01/09/20

Rozdział XXII

            Gdy tylko tata zasnął, wzięłam kurtkę i wyszłam na dwór. Musiałam zapalić. Musiałam jakoś się uspokoić po tym wszystkim. Wyszłam przed hotel i usiadłam na ławce. Wzięłam papierosa do ust i już chciałam go odpalić, ale ktoś zabrał mi zapalniczkę.

- Miałaś nie palić – odparł Croven – obiecałaś mi.

- Bzdety – warknęłam, wyrywając mu ogień z ręki. – Będę robić co chcę – zapaliłam – nie zabronisz mi.

- Z tobą jak z dzieckiem – jęknął i usiadł obok mnie. – Co zamierzasz dalej? – zapytał po chwili.

- Muszę to jakoś załatwić – spojrzałam na niego. – Chciałabym iść porozmawiać z Adrianem, ale wiem, że jesteście temu przeciwni.

- Dziwisz nam się?

- Szczerze, to nie. Jednak on może mieć na nią wpływ… a ja nie chcę mieć wyroku na karku w tak młodym wieku.

- Mogliśmy o tym myśleć wcześniej – posmutniał brunet.

- Myśleć to powinnam ja, żeby cię w coś takiego nie pakować – wyrzuciłam kiepa i uśmiechnęłam się do chłopaka. – Obiecuję ci, że już nigdy nie będę pakować cię w takie sprawy. Nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy… a poza tym, nie chcę żeby twoi rodzice mnie znienawidzili – spuściłam głowę. –  I tak już są wystarczająco źli na mnie.

- Nie przejmuj się tym, przyzwyczają się – chłopak objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. – Wszystko uda się naprawić. Musisz w to wierzyć – zamknęłam oczy i delikatnie się w niego wtuliłam. Z jednej strony chciałam znać prawdę, z drugiej, żeby to wszystko w końcu się skończyło, aby więcej nie robić problemów Lou. Moje własne problemy mi nie przeszkadzały, ale Crovenem przejmowałam się bardzo. Nie chciałam żeby zniszczył sobie życie przez taką kreaturę, jaką ja byłam. Nie lubiłam samej siebie, dlatego nie szanowałam własnego zdrowia. Życie traktowałam jako zabawę, bo wiedziałam, że mam je tylko jedno. Nie chciałam snuć planów, jak moja rodzicielka. Nie wiedziałam ile pożyję, więc chciałam jak najlepiej wykorzystać ten czas. Po co komu szkoła… Nawet Einstein wcale dobrze się nie uczył. Nie zamierzałam zostać kolejnym wybitnym naukowcem – co to, to nie. Jednak, przejście do następnej klasy by mi się przydało. Nie chciałam kiblować. Zdawałam sobie sprawę, że samo mi to nie przyjdzie, tylko nie wiedziałam, czy znajdę na tyle sił, aby jakoś wszystko zaliczyć. Czasu było mało, a zaległości o wiele za dużo.

 

NASTĘPNEGO DNIA

Z perspektywy Jamesa

Nie wiedziałem co robię i czy w ogóle robię dobrze. Jednak chciałem porozmawiać z tą kobietą i wyjaśnić jej wszystko. Lou i Amy nie są złymi dziećmi, tym bardziej nie chcieli robić nic wbrew jej woli. Ja sam w tamtym momencie nie byłem pewny, czy to wszystko nie pogorszy jeszcze tej całej sytuacji.

Podjechałem pod adres, który podał mi Louis. Obiecał mi, że nie przyzna się przy Amy, że tu przyjechałem. Na pewno nie chciałaby abym robił to sam. Na pewno nie puściłaby mnie samego. Stanąłem po drugiej stronie ulicy i czekałem. Sam nie wiedziałem na co. Chyba zbierałem myśli, zastanawiając się jak poprowadzić rozmowę, aby nie uznała mnie za debila.

Moje przemyślenia przerwała otwierająca się brama i wyjeżdżający czarny SUV Adriana. „Bez niego będzie prościej” – pomyślałem. Gdy tylko oddalił się na wystarczającą odległość, wysiadłem z samochodu i zadzwoniłem do bramy.

- Tak? – usłyszałem kobiecy głos.

- Przepraszam, że niepokoję o tak wczesnej godzinie, ale chciałbym porozmawiać o wczorajszej sytuacji – zacząłem. – Jestem ojcem jednego z tych niesfornych dzieci.

- Uważam, że wszystko wczoraj zostało wyjaśnione na policji.

- Jednak bardzo panią proszę o poświęcenie mi chociaż dziesięciu minut. Nie zjem pani przecież – zaśmiałem się.

Po chwili ciszy, brama otwarła się, a ja wszedłem na teren jej posesji. Nie zdążyłem nawet podejść pod drzwi wejściowe, a ze środka wyszła szczupła kobieta o blond włosach. Zwolniłem kroku, przyglądając jej się dokładniej. Miała długie blond włosy, sięgające do pasa. Była bardzo szczupła, wysoka, zgrabna. Czarna, ołówkowa spódnica, która sięgała jej do kolan, pięknie podkreślała jej sylwetkę, a biały sweterek, którzy był na nią trochę za duży, opadał jej z jednego ramienia. Była naprawdę ładna… i strasznie podobna do Angel. W momencie jakby wszystko odżyło, aż w środku coś mnie zabolało. Gdy podszedłem bliżej niej, zrozumiałem dlaczego aż tak bardzo im zależało na rozmowie z panią Taylor. Uśmiechnęła się lekko i podała mi rękę.

- Mia Taylor – uścisnęła mi dłoń. Nawet głos miała podobny. – A pan to, James Maslow, tak?

- Tak – szepnąłem zakłopotany – jakby pani zgadła.

- Nie zgaduje – uśmiechnęła się szerzej – mój chłopak czyta dużo gazet, często o panu piszą.

- Chłopak… tak – jęknąłem. Gdyby Adrian wiedział, na pewno nie byłoby aż tak ciekawie.

- Poznał pan go już? – zapytała zdziwiona.

- Miałem okazję, ale nie rozmawiajmy o tym – przerwałem szybko temat. Kobieta zaprosiła mnie do środka. Dom był udekorowany skromnie, ale przytulnie. Ściany koloru jasno turkusowego współgrały z kremowym obiciem foteli i kanapy w salonie, która była połączona z małą kuchnią. Usiadłem w wyznaczonym przez nią miejscu, nie wiedząc od czego zacząć rozmowę.

- Może herbaty albo kawy? – zapytała po chwili.

- Nie będę pani zawracać tym głowy – uśmiechnąłem się, a ona usiadła obok mnie. – Na początek chciałem bardzo panią przeprosić za nich… i prosić, chociaż wiem, że to dużo, aby pani wycofała oskarżenie.

- Panie Maslow – delikatnie odgarnęła kosmyk włosów za ucho – musi pan zrozumieć, że to co się stało, nie było dla mnie niczym przyjemnym – zatrzymała się na chwilę. – Nie chcę, aby taka sytuacja miała miejsce – wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. – Jednak wiem, że są młodzi i trochę nierozważni – stanęła, spojrzała na mnie. – Jeśli mi pan obieca, że ta dwójka nie zbliży się do mnie na krok, mogę wycofać oskarżenie – uśmiechnąłem się – ale – dodała szybko – jeśli którekolwiek zbliży się do mnie, obiecuję, że taryfy ulgowej nie będzie.

- Obiecuję, że Louisa będzie pani widywać tylko i wyłącznie na zajęciach – zaśmiałem się – a Młoda nie zbliży się już do pani na krok.

- Młoda – powtórzyła cicho. – Dziwne, ale wydaje mi się, że ktoś tak kiedyś do mnie mówił – złapała się za głowę. – Przepraszam, migrena – podeszła do kuchni i zażyła kilka tabletek, popijając wodą. – Mam problemy ze zdrowiem, odkąd pamiętam – uśmiechnęła się lekko.

- Muszę panią o coś zapytać – powiedziałem po chwili zastanowienia. – Moja córka nie zgłupiała, sam uważam, że jest pani podobna do mojej żony… na pewno nie miała pani siostry bliźniaczki?

- Nie wiem – szepnęła. – Nie pamiętam połowy swoje życia. 

***
I tak oto zaczął się wrzesień. Jak ja się ciesze, że nie muszę iść do szkoły w tych strasznych warunkach. Jednak czeka mnie staż w niedalekiej przyszłości i już nie będzie tak sielankowo (dla niewtajemniczonych, macie przed sobą świeżo upieczoną panią matematyk - Bójta się Boga).
Tak czy owak, miłego września!