17/10/21

Rozdział LI

Z perspektywy Jamesa

- Mogłaś mi powiedzieć! – krzyknąłem na Mię. Byłem zły za to, co zrobiła! Jak mogła mi nie powiedzieć o tak ważnej rzeczy!

- Opanuj się – powiedziała spokojnie. – To ty zawaliłeś tworząc taki głupi plan. Jak mogłeś poprosić Lou o takie coś.

- Chciałem ją chronić – szepnąłem, siadając na kanapie.

- W tak debilny sposób? – zaśmiała się.

- Nie oceniaj mnie. Nie ty się nią opiekujesz i nie ty bierzesz za nią odpowiedzialność! Najłatwiej powiedzieć: „tego nie rób, tamtego nie rób”!

- Na pewno nie wymyśliłabym takiej głupoty! – warknęła. – To dorosła dziewczyna, James. Zraniłeś ją. Doprowadziłeś do tego, że uciekła z domu… Nie pomyślałeś o tym?

- Ma w końcu charakter po mamusi – rzuciłem złośliwie. – Zawsze byłaś lekkomyślna. Robiłaś, co ci się podoba! I ty będziesz mnie uczyć jak mam wychowywać własną córkę?!

-  Oh, tak? – powiedziała po chwili. – W takim układzie nie mamy o czym rozmawiać – wstała, uchylając drzwi wyjściowe. – Proszę cię abyś opuścił moje mieszkanie.

- Mia, nie to chciałem powiedzieć – szepnąłem, podchodząc do niej.

- Proszę, wyjdź – powiedziała, odsuwając się. – Nie życzę sobie twojej obecności w moim mieszkaniu.

- Amy wraca do domu – powiedziałem, spoglądając na blondynkę, chowającą się za drzwiami sypialni.

- Amy zostaje ze mną. Może jestem lekkomyślna i nieprzewidywalna, ale to także moja córka. Może tu zostać ile będzie chciała… i masz to uszanować – cisnęła we mnie kurtką. – A teraz wyjdź.

Taylor trzasnęła drzwiami. Była zdenerwowana, chociaż bardzo opanowana. Nie chciałem być złośliwy. Wiem, że Mia, a Angel to dwie zupełnie różne osoby… ale ta cała sytuacja doprowadziła mnie już do skrajności i w emocjach powiedziałam, co mi ślina na język przyniosła… Najważniejsze dla mnie było jednak, że wiedziałam, że Amy jest bezpieczna, że nie wpakowała się znów w jakieś gówno. Wiedziałem, że mogłem zaufać Mii. Jednak martwiłem się jak to dalej będzie wyglądać.

Z perspektywy Mii

Gdy tylko James wyszedł, wzięłam poduszkę do ręki i zaczęłam nią uderzać o kanapę. Byłam na niego wściekła! Potrafił doprowadzić mnie ze skrajności w skrajność i wcale nie było to miłe. Po chwili zmęczona usiadłam i schowałam twarz w dłonie. Nie miałam sił do niego. Usłyszałam kroki, a chwilę później kanapa ugięła się pod ciężarem drugiej osoby. Poczułam jak osobnik opiera głowę na moim ramieniu.

- Nie chciałam żebyście się przeze mnie pokłócili – szepnęła blondynka.

- Nie jest to twoja wina – powiedziałam. – Twój tata po prostu nie rozumie. Musimy dać mu chwilę.

- I tak zawsze już będzie? – zapytała po chwili. – Będziecie się kłócić? – podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Widać było, że martwi ją ta cała sytuacja.

- Skarbie – szepnęłam – twój tata musi po prostu zrozumieć, że ostatni raz, gdy się widzieliśmy, byłam jeszcze bardzo młoda i nie zawsze myślałam racjonalnie. Poza tym, Angel była inna… a ja, to ja – uśmiechnęłam się. – Może, gdy wrócą mi wspomnienia, trochę będę ją przypominać, ale jak na razie jestem zupełnie inna.

- I tak cię kocham mamo – wtuliła się we mnie mocno, a mnie aż wmurowało. – Jaka byś nie była, jesteś moją mamą i cię kocham – patrzyłam na nią i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zrobiło mi się ciepło na sercu, bo po raz pierwszy powiedziała, że mnie kocha, ale nie wiedziałam czy na pewno jestem gotowa, by być matką dla niej… i czy w ogóle będę dobrą matką. Wiem, że nie miałam wielkiego wyboru, bo matką dla niej i tak byłam, ale… strach pozostał.

Jak już wspominałam nie raz – nigdy nie chciałam mieć dzieci. Uważałam, że to nie moja bajka by być żoną i matką. Nie widziałam się w tej roli. Adrian przystał na to. Nawet nie nalegał. Uważał, że sama powinnam o tym decydować… i tak właśnie było.

Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Amy jest prawie dorosła, co nie oznacza, że nie potrzebuje rodziców. Wiedziałam, że ani mi, ani jej nie jest łatwo w tej sytuacji. Nie mogłam jednak pozwolić by kłótnie moje i Jamesa wpływały na relację między nami, a Amy. Widziałam, że chciała trzymać moją stronę, tylko, że nie zawsze było to możliwe.