11/02/22

Rozdział LVIII

 Z perspektywy Kendalla

- Spóźnia się – szepnąłem, patrząc na zegarek. Było już trzynaście po pierwszej, a mojej siostry ani widu, ani słychu.

- Musimy zacząć za siedemnaście minut, wiesz o tym – powiedział Henderson.

- Nie musisz mi o tym przypominać – warknąłem. Nie chciałem bez niej zaczynać, ale też nie mogłem w nieskończoność wszystkiego odkładać. W końcu to był mój ślub i mój dzień. Usiadłem w ławce, opierając czoło na dłoniach. Czułem się zestresowany. Bardziej niż zwykle. Chciałem aby ten dzień był niezapomniany. Chciałem, aby to wszystko udało się jak najlepiej. Pragnąłem mieć ją już za żonę.

- Przepraszam za spóźnienie! – krzyknęła Mia, wpadając do kościoła. – Tu nic się nie zmieniło – zaśmiała się, podchodząc do ołtarza. – O, nawet krew z dywanu nie zeszła – uśmiechnęła się, zakrywając czerwoną plamę szpilką. – Chyba używają złego odplamiacza jak od ponad 10 lat nie mogą zmyć jednej plamy – spojrzałem na nią jak na wariatkę. Emanowało od niej tyle radości. Dawno nie wiedziałem mojej siostry w takim stanie. A wyglądała przepięknie. Długa, ciemna sukienka, opinała się na jej krągłościach. Włosy miała upięte w kok, ale niesforne kosmyki opadały jej na twarz. – Nie mogłeś braciszku wybrać innego kościoła na ślub, tylko taki, w którym zabito twoją siostrę?

- Wspomnienia – zaśmiałem się. – A po za tym, zmartwychwstałaś więc coś to znaczy – zaczęliśmy się histerycznie śmiać. – Tęskniłem.

- Ja również, braciszku – przytuliła mnie delikatnie. – A no i ten – powiedziała, wyciągając obrączki z torebki. – Mam. Nie zapomniałam.

Z perspektywy Pauline

Z minuty na minutę denerwowałam się coraz bardziej. Chciałam tego. Pragnęłam tego od tak dawna. Jednak zawładnął mną stres. Bałam się, że coś pójdzie nie tak.

- Gotowa? – zapytała Pati. Poprosiłam ją, aby została moją świadkową. Jednak przy wyborze Vai vs. Pati, Henderson nie miała żadnych szans… ale za to mogła przygotować wieczór panieński, a to podobało jej się jeszcze bardziej, niż zostanie świadkową. Więc wilk syty i owca cała, jak to mówią.

- Chyba tak – uśmiechnęłam się lekko i odetchnęłam głęboko. – Myślisz, że mu się spodobam? – po raz ostatni spojrzałam w lustro na zakrystii. Włosy miałam opuszczone na ramiona, lekko pofalowane. Suknia zrobiona została ze zdobionego cekinami tiulu, z długimi rękawami i gorsetem z tyłem wykonanym z przezroczystej tkaniny. Była piękna. Taka, o jakiej zawsze marzyłam. Czułam się jak księżniczka.

- Padnie z zachwytu – zaśmiała się Mia, wchodząc do pomieszczenia. – Wyglądasz bajecznie moja droga.

- Dobrze, że jesteś – szepnęłam, łapiąc ją za dłonie.

- Tylko się nie rozpłacz, bo zostało nam dosłownie – spojrzała na zegarek – sześć minut.

Chwilę później stałam już przed drzwiami i czekałam aż zagra marsz weselny. Przełknęłam ślinę. To już dziś… Tyle lat na to czekałam, aż w końcu się spełnia. Czułam się najszczęśliwsza na świecie.

Wraz z pierwszym dźwiękiem marszu, wszystkie nerwy odeszły na bok. Ruszyłam przed siebie wolnym krokiem, patrząc na wszystkich ukradkiem. Byli wszyscy, których kochałam. Widziałam łzy szczęścia i szczere uśmiechy. Tak właśnie wyobrażałam sobie ten dzień.

Gdy byłam już przy ołtarzu, spojrzałam na Kendalla, miał zaszklone oczy. Uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam, że kocham go najmocniej na świecie i z nikim innym nie chcę spędzić swojego życia.

- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć związkiem małżeńskim tego mężczyznę oraz tę kobietę – zaczął Ksiądz. – Pauline, powtarzaj za mną słowa przysięgi: Ja, Pauline biorę ciebie Kendallu za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.

- Ja, Pauline biorę ciebie Kendallu za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci – uśmiechnęłam się i wzięłam obrączkę od Amy. –  Kendall, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – spojrzałam mu w oczy i założyłam obrączkę na jego palec.

- Kendall, teraz ty. Powtarzaj za mną słowa przysięgi: Ja, Kendall biorę ciebie Pauline za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.

- Ja, Kendall biorę ciebie Pauline za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci – wziął obrączkę do ręki. – Pauline, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – gdy włożył mi ją na palec, delikatnie ucałował moją dłoń, aż przez całe ciało przeszedł mnie dreszcz.

- Ogłaszam was mężem i żoną – powiedział Ksiądz. – Możesz pocałować pannę młodą.

- Z ogromną przyjemnością – zaśmiał się blondyn i złapał mnie za twarz. – Już na zawsze jesteś moja – powiedział i wpił mi się w usta. Czas jakby się zatrzymał, a dla mnie nie istniało już nic, poza nami. Od dziś, Pauline Schmidt. Nie mogę w to uwierzyć!

Z perspektywy Jamesa

Przez całą ceremonię wypatrywałem Mii. Mimo, że dopiero niedawno się z nią widziałem, chciałem znów ją poczuć obok. Chciałem mieć ją dla siebie już na zawsze. Przy niej czułem się jak za dawnych czasów – po prostu szczęśliwy. Dzisiaj jednak nie miałem jeszcze okazji z nią porozmawiać. Wyglądała przeuroczo, jak samo jak moja córka, wierna jej kopia.

Patrzyłem na Amy i Louisa. Dobrze, że się pogodzili. Wyglądali razem na takich szczęśliwych. Mimo, że nadal uważałem ją za moją małą dziewczynkę, wcale nią nie była. Była już prawie dorosła… Postanowiła przeprowadzić się do Nowego Jorku i zamieszkać z Louisem w mieszkaniu, które podarowała jej Mia. Nie powiem, było mi smutno, ale wiedziałem, że nie mogę ją trzymać przy sobie  przez całe życie. Miała prawo układać sobie przyszłość tak, jak chciała, a jeśli wiązała ją z Lou i Nowym Jorkiem, nie mogłem mieć nic przeciwko. Wiedziałem, że Croven ma na nią dobry wpływ.

Podszedłem do samochodu, aby ruszyć w drogę do sali weselnej. Nagle jednak ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem Mię. Uśmiechnąłem się lekko.

- Muszę ci coś powiedzieć – szepnęła nagle, nie dając się nawet przywitać. – Tylko nie wiem czy to będzie takie łatwe.

- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć – ucałowałem jej dłoń. – Zrozumiem wszystko.

- Jestem w ciąży – szepnęła. – Będziemy mieli dziecko – spojrzałem na nią, jak gdybym nie rozumiał co do mnie mówi. Wszystko nagle zwolniło, a ja nie mogłem złapać powietrza. Opadłem na maskę samochodu i zacząłem mocniej oddychać.

- Tato! Wszystko ok? – Amy podbiegła do nas, ciągnąć za sobą Louisa. – Co się stało?

- Dziecko? – szepnąłem nagle.

- Jakie dziecko? – zapytała młoda.

- Będziesz miała rodzeństwo – Mia wzruszyła ramionami. – Ja i tata… spodziewamy się dziecka.

- Pierdolisz! Ty też jesteś w ciąży?! – spojrzałem na obydwie.

- Jak to też? – zapytałem załamany.

- Ciocia Vai jest w ciąży! – zaśmiała się brunetka, a ze mnie uszło powietrze. – W trzecim miesiącu, ale wujek nic o tym nie wie.

- Boże, współczuje mu – powiedziała Mia, a ja wybuchnąłem śmiechem. – Co rżysz jak koń?

- Moja dawna żona wróciła – zaśmiałem się, całując ją w czoło. – Ale… Ty tak na serio? Naprawdę jesteś w ciąży?

- Najwyraźniej tak miało być – uśmiechnęła się, a później delikatnie we mnie wtuliła. – Chcę tego dziecka, James. Chcę i podejmuje to ryzyko. Nie jestem już najmłodsza, ale chcę spróbować. Chcę być jak najlepszą matką dla naszych dzieci… i jak najlepszą żoną dla ciebie – spojrzała mi w oczy. – Spróbujmy od nowa – nie odpowiedziałem nic. Wtopiłem się jedynie w jej usta. – Teraz już wszystko będzie dobrze, James.

Kto by pomyślał, że właśnie tak to się skończy. Przez dwanaście lat żyłem bez niej, myśląc, że nie żyje, a gdy wróciła, obróciła mój świat o sto osiemdziesiąt stopni. Jednak jestem wdzięczny losowi, że to się stało. Bez niej nic nie było takie, jak być powinno… a gdy wróciła, moje życie znów nabrało kolorów. Amy w końcu będzie miała matkę, a ja odzyskam moją żonę… a w niedalekiej przyszłości znów zostaniemy rodzicami. Czy to nie jest piękne?