąłem, a blondynka po drugiej stronie zaczęła słodko chichotać. Brunet tylko pokiwał głową i udał się na górę.

- Dziękuję, że mnie nie wydałeś – powiedziała. – Muszę przyzwyczaić się do nowej sytuacji, a nie jest to takie proste.

- Zdaje sobie z tego sprawę – mruknąłem – ale uważam, że powinnaś z nim porozmawiać. Naprawdę się o ciebie martwi – blondynka nie powiedziała nic. Postanowiłem przerwać ową ciszę. – Pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile widziana. To też twój dom, Mia. Nasz wspólny. Zawsze możesz tu wrócić. Zawsze możesz nas także odwiedzić. Wszyscy za tobą tęsknią, nawet Vai.

- Myślę, że ona to najmniej za mną tęskni – zaśmiała się. – W końcu nie wykorzystuje szans na darmowe ruchanie.

- Ona już taka jest. Nie przejmuj się. Mimo tego, że pierdzieli głupoty, ma naprawdę dobre serce.

- Mógłbyś w końcu przestać gadać? – powiedział Maslow, wychodząc z pokoju. – Nie jesteś nawet spakowany, a jutro wyjeżdżamy w trasę. Pośpiesz się.

- Tak, wiem – powiedziałem. – Wybacz, naprawdę już muszę kończyć – szepnąłem do słuchawki.

- Na ile wyjeżdżacie?

- Na sześć tygodni… i uprzedzam twoje pytanie, nie chce mi się. Jestem już chyba na to za stary.

- Na pewno nie – zaśmiała się. – Jeśli będziecie w Nowym Jorku, zapraszam. Z chęcią się z wami zobaczę.

- A James?

- Masz rację, że muszę z nim pogadać… spróbuję jakoś zebrać się w sobie, ułożyć wszystko w głowie i do niego zadzwonię. Tak będzie najprościej.

- Cieszę się, że to zrozumiałaś – uśmiechnąłem się lekko – ale pogadamy później, naprawdę czas mnie goni. Dziękuję, że zadzwoniłaś.        

Schowałem telefon do kieszeni i uśmiechnięty udałem się na górę. Sprawiła mi ogromną radość, że do mnie zadzwoniła. Wiedziałem, że sytuacja nie jest łatwa – w końcu całe życie wywróciło się do góry nogami. Nie tylko jej, nasze również. Miałem jednak nadzieję, że dojdzie do ładu ze sobą i swoimi uczuciami… a przede wszystkim, że dojdzie do ładu z Jamesem.