17/04/12

Rozdział III


Krótki, ale mam nadzieję, że się podoba.. 
Dedykuje ją @gabygrelowska  Wszystkiego najlepszego kochana <3A i jeszcze jedno.. NOWA POSTAĆ W BOHATERACH :) **************************

Wyłączyłam telefon i zobaczyłam wielki napis „Lotnisko Balice”. Znów ogarnął mnie ten strach, że coś będzie nie tak.
- Będzie dobrze - powiedziałam sama do siebie.
- Na pewno - powiedział tata.
- Myślisz?
- Nie martw się kochanie - odwróciłam się w stronę lotniska i zobaczyłam ogromny samolot. Przełknęłam ślinę. - Boisz się?
- Tak odrobinkę.
- Tak?
- No dobrze, bardzo się boję - odpowiedziałam robiąc wielkie oczy i zaśmiałam się.
- Nie ma czego.
- Wiem, ale i tak się boję - mruknęłam, a tata przytulił mnie pokrzepiająco.
Wysiedliśmy z auta. Wyciągnęłam swoje walizki i udałam się do samolotu. Oczywiście jeszcze nie raz wracałam się aby po raz ostatni przytulić tatę. Tak już miałam. Pożegnania są trudne.
Oddałam walizki i weszłam do samolotu. Był wielki. Pełno wolnych miejsc, mało co ludzi, a w kasie mówili, że to było ostatnie miejsce. Hmm... Jestem za wcześnie, pomyślałam.
- To nic - mruknęłam sama do siebie.
Wyszukałam swoje miejsca i jak na moje nieszczęście - tak mi się zdawało - nie siedziałam sama.
- Mogę przejść? - spytałam.
- Oczywiście - odpowiedział chłopak. Zdawało mi się, że na mnie jakoś dziwne na mnie spojrzał, jednak nie wnikajmy w to.
Był dość niespotykanej urody. Po raz pierwszy widziałam, żeby podrudziałe włosy łączyły się z jasnozielonymi oczami. Wyglądało to niesamowicie.  Lekko złotą twarz zdobiły piegi, choć musiałam się dobrze przyjrzeć, by w ogóle je zauważyć. Tak czy inaczej słodko to wyglądało. Jego włosy były krótkie, delikatnie kręcone. Miał na sobie brązową skórzaną kurtkę, bluzkę z napisem „I Los Angeles”, granatowe jeansy i czarne buty Pumy.
- Co mi się tak przyglądasz? - spytał po polsku. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy raczej uciekać.
- Po prostu nigdy nie widziałam... - nie dokończyłam, bo mi przerwał.
- ... rudych włosów i zielonych oczu? - spytał. Czyżby czytał w moich myślach?
- Tak. Skąd wiedziałeś? - spytałam zdziwiona.
- Nie obraź się ale to głupie pytanie, więc wiem, że każdy chce mi je zadać.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Każdy się o to pyta. Przyzwyczaiłem się.
- Farbowałeś je kiedyś? -spytałam. To pytanie mnie strasznie nurtowało.
- Nie. Tak mam od urodzenia - zatkało mnie.
- Wow - wydusiłam po chwili. - To jesteś niesamowity - powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Tak w ogóle to jestem Angelika Kamińska, a ty?
- Adrian Shanon. - odpowiedział. - Co cię ciągnie do LA?
- Wiesz, szukam kuzyna. Znaczy... Jak dolecę w całym kawałku to poszukam.
- Boisz się?
- Tak. Bardzo.
- Nie ma czego. Ten samolot jest bezpieczny, ale jak będziesz się dalej bała to powiedz. Pocieszę cię jakoś.
- Dziękuje. Zobaczymy jak się los potoczy, a ciebie co ciągnie do Miasta Aniołów?
- Ja tam mieszkam. Przyjechałem tylko do babci do Krakowa.
- A gdzie się urodziłeś?
- W Poznaniu ale mama chciała się przeprowadzić, więc... To zrobiliśmy.
- Ojciec nie chciał?
- Tata zmarł w wypadku samochodowym gdy miałem trzy latka. Nawet go nie pamiętam. Tylko ze zdjęć i opowiadań mamy - zasmucił się.
- Przykro mi. Jakbym wiedziała, to bym nie pytała. Naprawdę. Przepraszam.
- Nie przejmuj się.  Nie zajmujmy się mną. Mówiłaś, że jedziesz szukać kuzyna, tak?
- Tak. Nie widziałam go ponad jedenaście lat, aż wreszcie postanowiliśmy, że pojadę i spróbuję go odnaleźć. Na razie na miesiąc, bo muszę wracać do szkoły, a później się zobaczy.
- Przepraszam, że pytam, ale... Ile masz lat?
- Haha nie przepraszaj - zaśmiałam się. - Siedemnaście, a ty?
- Dziewiętnaście.
- Fajnie. Ja bym chciała już nareszcie skończyć tą osiemnastkę i stać się dorosła, ale wiem, że u was są inne prawa. Pełnoletność w wielu dwudziestu jeden lat, tak?
- Zgadza się, ale dla mnie to za długo. Jak wracam do Polski to znów jestem od roku pełnoletni - powiedział, a ja uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Chciałabym być pełnoletnia, ale i tak to nic nie zmienia. I tak teraz uczę się i pracuję... Więc po co mi to?
- Pracujesz? Co robisz? Bo ja nie pracuję. Na razie utrzymuje mnie mama i dziadkowie.
- Wiesz.. Daję korepetycje, ale nie mów nikomu - położyłam palec na ustach. -  Bo będę miała problemy i to wielkie.
- A ile bierzesz kasy? Bo pamiętam jak kiedyś jeszcze mieszkałem w Polsce to miałem problemy z nauką. Miałem korki dwa razy w tygodniu i płaciliśmy 90 złotych... Oczywiście za dwie godziny.
- U mnie nie jest tak drogo. Za 60 minut płaci się 15-20 złotych. Zależy od przedmiotu, a przychodzić można codziennie jak kto chce. Mi to nie przeszkadza - chłopak się zaśmiał.
- To niezbyt dużo. A jakich przedmiotów uczysz?
- Prawie wszystkich. Nie potrafię tylko nauczyć za bardzo geografii, czy wytłumaczyć polskiego. To moje wady.
- Nie przejmuj się. Kiedyś się podszkolisz.
- Mam taką nadzieję - ziewnęłam. - Chyba muszę się przespać. Nie wytrzymam 9 godzin lotu bez snu.
- Dobranoc.
                Ułożyłam się na fotelu, a głowę odwróciłam do okna. Poczułam że ktoś mnie dotyka. Odwróciłam się z powrotem i spytałam:
- Co robisz?
- Chciałem cię przykryć, bo tu jest strasznie zimno.
- Dziękuje - odwróciłam się z powrotem w stronę okna. Poczułam tylko jakąś rzecz, którą przykrył mnie chłopak, a później jego rękę na moich włosach. Głaskał mnie. To było takie przyjemne, że usnęłam...