07/08/21

Rozdział XLVIII


- Wróciliśmy! – usłyszałam głośny krzyk na dole. Otwarłam oczy i spojrzałam na chłopaka śpiącego obok mnie, tak słodko wyglądał. Położyłam mu delikatnie dłoń na policzku i zaczęłam głaskać, miał taką delikatną skórę. Powoli usiadłam na skraju łóżka, poprawiając koszulę nocną. Nie chciałam aby tata znalazł nas w jednym łóżku. Mogły wywiązać się z tego nieprzyjemności. Wstałam, z zamiarem zamknięcia drzwi na klucz, lecz nie zdążyłam. Ojciec wparował z uśmiechem do mojego pokoju. Jednak, gdy zilustrował zaistniałą sytuację, uśmiech znikł z jego twarzy.

- To nie tak – szepnęłam, nie chcąc obudzić Louisa. Tata jednak nic nie odpowiedział. Spojrzał na mnie, później na śpiącego bruneta. Całej tej sytuacji nie pomagał fakt, że Lou miał na sobie jedynie jedną część garderoby. – Tato, proszę… Nie rób scen.

- Ja? Scen? – zaśmiał się przerażająco. – Ależ oczywiście, że nie zrobię scen! – warknął, a Croven podniósł głowę do góry. Ujrzawszy mojego ojca, szybko wyskoczył z łóżka. – On jest praktycznie nagi.

- To nie tak. Do niczego między nami nie doszło – powiedziałam. Mój ojciec jednak chyba nie rozumiał, co się do niego mówi. Złapał Louisa za ramię i szybko wyrzucił do z mojego pokoju.

- Zostań – powiedział, zatrzymując mnie. – Muszę z nim pogadać w cztery oczy – powiedział, zamykając mi drzwi przed nosem.

Z perspektywy Jamesa

W głowie mi się nie mieściło, co pod moją nieobecność wyrabia moja córka. Myślałam, że jest na tyle dorosła by myśleć racjonalnie. Jednak myliłem się. Nie mogłem zostawić jej samej, bo zawsze robiła coś głupiego.

Wepchnąłem bruneta do mojego pokoju, zamykając za nami drzwi... Nie chciałem, aby ktokolwiek nam przeszkadzał.

- Proszę mnie nie bić – jęknął przestraszony. – Nic jej nie zrobiłem.

- Przecież cię nie uderzę – zaśmiałem się. – Jeśli do niczego między wami nie doszło, nie musisz się obawiać.

- Panie Maslow, ja naprawdę nic – powiedział zakłopotany. – Ona jest jeszcze taka młoda, nie mógłbym jej skrzywdzić!

- To co tu robisz? I to jeszcze w takim stroju?

- Chciałem z nią spędzić trochę czasu. Mimo naszej umowy, naprawdę się za nią stęskniłem.

- Miałem się nie angażować, a jedynie ją pilnować! Nie za to ci płacę. Nie za uwodzenie mojej córki! – krzyknąłem. – Nie taka była umowa!

- Umowa? – szepnęła Amy, wchodząc do mojego pokoju. Najwyraźniej podsłuchiwała pod drzwiami. Mogłem trzymać język za zębami. – Jaka umowa?

- Żadna kochanie – powiedziałem.

- A właśnie „nie żadna” – powiedział Crover, a ja spojrzałem na niego złym wzrokiem. – Panie Maslow, ja tak dłużej nie mogę.

- Chłopcze milcz, bo naprawdę źle się to skończy.

- Trudno! – krzyknął brunet. – Ja już dłużej nie dam rady tego ukrywać. Nie mogę jej dalej okłamywać…

- Ale czego ukrywać? – zapytała Amy. Jeszcze nie domyślała się, czego za chwilę się dowie. Nigdy nie chciałem, aby się dowiedziała.

- Twój ojciec kazał mi z tobą być, aby się tobą opiekować – powiedział Croven na wydechu. Blondynka spojrzała na mnie, później na niego, tak jakby nie zrozumiała, co właśnie powiedział. – Miałem zostać twoim chłopakiem i być blisko, abyś nie robiła głupot.

- I to wszystko było kłamstwem? – powiedziała ze łzami w oczach. – Od prawie roku jesteśmy razem i to było kłamstwo?

- Tak Amy, to było kłamstwo – powiedziałem. – Kazałem mu być obok, bo mnie byś i tak nie posłuchała. Przeczytałem w twoim pamiętniku, że się w nim kochasz i musiałem jakoś to wykorzystać.

- Co zrobiłeś?! – blondynka aż cofnęła się o krok. – Jak możesz grzebać w moich rzeczach?! Jakim prawem?!

- Jestem twoim ojcem, Amy.

- To nie oznacza, że masz naruszać moją prywatność i nasyłać na mnie Lou, żeby na siłę ze mną był! – krzyczała, jednocześnie płacząc. Nie chciałem sprawić jej przykrości. Wiedziałem jednak, że sam sobie nie poradzę. Potrzebowałem do tego planu kogoś, kto będzie mógł się do niej zbliżyć. Od razu pomyślałem o młodym Crovenie. Od małego byli blisko. Był to dobry początek… a gdy dowiedziałem się, że on jej się podoba, wiedziałem, że będzie idealnym kandydatem na „szpiega”. Nie pomyślałem jednak, że ona może się aż w nim zakochać. Tak naprawdę zakochać. – Lou… jak mogłeś – szepnęła po chwili, patrząc na bruneta. – Nie chcę was znać… ani ciebie Lou, ani ciebie tato… Wyprowadzałam się i możecie być pewni, że już mnie nie zobaczycie – powiedziała spokojnie. Następnie obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Patrzyłem na załamanego bruneta, który nie mógł się ruszyć. Mnie jednak nie wzruszyła ta groźba. Była porywcza, ale nie głupia. Wiedziała, że nie ma dokąd iść. To tylko kwestia czasu, aż jej przejdzie.