30/09/19

Rozdział XI


Z perspektywy Louisa
- Stary, ciebie powaliło?! – Dustin rzucił się na mnie z pięściami. – Już prawie ją miałem!
- Ona nie jest dziwką, tylko tancerką! – krzyknął Alex.
- Jeden pies! – krzyknął Pan Młody. – Zniszczyliście mi całą zabawę! Ty mi ją zniszczyłeś, Lou!
- Nie mogłem pozwolić abyś zrobił jej coś złego – szepnąłem.
- A co ty się przejmujesz tak jakąś dziwką?! I tak daje dupy za kasę! – ryknął na mnie.
- Po pierwsze, nie daje dupy za kasę – blondynka wyszła z lokalu, zapinając płaszcz – po drugie, nie jestem dziwką – światło latarni lepiej oświetliło jej twarz. Miała bardzo mocny makijaż. Nigdy jej w takim nie widziałem. Duże, czarne, wyraziste oczy oraz mocna, czerwona szminka na ustach. Płaszcz był na nią lekko za duży, delikatnie opadał jej z jednego ramienia. Wydawało się, że ma na sobie tylko ten płaszcz i nic więcej. Wyglądała jednak słodko. Dla mnie, słodko. – Przepraszam, że zniszczyłam wam zabawę – szepnęła. – Nie tak to miało wyglądać.
- Nie ty ją popsułaś, tylko on! – krzyknął David, wskazując na mnie.
- Chłopaki, zostawcie nas na chwilę – szepnąłem po chwili. – Chciałbym z nią porozmawiać.
- A pies cię jebał! – krzyknął długowłosy, machnął ręką i zaraz zniknął za zakrętem razem z Davidem.
- Lepiej będzie jak odpuścić dzisiaj zabawę z nami, Lou – Alex poklepał mnie po ramieniu i pobiegł za chłopakami. Ja spojrzałem na Amy… była blada, przemęczona, strasznie chuda i dygotała z zimna. Chciałem ją przytulić, ale odsunęła się.
- Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz – szepnęła. – Zostanę tu jeszcze trochę.
- Co?! – krzyknąłem. – Nie pozwolę ci na to! Nie po tym, co widziałem! – złapałem ją za rękę. Była lodowata. – Nie możesz tam wrócić i dać się znów tak traktować…
- Nie jest źle – zaśmiała się. – Jest mi tu dobrze – delikatnie zabrała rękę. – Wrócę, gdy tylko będę mogła.
- Co to znaczy? – zapytałem zdziwiony. Nie mogłem pojąć jak ona mogła chcieć tam zostać! Wśród tych oblechów… śliniących się na widok 16-latki. Właśnie, 16-latki.
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć, naprawdę – Maslow odwróciła głowę i spojrzała na właściciela. Nie był zbytnio zadowolony, że ze mną rozmawiała. – Muszę wracać.
- Amy, proszę – padłem na kolana bezsilny, łapiąc ją za dłonie – wróć ze mną do domu – dziewczyna jednak spojrzała na mnie i nic nie powiedziała. Odwróciła się na pięcie i weszła do środka.
- Wrócę – powiedziała bezgłośnie, a ja jak debil klęczałem na środku chodnika.
W tamtym momencie targały mną skrajne emocje. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Z jednej strony, nie mogłem powiedzieć panu Jamesowi, gdzie jest Amy. Z drugiej zaś, nie mogłem pozwolić jej tu zostać. Groziło jej niebezpieczeństwo… a jej najwyraźniej się to podobało.
Z perspektywy Kendalla
- Dobrze, zrozumiałem – powiedziałem, rozmawiając przez telefon. – Proszę dać mi znać, gdyby pan wiedział coś więcej.
Mijają tygodnie, a Amy jak nie było widać, tak jej nie widać. James odchodzi od zmysłów. Szczerze? Nareszcie. Szkoda tylko, że przypomniał sobie, że ma córkę, w czasie, gdy nagle zniknęła.
- Żadnych wieści? – zapytała Pati, wchodząc do pokoju.
- Żadnych – jęknąłem, siadając na łóżku. – Już nie wiem co mam więcej zrobić, aby ją odnaleźć.
- Wiesz – usiadła obok mnie – mimo wszystko uważam, że na pewno da sobie radę – uśmiechnęła się – i czuje, o tu – położyła rękę na piersi – w sercu, że żyje i nic jej nie jest.
- Chciałbym w to wierzyć – spojrzałem na nią. – Angelika by mnie zabiła, gdyby wiedziała, co tu się dzieje.
- Ale na szczęście nie żyje – zapadła niezręczna cisza. – Wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Wiem – zamknąłem oczy – ale w sumie jest w tym jakaś racja… Chociaż nas wszystkich nie pozabija za zgubienie Amy.
Nagle usłyszeliśmy krzyk na korytarzu. „Znów coś się dzieje” – pomyślałem i wyszedłem zobaczyć o co chodzi. Na schodach siedziała Vai. Nad nią stał Logan, a James rozwalał wszystko dookoła.
- To ja jestem tutaj od robienia bałaganu, a nie on – jęknęła Henderson.
- Ja już dłużej nie dam rady! – James rzucił talerzem o ziemię.
- Wiesz, że tym nie pomożesz Amy, a my nie będziemy mieli na czym jeść? – zaśmiał się Logan.
- Gówno mnie to obchodzi! – ryknął, zrzucając kolejny talerz. – Chciałbym wiedzieć, co się z nią dzieje! Nawet jeśli dostałbym wiadomość, że nie żyje!
- Nawet tak nie myśl! – Violette strzeliła Jamesa w twarz. – Ona żyje! – James zdezorientowany spojrzał na brunetkę. Złapał się za policzek i poszedł na górę. – Z nim jak z babą!
- Trochę za bardzo agresywnie reagujesz, kochanie – Log objął ją od tyłu i pocałował w szyje. – To dla nas ciężki okres.
- To on ma okres – Vai przewróciła oczami, a my tylko cicho zaczęliśmy się śmiać.