08/07/21

Rozdział XLVI


Z perspektywy Mii

Obudziłam się wtulona w Jamesa. Ta noc… to było coś cudownego. Nie spodziewałam się, że mogę się odważyć na coś takiego. Jednak wiedziałam, że od dawna tego chciałam, że muszę w końcu to zrobić, bo nie mogę się całe życie opierać temu, co czuje. Nie miałam jednak pojęcia czy dobrze robię, czy w ogóle powinnam tak robić, gdy oficjalnie nadal jestem dziewczyną Adriana, a moja pamięć nie wróciła do pełnej sprawności.

Uniosłam się powoli, aby nie obudzić Jamesa. Tak słodko spał. Delikatnie pogładziłam go po policzku i wyszłam z łóżka. Założyłam jego koszulę i udałam się do kuchni.

Przechodząc przez salon poprawiłam rozczochraną fryzurę. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i mimowolnie uśmiechnęłam się. Wyglądałam na szczęśliwą, wyspaną, wypoczętą. W końcu wyglądałam dobrze. Praca na uczelni to ciągły stres, a sytuacja z Jamesem, Amy i Adrianem, nie dawała mi spać po nocach. Tak samo jak te okropne bóle głowy.

Gdy weszłam do kuchni, odsunęłam roletę, aby wpuścić do środka trochę światła. Pogoda była piękna, chociaż godzina jeszcze była wczesna. Wczesna jak na to, że był weekend. Nigdy nie wstawałam w weekendy wcześniej niż o dziesiątej, a było trochę po ósmej. Postanowiłam, że zrobię dla Jamesa mój popisowy omlet. Miałam nadzieję, że będzie mu smakował. Podeszłam do lodówki, w poszukiwaniu składników, gdy poczułam czyjeś dłonie na talii. Odwróciłam się i zobaczyłam Maslowa w samych bokserkach.

- Witaj – uśmiechnął się – znalazłem złodzieja mojej koszuli.

- Nie złodzieja. Pożyczyłam – delikatnie go ucałowałam, a brunet zaczął mnie całował coraz bardziej namiętnie. – Nie będzie powtórki z wczoraj – zaśmiałam się.

- Miałem nadzieję – pocałował mnie w czoło – ale nie będę do niczego zmuszać. Tak swoją drogą – spojrzał mi w oczy – nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, że mi zaufałaś.

Nie odpowiedziałam nic. Przytuliłam się do niego i słuchałam bicia jego serca. W tym momencie potrzebowałam tylko tego. Naprawdę czułam się przy nim bezpiecznie i nigdy nie byłam taka szczęśliwa.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, a gdy je otworzyłam zamarłam.

Z perspektywy Amy

Usłyszałam pukanie do drzwi. „Kogo niesie o tak później porze?” – pomyślałam. Na zegarku była godzina piąta trzydzieści. Niechętnie wyszłam z łóżka, opatulając się kocem i zeszłam na dół. Gdy tylko otworzyłam drzwi, Louis rzucił się na mnie i zaczął namiętnie całować. Nie zdążyłam nawet odezwać się słowem, gdy chłopak uniósł mnie do góry i zaniósł do mojego pokoju.

- Co robisz wariacie? – zaśmiałam się po chwili.

- Nie chciałam abyś obudziła resztę – uśmiechnął się.

- Są tylko dziewczyny – uśmiechnęłam się.

- Wiem – chłopak usiadł na moim łóżku i zaczął ściągać kurtkę – twoja mama mi powiedziała, dlatego jestem. Przyjechałem na weekend, jeśli mnie chcesz.

- Tak żeby mój tata nie wiedział? – zaśmiałam się.

- Wiem jaki jest o ciebie zazdrosny – podszedł do mnie i położył mi dłoń na policzku – a gdy go nie ma, mamy więcej spokoju – delikatnie mnie pocałował. – I możemy porobić wiele fajnych rzeczy – położył mi ręce na talii.

- Nie wyobrażaj sobie za wiele – zaśmiałam się. – Nie jestem jeszcze gotowa.

- Gotowa na co? – zapytał zdziwiony.

- Sam wiesz – speszyłam się.

- Ty myślałaś, że ja chce – zaśmiał się – tak z tobą pod nieobecność twojego taty? – zapytał, po czym ja się zaczerwieniłam. – Nie zrobiłbym ci tego. Nie jeśli tego nie chcesz.

- A gdybym chciała?

- Najpierw musiałbym się upewnić, że jesteś na to gotowa. Czy to nie jest tylko nieprzemyślana decyzja, którą później będziesz żałować. Nie chciałbym ci zrobić krzywdy. Jesteś dla mnie ważna – pocałował mnie w nos. – Nigdy z żadną dziewczyną nie łączyła mnie taka relacja.

- I nie skrzywdzisz mnie nigdy nigdy?

- Nigdy nigdy – zaśmiał się. – Obiecuję ci, że nigdy cię nie skrzywdzę. Nie darowałbym sobie tego.

Uśmiechnęłam się pod nosem, a później uwiesiłam się na jego szyi w namiętnym pocałunku. Tak bardzo za nim tęskniłam. Wiedziałam, że jest to jedyny człowiek, który w pełni rozumie moje potrzeby. Kochałam go, a bardziej byłam w nim naprawdę mocno zakochana.