29/04/12

Rozdział VIII




                Dogonił mnie, przewrócił mnie na ziemię i zaczął kopać, po żebrach, klatce piersiowej, po nogach i twarzy.. Straszliwy ból, nie do opisania. Nie straciłam przytomności.. Wszystko pamiętam, na moją niekorzyść. Nagle usłyszałam jakiś głos:
- Zostaw ją! - otworzyłam oczy, zobaczyłam wysokiego, młodego, umięśnionego chłopaka, nazwijmy go wybawcą, uderzył tego który mnie dotykał. - Nie wolno tak traktować kobiet! - mój wybawca chyba uderzył go mocno, bo ten zboczeniec upadł niedaleko mnie, za chwile wstał, otrzepał spodnie, popatrzył się gniewnie, a młody złapał go za bluzę i powiedział:
- Jeszcze raz zaczepisz jakąś niewinną dziewczynę to pożałujesz - puścił go, a tam ten uciekł, wystraszył się. Sama bym się wystraszyła na jego miejscu.  A chłopak, pomógł mi wstać. Byłam cała obolała. Strasznie się czułam, ale przecież nie będę się wyżalać chłopakowi, którego nigdy na oczy nie widziałam, a jeszcze do tego mnie uratował..
- Dziękuje - powiedziałam cicho, nie miałam nawet siły mówić, spuściłam głowę.
- Nie dziękuj, to był mój obowiązek.. Boli cię coś? - spytał czule.. Zaraz.. znałam ten niesamowity głos, nie wiedziałam skąd, ale jestem pewna, słyszałam go już gdzieś. Na 100 %.
- Nic mnie nie boli - skłamałam,a łzy spłynęły mi po policzku.
- Ta jasne, a ja jestem spiderman - zaczęłam się śmiać, ale zabolało mnie żebro. - Chodź usiądź tutaj, nie możesz się przemęczać - podniosłam głowę, otworzyłam szeroko oczy. Nie mogłam w to uwierzyć.. To był James David Maslow, największe ciacho, z mojego ulubionego zespołu. Myślałam, że zemdleje..
- James Maslow - powiedziałam cicho, a on się uśmiechnął.
- We własnej osobie. A ty jak masz na imię? – spytał.. Wow.. Nie wiedziałam, że będę miała takie szczęście. Musiałam się ogarnąć.. Wdech, wydech, wdech wydech.. Spokojnie.
- Angelika. Nie wiedziałam, że biegasz po nocach – powiedziałam po chwili.
- Lubię biegać, ale nie gadaj, tylko siadaj - próbowałam usiąść na ławce, ale nie mogłam się zgiąć. James to zauważył. - Na pewno cię nic nie boli?
- Boli.. Bardzo - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Co cię boli? - pogłaskał mnie po policzku.. Było to strasznie miłe, nie powiem.. Podobało mi się to, nawet bardzo.
- Wszystko! - krzyknęłam z bólu i zaczęłam płakać.. Wiem, że nie powinnam tak zareagować, ale to już było ponad moje siły.. Ból był jeszcze gorszy niż przedtem..
- Spokojnie... - przytulił mnie, a ja się uśmiechnęłam. - Wszystko będzie dobrze.. Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził.. Obronię cię – ostatnie zdanie wypowiedział cicho..
Bolało cholernie, ale co ja bym kiedyś dała, żeby James Maslow mnie kiedykolwiek przytulił. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu, ja - nie ważna dla nikogo dziewczyna - w ramionach najcudowniejszego człowieka na ziemi - Jamesa Maslowa. Jeju.. Każda dziewczyna dałaby fortunę, żeby znaleźć się na moim miejscu.
- Na pewno - powiedziałam wycierając łzy.
- Zawieść cię do szpitala? - spytał patrząc mi w oczy.
- Jakbyś mógł, tylko jest problem..
- Jaki? Powiedz.
- Za nic w świecie nie wstanę, bo za bardzo boli.
- To cię wezmę na ręce - nie zdążyłam powiedzieć „Nie James”, a on już to zrobił.
- Nie musisz, jestem ciężka - złapałam się za jego szyję. Nie chciałam spaść.. Nie z takiej wysokości.. Wiecie on około 184 cm, tak na oko, a ja 169 cm. Nie byłam wysoka.. Tylko nie wiem po kim odziedziczyłam wzrost.. Mama 176 cm, tata 182 cm, siostry około 180 cm. A ja najmniejsza.. Rodzice zawsze się śmieją, że jestem mała po sąsiedzie.. Ale wiem, że to tylko żarty.. Ale jak można być takim małym?
 - Musiałem.. znaczy chciałem - zaczerwienił się.
- Ładnie ci w czerwonym - powiedziałam.
                Popatrzył na mnie z taką samą dzikością jak Adrian na lotnisku, odwróciłam momentalnie wzrok i wtuliłam się w jego szyję, poczułam śliczny różany zapach, pewnie szampon do włosów. Czułam się jak księżniczka..
                Chwilę później poczułam że stanął. Odwróciłam głowę. Zobaczyłam, że stoimy, przed pięknym czarnym Ferrari FF, bez dachu. Moim zdaniem Ferrari powinno być koloru czerwonego, ale jak kto chce..
                „Włożył” mnie do środka samochodu, a sam usiadł od strony kierowcy i zaczęliśmy jechać, odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Nacisnął na gaz, ale dla mnie nie było to nic fascynującego. Gdy poczułam, że jedziemy zbyt szybko, otworzyłam oczy, odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam na licznik - 190 km/h.
- Chcesz nas zabić? - spytałam strasznie spokojnie.
- Nie – powiedział, a jego prawy kącik ust, uniósł się do góry.
- To mógłbyś zwolnić? Na mnie to nie robi wrażenia.
- Jasne.. Każda dziewczyna lubi szybko jazdę.
- Może tak, ale ja wolę prowadzić.
- Masz prawko?
- Nie, ale to mnie ogranicza? - złożyłam ręce na piersiach i zamknęłam oczy.
- No.. Ogranicza, bo chcę jeszcze pożyć.
- Dobrze.. Ale czy ja teraz prowadzę? Czy ja jadę w tym momencie 190 km/h? Raczej nie. To jak coś to ty chcesz nas zabić.
- Masz rację, jak umierać, to tylko z takim pięknym aniołem jak ty.
                Spojrzałam na niego jak na głupka, zaczerwieniałam się.. Poczułam to. Spuściłam głowę, aby nie zauważył. Zrobiło mi się głupio. Nikt nigdy nie mówił mi, że jestem ładna.. Nawet tak nie uważałam, a co dopiero.
- Ślicznie wyglądasz z czerwonymi policzkami - powiedział, uśmiechając się.
- Przesadzasz - schowałam twarz za włosami.
- W której kwestii.. Że jesteś ślicznym aniołkiem czy że ładnie ci z czerwonymi policzkami? – spytał odgarniając moje włosy z twarzy.. Właśnie staliśmy na czerwonym świetle.
- Nie jesteś wcale ładna, a w czerwonym policzkami wyglądam okropnie. A tak w ogóle to mnie nie podrywaj, bo powiem Josh-owi - powiedziałam, żeby zrobić mu na złość.
                Spojrzałam na jego twarz, od razu znikł z niej, ten piękny biały uśmiech, zrobić się blady.. Wyglądał jak trup..
- Coś się stało? - spytałam z niepokojem.
- Słabo mi się zrobiło. Masz chłopaka? - spytał, ale ja nie odpowiedziałam. - Spytam inaczej masz kogoś?
                Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zaczął grać mi telefon, Alessandra Amoros – Niente była to Dagmara, kochałyśmy tą piosenkę.
- Hejka. Co tam mała u Ciebie? – spytała moja siostra.
- W porządku, naprawdę.Słonecznie, pięknie. Aż chce się żyć.
- Gdzie jedziesz i z kim? – wszystko musi wiedzieć? Jak to ona.
- Nigdzie.A co? – próbowałam kłamać, ale mi się to wtedy nie udało.
- Przecież słyszę samochód. Ada, nie okłamuj mnie.
- Aaa.. Kolega pokazuje mi miasto.
- Mówisz prawdę?
- Tak. Obiecuję.
- To wam nie przeszkadzam, tylko wiesz, żebyś z tym kolegą nie „wpadła”.
- Taka głupia, to ja jeszcze nie jestem. Nie przesadzaj.
- Jeszcze? Haha. Mam nadzieję. Pa.
- Pozdrów wszystkich. Pa.
- Pozdrowię.
Rozłączyła się, a ja odetchnęłam z ulgą.
- A teraz ci odpowiem na pytanie: Masz kogoś? Tak - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, przecież nie pytał czy mam chłopaka, tylko czy kogoś mam. Popatrzyłam na jego zawiedzioną minę. - Ale tylko kolegów i przyjaciół. Chłopaka nie miałam nigdy w życiu.. Jak na razie nie chcę mieć. Nie jestem jeszcze gotowa.
- A kto to Josh? - spytał zaciekawiony.
- Przyjaciel, u którego mieszkam.
- A  z kim rozmawiałaś? Jaki to był język?
- Jaki ty jesteś ciekawski.. Z siostrą, po polsku.
- Jesteś Polką? - popatrzył na mnie i otworzył szeroko oczy.
- Tak, przyjechałam tu poszukać kuzyna, którego nie widziałam ponad dziesięć lat.
- To życzę ci miłych poszukiwań.
- A dziękuje. A ty masz kogoś?
- Tak samo jak ty tylko przyjaciół itd. Dziewczynę miałem, ale straciłem, sama zawiniła.. Zdradziła mnie z gitarzystą z naszego zespołu – Dustinem. A i tak później powiedziała, że mnie kocha, a to była tylko chwila zawahania się..
- Biedaczku - pogłaskałam go po ramieniu.
- Przyzwyczaiłem, że każda, którą kocham mnie nie chce.
- Nie przesadzaj. Jesteś wspaniałym facetem, na pewno wiele dziewczyn jest w tobie zakochanych.
- Nie przesadzam, tak jest.
- Nie możliwe, jak się zakocham, to będę o to osobę walczyła z całych sił. Obiecuję ci to.
- Może masz rację. Jesteśmy na miejscu..

*************
Ok. Proszę o szczere komentarze. Oczywiście, nowa postać :) Mam nadzieję, że się spodobało.. Notkę dedykuje mojej kochanej - nowej - koleżance Gage :) <3

27/04/12

Rozdział VII


Następny rozdział krótki, ale jest..
****************************

                Szłam jakąś oświetloną uliczką, gdzie byłam, nie wiem, widziałam wiele zakochanych par. Spodobało mi się to, ale też zakochałam się w tym klimacie, wyciągnęłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia, o tej porze miasto wyglądało przepięknie. Światła, wysokie oświetlone budynki, cisza.. dziwne prawda? Cicha w takim wielkim mieście, nawet nie jeździły samochody.. Spokój, to kochałam. W powietrzu unosił się zapach kwiatów, bo właśnie przechodziłam obok kwiaciarni. Wszystko wyglądało, tak.. inaczej, ładniej niż w Polsce. Spodobało mi się tutaj? Możliwe, bardzo możliwe. Z chęcią przeprowadziłabym się tu na zawsze.. Ale mój kraj kochałam i nigdy nie przestanę kochać.
Zaczepiłam jedną piękną parę, szli za rękę, szli tak.. obojętnie, jakby nikt inny nie istniał tylko oni. Czy to właśnie miłość? Nie mam pojęcia, dowiem się kiedyś, mam taką nadzieję.
Chciałabym być zakochana, ale wiem jak ze mną jest.. Odrzucam każdego.. Bo jest brzydki, bo za niski itd.. Tak już mam.. Dopiero niedawno zrozumiałam, że liczy się wnętrze człowieka, ale nie wygląd zewnętrzny. Szkoda, że nie wiedziała o tym dużo, dużo wcześniej.
- Mogę państwu zrobić kilka zdjęć? - spytałam nieśmiało.
- Oczywiście - powiedzieli.
Zrobiłam im zdjęcia: jak się przytulali, całowali.. W ich oczach widać było ogień.. Ogień miłości.. Tak mówi mama, że w oczach osób zakochanych, pali się ogień, który nigdy nie zgaśnie, ja go zauważyłam. Cudownie razem wyglądali.. Ona miała czarne, kręcone włosy, on szatyn, miał krótkie włosy. Dziewczyna miała na sobie spódnicę, krótki płaszcz do pasa, czarne lub brązowe buty,a na włosach opaskę, a w uszach kolczyki, on- ciemne jeansy, biały podkoszulek i czarną, rozpiętą kurtkę.
- Ładnie państwo razem wyglądają - powiedziałam, w trakcie robienia zdjęć.
- Dziękujemy - odezwał się chłopak.
- A co po w ogóle pani nasze zdjęcia? – spytała dziewczyna.
- Kocham robić zdjęcia. Najbardziej osobą zakochanym.
- Dlaczego? - spytał chłopak.
- Bo nigdy nie byłam zakochana, nigdy z nikim nie byłam.. - zasmuciłam się. - Tak w ogóle to jestem Angelika.
- Miło nam - powiedział chłopak.
- Nie przejmuj się - powiedziała dziewczyna z troską w głosie. - Tu, w Los Angeles, na pewno znajdziesz kogoś, kto cię pokocha. Taki urok, tego miasta.
- Mam nadzieję.. Nie wiedzą, państwo jak dojść na plażę?
- Musisz iść prosto, później skręcić w lewo w trzecią uliczkę, przejść przez drzewa, a za nimi jest plaża, cudowne miejsce, spodoba ci się - powiedziała dziewczyna. - Tam jest nasze ulubione miejsce - spojrzała na chłopaka.
- Dziękuje.. Zapomniałabym: Chcieliby państwo zobaczyć zdjęcia?
- Oczywiście - powiedzieli oboje.
                Stałam tam jeszcze może z dziesięć minut. Zdjęcia strasznie im się spodobały, więc poszliśmy je wywołać. Mieliśmy szczęście, w ostatniej chwili nam się udało. Mężczyzna, miał około trzydzieści lat, prawie łysy, z brodą, był dość gruby, miał na sobie krótkie, jasne spodenki i czarną bluzkę, bez rękawków. Wywołaliśmy zdjęcia, zapłaciliśmy i wyszli. Później, ja udałam się w swoją stronę, a oni w swoją.
- Chciałabym mieć kogoś takiego jak ona.. – powiedziałam sama do siebie.
                Szłam tak, jak mówiła dziewczyna. Nagle zauważyłam wielką piaszczystą plażę, ogromny, pięknie błyszczący ocean, a za nim w oddali wielkie, żółto - pomarańczowe słońce, chowające się za wodą.. Było tam pięknie, nigdy w życiu nie widziałam równie pięknego miejsca, no chyba, że coś pięknego to klasa od biologii, w które było wiele odmian roślin, ale raczej nie.
                Ściągnęłam buty i skarpetki, weszłam na piasek. Był taki.. miły i ciepły. Chodziłam brzegiem morza, woda czasami dopływała do mnie i moczyła mi nogi. Nie była taka zimna, jak nad Bałtykiem, była o wiele cieplejsza i oczywiście - czysta. Widziałam, że nie byłam sama. Ludzie też spacerowali, dwójkami,a  gdy przechodzili obok mnie, uśmiechali się i dziwnie patrzyli. Ja sama, a oni w grupach, albo w dwójkach..
- Zakochałam się w tym miejscu – szepnęłam pod nosem.
                Szłam może jeszcze kilka minut. Zauważyłam ławkę, na której nikt nie siedział. Udałam się tam. Wyciągnęłam aparat i zrobiłam kilka zdjęć, zachodzącego słońca.
                Zamknęłam oczy, odchyliłam głowę do tyłu i nagle poczułam, że ktoś siada obok mnie. Otworzyłam oczy.. Jakiś facet. Kaptur na głowie, ręce w kieszeni. Wystraszyłam się go - później już wiedziałam, że źle zrobiłam, że nie uciekłam w tamtej chwili..
- Nad czym tak myślisz, kicia? - spytał chropowatym głosem.
- Nad życiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Później żałowałam, że w ogóle się do niego odezwałam. Przysunął się do mnie złapał za kolano i powiedział:
- To może się zabawimy, słodka? - zrobiło mi się słabo. - Zobaczysz, co to jest prawdziwe życie.
- Nie mam zamiaru - powiedziałam podwyższonym tonem, odepchnęłam jego rękę.
- Weź mała.. - położył swoją rękę wyżej na mojej talii, a później posuwał rękę coraz wyżej.
- Spadaj zboczeńcu! - krzyknęłam, dałam mu w twarz i zaczęłam uciekać.
- Zaraz cię złapię, suko! - krzyknął i mnie zaczął mnie gonić..

26/04/12

Rozdział VI



Sorki, że takie krótkie, ale nie miałam weny, a chciałam, żebyście coś przeczytali ;)
************************

Minął już tydzień od tego dziwnego snu..
- Czym ja się tak przejmuje? - pytałam sama siebie. Ale nie znałam na to pytanie odpowiedzi.
Oczywiście - jak to ja - przez ten cały czas nigdzie się nie wybrałam, tylko non stop siedziałam w domu, a mój dzień wyglądał tak:
1. 8:00 pobudka, toaletka poranna,  śniadanie.
2. 10:00 pożegnanie z Joshem - jak zwykle gdzieś wychodzi.
3.10:30 pożegnanie z Izką wychodzi do pracy.
4.12:00 zrobienie czegoś do jedzenia.
5. 12:30 pozmywanie i posprzątanie. Jakoś musiałam im to wynagrodzić, że mogłam z nimi zamieszkać.
6. 12:30-15:00 oglądanie telewizji, czytanie książek i słuchanie mojej ulubionej myzyki,  czyli oczywiście jednego z najlepszych zespołu – oczywiście moim zdaniem - Big Time Rush.
7.15:30 powrót Josha do domu.
8.16:30 powrót Izy do domu.
9.17:30 kolacja.
10. 18:00-20:00 „rodzinne” oglądanie telewizji.
11. 21:30 powrót do swojego pokoju.
Zaczęło mi się to nudzić.. Pewnie jak każdemu w mojej sytuacji, ale co ja miała robić? Całe dnie padało.. A myślałam, że jak przyjadę do Los Angeles to codziennie będzie słoneczko.. Myliłam się. Nie cierpię takiej pogody.. Może w Polsce mi to nie przeszkadzało, ale tutaj.. Tu to co innego.. Chcę się oderwać, od starego życia.. Ale nie potrafię..
Tak jak mówiłam, minął już tydzień jak przyjechałam do Los Angeles. Jak zwykle siedziałam na kanapie i oglądaliśmy jakieś romansidła, blee jak mi się to nie podobało.
- Już dość tego! - powiedziałam do siebie. - Nie ma siedzenia w domu! Muszę gdzieś wyjść.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Udałam się do siebie do pokoju, wzięłam jakieś przetarte jeansy, bluzkę z krótkim rękawkiem, z jakimś kolorowym napisem i czarną bluzę, która pasowała mi do skórzanej kurtki. Weszłam do łazienki, przebrałam się, umyłam zęby i twarz, uczesałam się, zerknęłam na zegarek była 19:50 i zeszłam na dół.
Zobaczyłam Izabelę siedzącą na blacie kuchennym i Josha stojącego przy niej. Co robili? A co mogli? Całowali się, tym razem bardziej namiętnie. Stanęłam, oparłam się o ścianę, założyłam ręce i popatrzyłam na nich, jakoś mi to nie przeszkadzało. Dlaczego? Nie wiem, może się już przyzwyczaiłam, a może.. spodobało mi się to? Nie możliwe, nie mi.
Zauważyli mnie. Od razu Josh zrobił krok do tyłu.
- Ładnie tak podglądać? - spytał.
- Nie, ale jakoś tak wyszło, nie mogłam się powstrzymać - zaczęliśmy się śmiać. - Chciałabym wyjść się przejść.
- Sama? - spytała zdziwiona Iza. - Nie znasz przecież miasta.
- Poradzę sobie, a jak się zgubię to przecież są ludzie, spytam się gdzie się znajduję.
- Jesteś pewna? - spytała Iza.
- Boże Iza.. Jesteś taka nadopiekuńcza, jakbyś była w ciąży - powiedziałam, a Iza spuściła głowę, ale zauważyłam się „strzeliła buraka”. - Iza.. Czy ty? Czy wy?
- Tak, robiliśmy to, nie jeden raz i tak wpadłam.
- Który miesiąc? – byłam spokojna.. chociaż trochę..
- Drugi - powiedział Josh.
- Chcesz urodzić? - spytałam spokojnie.
- Ja chcę - powiedziała Iza. - Ale..
- Josh, nie chce mieć jeszcze dzieci? -spytałam, podchodząc do niej.
- Tak, a jeszcze boimy się rodziców - zaczęła płakać, a ja ją mocno przytuliłam.. Zrobiło mi się jej żal. Byli młodzi, wpadli.. Rozumiem ich, sama byłabym przerażona, co na to powiedzą rodzice.. Nie byliby zadowoleni, jestem tego w 100 % pewna.
- Nie płacz, dziecko to dar.. Zapamiętaj to sobie, jeśli ty go chcesz, to nic i nikt na drodze do szczęścia nie ma prawa ci stanąć.. – powiedziałam to, co pierwsze przyszło mi na myśl..
- Dziękuje - powiedziała wycierając łzy.
- Nie dziękuj. Musisz myśleć o sobie, a teraz jeszcze o dziecku. Ja bym nigdy nie mogła.. no wiesz.. usunąć. Nie miałabym sumienia tego robić. To żywa istota.
- Jesteś strasznie mądra jak na osiemnastoletnią dziewczynę. – powiedziała Loster, ocierając łzy. – I nie bój się nie usunę.. No chyba, że poronię.
-Jeszcze mam siedemnaście lat - przytuliłam ją znów. - To mogę wyjść?
- Tak, ale obiecaj, że wrócisz przed północą, albo nie.. To twoja pierwsza noc poza naszym domem, więc obiecaj, ze zadzwonisz, co się z tobą dzieje.
- Obiecuje. Pa.
- Pa. Miłej nocy życzymy.
- Dziękuje.
                Poszłam na górę, wzięłam torebkę, wrzuciłam do niej: okulary, które czasami nosiłam, ale powinnam zawsze. Wzięłam też pomadkę do ust, portfel, aparat fotograficzny, bo kochałam robić zdjęcia. Do kieszeni komórkę i wróciłam na dół. Pożegnałam się i wyszłam.

24/04/12

Rozdział V


Przepraszam, że tak długo nie pisałam.. 
***********************

 Ruszyliśmy ku wyjściu, poczułam ciepłe powietrze na mojej szyi. Adrian stanął obok mnie i złapał w pasie, pocałował w szyje. Zaskoczona próbowałam mu się wyrwać, ale bez skutku, położyłam swoje ręce na jego klatce piersiowej, aby się ode mnie odsunął:
- Zostaw! - krzyknęłam.
- Nigdy, muszę ci coś powiedzieć.. – był inny, taki poważny.. Bałam się go.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam znów.
Josh, zauważył to, odwrócił się w naszą stronę i krzyknął:
- Puść ją! Ona nie chce, żebyś ją obmacywał! – Josh zawsze stawał w mojej obronie.. Był prawdziwym przyjacielem. Dalej jest.
- Nie mam zamiaru - powiedział spokojnie Adrian, patrząc się na mnie dzikim wzrokiem.
- Co chcesz mi powiedzieć? - spytałam również spokojnie.
- Że.. że strasznie mi się podobasz - delikatnie mnie puścił,a ja się wyrwałam.
- Jesteś tylko moim kolegą - zaczęłam go głaskać opuszkami palców, po policzku. Złapał moją rękę i przyłożył do swoich ust. Pocałował kilka razy i puścił.
- A ty moją drugą połówką, kocham cię - popatrzyłam na niego, jak na wariata.
- Adrian.. Nie obraź się, ale po jednym dniu znajomości, nie można się zakochać - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Twoim zdaniem nie, ale jakoś przy tobie czuję się tak dobrze.. Nigdy nie czułem czegoś takiego - spuścił głowę,a  ja go przytuliłam.
- Nigdy nie będę dla ciebie nikim więcej niż koleżanką, przykro mi – po jego policzku spłynęła łza, udałam, że tego nie widziałam.. Fajny początek nowego życia..
- Rozumiem.. – nie podniósł głowy.
- Nie smuć się, uśmiech proszę - uśmiechnął się, a ja znów go przytuliłam. Czułam się bardzo źle. Zrobiłam mu przykrość, ale co miałam zrobić jak nic do niego nie czułam?
- Idziemy czy stoimy? - spytała Iza.
- Idziemy – powiedziałam.
                Wyszliśmy przed lotnisko. Włożyłam torby do samochodu Izy. Josh jeszcze nie miał auta. Ostatnio skończył 18 lat. Dokładnie 20 czerwca. Dobrze mu.. Też bym chciała mieć już 18 lat.
- Jedziesz z nami? - spytał Josh, Adriana.
- Nie, ja mam tu niedaleko samochód. Do widzenia.
- Pa - powiedzieli Josh i Iza, a ja nie mogłam wytrzymać i pobiegłam do niego.
- Masz to mój numer - podałam mu karteczkę.
- Dziękuje. Napiszę do ciebie. Pa kochana.
- Pa - przytuliłam go ostatni raz i udałam się do samochodu.
Czułam się jakoś dziwnie, jak nie ja. Zraniłam go? Tak, na pewno, widziałam jego oczy, oczy zachodzące łzami. Jest mi z tego powodu tak smutno. Nigdy nikogo nie zraniłam, aż tak...
                Jechaliśmy, jakieś 10 minut. Przez całą drogę nie odezwałam się ani razu, a Josh z Izą rozmawiali przez całą drogę. Rozmyślałam tylko nad tym, gdzie będę spała.. Nie będę się narzucać Joshowi, co to, to nie. Taka podła to nie jestem.
Nagle zauważyłam, duży dom, był prześliczny. Dach czerwony, a cały dom miał kolor drewna, ciemniejszego drewna.
- To wasz? - zapytałam.
- Tak - powiedziała Iza. - Dostaliśmy od rodziców na zaręczyny.
-  Na zaręczyny? - zdziwiłam się. - Przecież Josh mówił, że jesteś jego dziewczyną, a nie narzeczoną.
- Wiem. Nikt o tym nie. Tylko my, nasi rodzice i.. ty - uśmiechnęli się.
- Jestem wyjątkiem - zaśmialiśmy się.
                Iza zaparkowała w garażu, wzięłam swoje walizki i udałam się za nią do środka, Josh mam gdzieś zniknął, jak zwykle, to było w jego naturze. Otworzyła drzwi, a ja zaniemówiłam, nigdy nie widziałam, takiego pięknego wnętrza.
- Podoba się? - spytał Josh, który nagle znalazł się w kuchni.
- Jeju.. Jak tu pięknie.  Jak wam się udaje utrzymać dom w czystości?
- No.. Mało w nim czasu spędzamy. Nie mamy wiele czasu. Josh, chodzi do szkoły, a ja do pracy - powiedziała Iza.
- A ile ty masz w ogóle lat? - spytałam. - Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić.
- 22. Nie jestem już taka młoda.
- Nie przesadzaj. Jesteś młoda, nawet bardzo.
- Dość tych kłótni, mój kotek jest młody - pocałował ją w usta - tak samo jak moja koleżanka - uśmiechnął się.
- Teraz już przyjaciółka - uśmiechnęłam się do Josha.
- Naprawdę mogę do ciebie tak mówić? - spytał zdziwiony chłopak.
- No pewnie, tyle dla mnie zrobiliście. Iza jak chcesz to też możesz być moją przyjaciółką - zwróciłam się do Izabeli.
- Bierz ten tytuł póki się nie rozmyśliła, u niej nie jest tak łatwo zostać przyjacielem, ja trudziłem się ponad trzy lata - uśmiechnął się, a ja do niego podeszłam i dostał ode mnie kuksańca w bok.
- Dobrze, mówmy do siebie przyjaciele - powiedziała po chwili namysłu Izka.
- To super - uniosłam prawy kącik ust do góry.
Postaliśmy jeszcze chwilę, pogadali. Josh z Izą non stop się całowali, a mi było nie dobrze. Tak już miałam, nie lubiłam się patrzyć jak ktoś się całuje. Mama mówiła, że jestem zazdrosna, ale ja tak nie uważam. Tak zostałam nauczona, że całowanie jest obrzydliwe.. Ale jakoś miło było patrzeć na nich, tak słodko razem wyglądali.
- Chodź, pokażę ci twój pokój - powiedziała Izabela, gdy NARESZCIE oderwała się od Josha.
- Mogę u was mieszkać? - spytałam zdziwiona.
- Oczywiście - powiedział Josh - Jesteś moją przyjaciółką.
- Dziękuje wam - przytuliłam się.
- Nie ma za co. Chodź - powiedziała Izka. - To tu - powiedziała po chwili.
                Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam piękny, duży pokój. Dwie ściany były niebieskie, a dwie różowe. Na ścianach, powieszone były obrazy i zdjęcia. Strasznie mnie to zaciekawiło. Niektóre zdjęcia były kolorowe, ale najpiękniejsze były czarno - białe. Znałam je, nie wiem skąd. Równolegle do drzwi było okno. Obok łóżko, duże. W pokoju znajdowały się też dwie szafy i biurko.
- Josh! – krzyknęłam - To co za zdjęcia na ścianach?!
- Nie krzycz, przecież tutaj jestem - zaśmiał się i stanął obok mnie.
- Josh mówił, że te zdjęcia robiła jego utalentowana znajoma - powiedziała dziewczyna. - Ale nigdy nie chciał zdradzić jej imienia. Powiedział, że nie chciałaby tego, jest bardzo skromna..
- Aż wreszcie ją poznałaś - powiedział Josh, a my popatrzyłyśmy się na niego dziwnie.
- Jak to? - spytałyśmy obydwie.
- Angelika, przypatrz się tym zdjęcia - popatrzyłam na nie.
-Przecież.. przecież to moje zdjęcia. Miałam z trzynaście, może czternaście lat jak je zrobiłam.-uśmiechnęłam się. Trochę mnie to zdziwiło, że moje zdjęcie wiszą u nich w domu.
- Tak, dałaś mi je w prezencie, jak wyjeżdżałem - powiedział Josh.
- To ta twoja artystka - zaśmiała się Iza.
- Tak, moja ulubiona artystka. Uciekam na dół - powiedział i znikł za drzwiami.
- A tak w ogóle to pięknie tutaj - stwierdziłam.
- Dziękujemy - powiedziała Iza.
- A gdzie jest łazienka? - spytałam,  a Izabela pokazała na drzwi w pokoju. - Myślałam, że to garderoba.
- Każdy tak myśli, ale my wolimy mieć łazienki w pokojach. Idę..
- Dziękuje za wszystko - powiedziałam.
- Nie ma za co. Czuj się jak u siebie w domu. - powiedział Josh, wpadając do pokoju, zabrał swoją narzeczoną i znikli oboje.
                Położyłam się na łóżku i pomyślałam „Zaczynam nowe, lepsze życie. Będzie dobrze. Na pewno.” Było już po 19:40.
- Co ja będę teraz robić? - pomyślałam.
Przebrałam się i udałam na pole, usiadłam na trawie i oglądałam gwiazdy. Nagle poczułam, że ktoś mi się przygląda, nie wiem kto, słyszałam tylko kroki i widziałam jakąś ciemną postać w oddali. Bałam się. Zbliżała się do mnie coraz bliżej i bliżej. Zamknęłam oczy, aby się nie bać, ale to nie pomogło, czułam jego oddech, dłonie na twarz i głos: „Otwórz oczy.. Proszę. Otwórz oczy..” Znałam ten głos, ale bałam się..
Otworzyłam oczy. Nagle wszystko co widziałam znikło, a przy mnie na trawie siedział Josh.
- Co się stało? - spytałam.
- Zasnęłaś na trawie i miałaś jakiś dziwny sen, chyba.. Strasznie krzyczałaś, więc cię obudziłem.
- Oo.. Tak. Miałam strasznie dziwny sen…
                Opowiedziałam o wszystkim Joshowi. Musiałam komuś powiedzieć, że mam jakie obawy, bo samo z siebie, nie śniło by mi się coś takiego. Wiem o tym. Ale później było jeszcze gorzej..

18/04/12

Rozdział IV




Następny rozdział.. Jakoś naszła mnie wena. Komentujcie :)
NOWE POSTACIE! 
*****************************

Obudził mnie komunikat: „Proszę  zapiąć pasy, zaraz lądujemy” i głos Adriana:
- Szybko - powiedział.- Zapinaj pasy, mała.
- Heh - odwróciłam się zapięłam pasy i powiedziałam - Mówisz jak mój kolega.
- Fajny jest ten kolega?
- Tak. Ma na imię Josh i jest super kolegą.
- Ciężko ci było go zostawić w Krakowie? - spytał a ja popatrzyłam na niego.
- Nie zostawiłam go. On mieszka w Los Angeles, ale nie wiem czy będzie chciał mnie przyjąć do swojego mieszkania. Teraz ma dziewczynę i nie chciałabym im się w życie wcinać.
- Doskonale cię rozumiem. Jak przyjechaliśmy pierwszy raz do LA, to nie mieliśmy gdzie spać, mama pojechała do znajomych, ale ja nie chciałem. Jakimś cudem mama i tak mnie tam zaciągnęła - uśmiechnął się.
                Poczułam, że jesteśmy coraz niżej i złapałam go za rękę, a on spojrzał na mnie zdziwiony i się uśmiechnął. Ja zrobiłam to samo, zamknęłam oczy. Za chwilę byliśmy już na ziemi.
- Uff.. Jaka ulga - powiedziałam otwierając oczy.
- Wiem, ale byłaby większa, gdybyś puściła moją rękę.
- O tak przepraszam - zaczerwieniłam się.
- Nic nie szkodzi, to było nawet miłe.
- Wstawaj, wysiadamy.
- Jakoś nie mam ochoty - założył ręce i popatrzył na mnie.
- Głupek - wstałam, chciałam przejść przez jego nogi, ale on pociągnął mnie na swoje kolana i powiedział cicho:
- Fajnie się z tobą leciało - uśmiechnął się, a ja poczułam, że trzyma mnie w pasie.
- Mi również, ale mógłbyś mnie teraz ty puścić?
- Oczywiście - uwolnił mnie z uścisku, wstałam, wzięłam torebkę i wyszłam. - Czekam na ciebie przy odbieraniu walizek.
- Już biegnę! - powiedział i momentalnie przybiegł do mnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
                Odebraliśmy walizki, ja trzy, a on.. tylko jedną?! Dziwne dla mnie to było. Zaczęłam się śmiać, a on spytał:
- Dlaczego się śmiejesz?
- Bo ja przyjechałam na miesiąc i mam trzy walizki, a ty mieszkasz tu całe życie i masz tylko jedną.
- Nie mam tam wcale swoich ubrań, tylko babcia, dała nam jakieś ciasta, paszteciki itp.
- To masz fajną babcię.
- Wiem. Jest wspaniała.
Uśmiechnęliśmy się oboje.  Powolutku szliśmy do wyjścia. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła:
- Angelika, zaczekaj - zdziwiona odwróciłam się. Zauważyłam, że jakaś para biegnie w naszą stronę.
- Znasz ich? - spytał Adrian.
- Tak - nagle się uśmiechnęłam. - To Josh i chyba jego dziewczyna.
- Gdzie mi uciekasz? - spytał Josh, gdy był już przy mnie.
- Myślałam, że nie przyjedziesz po mnie - przytuliliśmy się.
- A dlaczego bym miał nie przyjechać? Jestem moją najlepszą przyjaciółką, znaczy koleżanką.. - od razu uśmiech zszedł z mojej twarzy jak zobaczyłam,  jak przygląda nam się jego towarzyszka. Była ładna miała brązowe włosy, nie była zbyt wysoka, ani zbyt niska. Josh lubisz takie dziewczyny.. Miała śliczną cerę.. Nie była za bardzo opalona, co bardzo pasowało do jej włosów. Włosy związane, nie była za bardzo umalowana.. To był jeden warunek Josha, aby umówić się z dziewczyną.. Nie może być jak "plastikowa" lalka. Takie dziewczyny - tak mówił Croven - nie mają uczuć.
- Josh, wiesz nie przytulaj mnie, bo twoja koleżanka się dziwnie patrzy. Chyba jest zazdrosna.. - powiedziałam cicho, aby jego przyjaciółka nas nie usłyszała.
- Tak? - spytał i się odwrócił w stronę dziewczyny..
- Tak, może nas przedstawisz?
- Ach tak.. To jest moja dziewczyna Izabela.
- Miło mi poznać - powiedziałam, podając jej rękę.
- Mi również - powiedziała, ze szczerym uśmiechem.
- Jesteś Polką? - spytałam Izabelę, a ona się uśmiechnęła.
-Nie przejmuj się kochanie.. Ona w każdym widzi Polaka lub Polkę - zaczął się śmiać.
- Nie, nie jestem Polką - powiedziała Iza, gdy uspokoiła śmiech - Wychowałam się we Włoszech, ale tu w LA, poznałam kogoś kto skradł moje serce - pocałowali się.
- To miłe.
- A twój znajomy to..? - spytał Josh, mrużąc oczy.
- A tak.. To jest Adrian, kolega z samolotu.
- Miło poznać - powiedzieli wszyscy w jednym momencie.
- No to co, idziemy?-spytałam.
- Idziemy - powiedzieli wszyscy.

17/04/12

Rozdział III


Krótki, ale mam nadzieję, że się podoba.. 
Dedykuje ją @gabygrelowska  Wszystkiego najlepszego kochana <3A i jeszcze jedno.. NOWA POSTAĆ W BOHATERACH :) **************************

Wyłączyłam telefon i zobaczyłam wielki napis „Lotnisko Balice”. Znów ogarnął mnie ten strach, że coś będzie nie tak.
- Będzie dobrze - powiedziałam sama do siebie.
- Na pewno - powiedział tata.
- Myślisz?
- Nie martw się kochanie - odwróciłam się w stronę lotniska i zobaczyłam ogromny samolot. Przełknęłam ślinę. - Boisz się?
- Tak odrobinkę.
- Tak?
- No dobrze, bardzo się boję - odpowiedziałam robiąc wielkie oczy i zaśmiałam się.
- Nie ma czego.
- Wiem, ale i tak się boję - mruknęłam, a tata przytulił mnie pokrzepiająco.
Wysiedliśmy z auta. Wyciągnęłam swoje walizki i udałam się do samolotu. Oczywiście jeszcze nie raz wracałam się aby po raz ostatni przytulić tatę. Tak już miałam. Pożegnania są trudne.
Oddałam walizki i weszłam do samolotu. Był wielki. Pełno wolnych miejsc, mało co ludzi, a w kasie mówili, że to było ostatnie miejsce. Hmm... Jestem za wcześnie, pomyślałam.
- To nic - mruknęłam sama do siebie.
Wyszukałam swoje miejsca i jak na moje nieszczęście - tak mi się zdawało - nie siedziałam sama.
- Mogę przejść? - spytałam.
- Oczywiście - odpowiedział chłopak. Zdawało mi się, że na mnie jakoś dziwne na mnie spojrzał, jednak nie wnikajmy w to.
Był dość niespotykanej urody. Po raz pierwszy widziałam, żeby podrudziałe włosy łączyły się z jasnozielonymi oczami. Wyglądało to niesamowicie.  Lekko złotą twarz zdobiły piegi, choć musiałam się dobrze przyjrzeć, by w ogóle je zauważyć. Tak czy inaczej słodko to wyglądało. Jego włosy były krótkie, delikatnie kręcone. Miał na sobie brązową skórzaną kurtkę, bluzkę z napisem „I Los Angeles”, granatowe jeansy i czarne buty Pumy.
- Co mi się tak przyglądasz? - spytał po polsku. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy raczej uciekać.
- Po prostu nigdy nie widziałam... - nie dokończyłam, bo mi przerwał.
- ... rudych włosów i zielonych oczu? - spytał. Czyżby czytał w moich myślach?
- Tak. Skąd wiedziałeś? - spytałam zdziwiona.
- Nie obraź się ale to głupie pytanie, więc wiem, że każdy chce mi je zadać.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Każdy się o to pyta. Przyzwyczaiłem się.
- Farbowałeś je kiedyś? -spytałam. To pytanie mnie strasznie nurtowało.
- Nie. Tak mam od urodzenia - zatkało mnie.
- Wow - wydusiłam po chwili. - To jesteś niesamowity - powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Tak w ogóle to jestem Angelika Kamińska, a ty?
- Adrian Shanon. - odpowiedział. - Co cię ciągnie do LA?
- Wiesz, szukam kuzyna. Znaczy... Jak dolecę w całym kawałku to poszukam.
- Boisz się?
- Tak. Bardzo.
- Nie ma czego. Ten samolot jest bezpieczny, ale jak będziesz się dalej bała to powiedz. Pocieszę cię jakoś.
- Dziękuje. Zobaczymy jak się los potoczy, a ciebie co ciągnie do Miasta Aniołów?
- Ja tam mieszkam. Przyjechałem tylko do babci do Krakowa.
- A gdzie się urodziłeś?
- W Poznaniu ale mama chciała się przeprowadzić, więc... To zrobiliśmy.
- Ojciec nie chciał?
- Tata zmarł w wypadku samochodowym gdy miałem trzy latka. Nawet go nie pamiętam. Tylko ze zdjęć i opowiadań mamy - zasmucił się.
- Przykro mi. Jakbym wiedziała, to bym nie pytała. Naprawdę. Przepraszam.
- Nie przejmuj się.  Nie zajmujmy się mną. Mówiłaś, że jedziesz szukać kuzyna, tak?
- Tak. Nie widziałam go ponad jedenaście lat, aż wreszcie postanowiliśmy, że pojadę i spróbuję go odnaleźć. Na razie na miesiąc, bo muszę wracać do szkoły, a później się zobaczy.
- Przepraszam, że pytam, ale... Ile masz lat?
- Haha nie przepraszaj - zaśmiałam się. - Siedemnaście, a ty?
- Dziewiętnaście.
- Fajnie. Ja bym chciała już nareszcie skończyć tą osiemnastkę i stać się dorosła, ale wiem, że u was są inne prawa. Pełnoletność w wielu dwudziestu jeden lat, tak?
- Zgadza się, ale dla mnie to za długo. Jak wracam do Polski to znów jestem od roku pełnoletni - powiedział, a ja uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Chciałabym być pełnoletnia, ale i tak to nic nie zmienia. I tak teraz uczę się i pracuję... Więc po co mi to?
- Pracujesz? Co robisz? Bo ja nie pracuję. Na razie utrzymuje mnie mama i dziadkowie.
- Wiesz.. Daję korepetycje, ale nie mów nikomu - położyłam palec na ustach. -  Bo będę miała problemy i to wielkie.
- A ile bierzesz kasy? Bo pamiętam jak kiedyś jeszcze mieszkałem w Polsce to miałem problemy z nauką. Miałem korki dwa razy w tygodniu i płaciliśmy 90 złotych... Oczywiście za dwie godziny.
- U mnie nie jest tak drogo. Za 60 minut płaci się 15-20 złotych. Zależy od przedmiotu, a przychodzić można codziennie jak kto chce. Mi to nie przeszkadza - chłopak się zaśmiał.
- To niezbyt dużo. A jakich przedmiotów uczysz?
- Prawie wszystkich. Nie potrafię tylko nauczyć za bardzo geografii, czy wytłumaczyć polskiego. To moje wady.
- Nie przejmuj się. Kiedyś się podszkolisz.
- Mam taką nadzieję - ziewnęłam. - Chyba muszę się przespać. Nie wytrzymam 9 godzin lotu bez snu.
- Dobranoc.
                Ułożyłam się na fotelu, a głowę odwróciłam do okna. Poczułam że ktoś mnie dotyka. Odwróciłam się z powrotem i spytałam:
- Co robisz?
- Chciałem cię przykryć, bo tu jest strasznie zimno.
- Dziękuje - odwróciłam się z powrotem w stronę okna. Poczułam tylko jakąś rzecz, którą przykrył mnie chłopak, a później jego rękę na moich włosach. Głaskał mnie. To było takie przyjemne, że usnęłam...

16/04/12

Rozdział II



Przepraszam, że tak długo, ale nie miał mi kto poprawić błędów.. Tak się nie doczekałam, ale mam nadzieję, że się podoba.
************************

Spakowałam się, wzięłam swoje rzeczy, zabrałam również kilka drobiazgów, które będą mi przypominać o ojczyźnie. Postawiłam je przed wyjściem, zaczęłam się żegnać z mamą.
- Będę tęsknić, mamo - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nie tylko ty córciu - odpowiedziała mama i uroniłam łzę. - Nie płacz, proszę, bo i ja się rozpłaczę.
- Przepraszam, po prostu nie chcę wyjeżdżać. Nie chcę was zostawić..
- Wiemy o tym - dodał tata.
Wzięłam walizki i już miałam wychodzić gdy ktoś chrząknął. Odwróciłam się zobaczyłam moje siostry. Pomyślałam „One? Nie możliwe. Przecież one w ogóle się mną nie interesują”. Podeszły do mnie, a Karolina mnie przytuliła. Zdziwiło mnie to.
- Chciałaś wyjechać bez pożegnania? - spytała zdziwiona Karolina.
- Nie.. Po prostu myślałam, że jesteście na mnie złe.
- Za co? - spytała Dagmara.
- Za to jaka jestem. Nigdy nie znam żadnych "plot" dla Karolina, a ona się denerwuje. Dla ciebie Daga jestem głupia.. - zacięłam się.
- Może i jesteś odrobinkę głupia.. - zaczęła Daga.
- ..ale i tak cię kochamy - dodała Karolina.
- Jesteś naszą kochaną młodszą siostrą - powiedziały razem.
- Ja też was kocham - powiedziałam, podeszłam bliżej nich i się przytuliłam.
- Możemy już jechać? - spytał tata.
- Daj nam się jeszcze sobą nacieszyć - powiedziała mama.
- Dobrze, idę do samochodu, czekam na ciebie kochanie - powiedział tata i wyszedł do auta, a ja jeszcze chwilę zostałam.
- A tak w ogóle mamo, to na ile mam tam jechać? - spytałam.
- Na razie jedziesz tam na około miesiąc,a potem porozmawiamy. Zobaczymy jak się los potoczy, czy w ogóle go odnajdziesz - powiedziała mama.
- Właśnie, a jak nie, to wrócisz. Zawsze możemy oddać ci pokój - powiedziała Dżaga (tak nazywaliśmy Dagmarę), unosząc lewy kącik ust.
- Daj jej spokój. Nie zajmiemy ci pokoju - powiedziała Karolina.
- Mam nadzieję. Nie mam zamiaru mieć bałaganu - powiedziałam uśmiechając się, a dziewczyny popatrzyły się na mnie, bardzo dziwnie - No co?
- Czy ty coś sugerujesz? - spytała Karolina.
- Do ciebie nie mam nic - powiedziałam, a gdy zobaczyłam minę Dagi, zaczęłam się śmiać.
- Ale do mnie coś masz? - spytała Dagmara.
- Heh. Możliwe.
- Ejj..
- No przepraszam, wiecie że was kocham.
- Taa.. Jasne - powiedziała Dagmara.
Usłyszałam jak tata zaczął trąbić. Zrobiło mi się od razu bardzo smutno. Wiedziałam, że przez dwa miesiące się z nimi nie zobaczę.
- Musze już iść.
- Leć kochanie - powiedziała mama.
- Będziemy tęsknić - powiedziały siostry.
- Nie tylko wy. Pa - powiedziałam.
- Pa. Życzymy powodzenia w wielkim świecie.
Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i udałam się do samochodu. Włożyłam walizki i usiadłam z przodu. Zapięłam pasy, a tata ruszył. Zaczęłam myśleć:
- Ciekawe, czy odnajdę się w nowym otoczeniu - z wizji wielkiego miasta i mnie, wyrwał mnie tata.
- Uśmiechnij się kochanie - powiedział.
- Jakoś nie mam ochoty - powiedziała wpatrując się w okno.
- Nie rozumiem cię w ogóle. Tak bardzo chciałaś, a teraz, co? Dziwna jesteś..
- I ty to mi mówisz - uśmiechnęłam się.
- Oo.. Umiesz się uśmiechać.
- No pewnie. Jeszcze nie zapomniałam.
- Cieszę się.
- Ja też. Za ile będziemy na lotnisku?
- Jeszcze jakieś 15 minut.
- Mam prośbę, tato..
- Jaką córeczko?
- Moglibyśmy nie rozmawiać przez całą drogę. Chciałabym jeszcze coś przemyśleć - usłyszałam „pik”, więc wiedziałam, że dostałam sms-a.
- Dla ciebie wszystko - powiedziała tata.
- Dziękuje.
                Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, że mam cztery nieodebrane połączenia od Josh-a, i jedną wiadomość, również od niego. Zaczęłam czytać:
Josh: Sorki, że się tak rozłączyłem. Po prostu jeszcze nie przyzwyczaiłem się do twoich żartów - przeprosił? Nie możliwe..
Ja: Nie ma sprawy, nie powinnam tak żartować. Wiem, że tego nie lubisz, ale się nie powstrzymałam. Również cię przepraszam.
Josh: Nic nie szkodzi. O której masz samolot?
Ja: O 6:30 pm mojego czasu. Czyli o 9:30 am waszego czasu.
Josh: A leci się 10 h?
Ja: Pewnie tak. Nie mam pojęcia. Nigdy nie leciałam samolotem. Ty powinieneś bardziej wiedzieć. Leciałeś, ale dawno temu.
Josh: To pewnie 9-10 h. Tak nam mówili, ale to było 2 lata temu, może nic się nie zmieniło.
Ja: Możliwe. A co chciałeś?
Josh: Tak pytam.
W pisaniu przeszkodził mi tata, który poinformował mnie, że już jesteśmy niedaleko. Zaczęłam się strasznie denerwować.
Ja: Aha. To ja kończę, już jesteśmy prawie na lotnisku.
Josh: To życzę ci miłego lotu, mała.
Ja: Dzięki ,pozdrów swoją dziewczynę.
Josh: Pozdrowię, pa.

12/04/12

Rozdział I



Chciałabym opowiedzieć wam moją prawdziwą historię, chodź nie każdy wierzy, że można mieć takie szczęście..
A tak w ogóle chcę wam się przedstawić : mam na imię Angelika, jeszcze nie dawno byłam samotna. Nie miałam przyjaciół, nie potrzebowałam ich. Znaczy oni nie potrzebowali mnie. Nikt nie chciał przyjaźnić się z „kosmitką”. Dlaczego kosmitką? Bo byłam inna. Zawsze lubiłam się uczyć, ich to denerwowało. Dlaczego? Nie wiem, czasami się zastanawiam, ale nie mam pojęcia. Moim zdaniem to nie powinno ich interesować, jak się uczę i po co. Jedni lubią siatkówkę, inni nożną, a ja wolałam naukę, tak spędzałam mój wolny czas i to kochałam. Ale wróćmy to historii. Wszystko się zmieniło, kiedy w wieku 17 lat, 10 lipca 2015 roku, wyjechałam do Los Angeles..
- Mamo muszę? - spytałam mojej rodzicielki, gdy pakowała moje walizki.
- Skarbie, musisz. Tak bardzo chciałaś odszukać swojego kuzyna, zawsze mówisz, że za nim tęsknisz, a poza tym, może znajdziesz sobie tam kogoś, musisz być dobrej myśli.
- Ale w wieku 17 lat?! Mamo, sama nie dam sobie rady w wielkim mieście, jestem za młoda. Każdy tak uważa, tylko nie wy.
- Jesteś mądrą dziewczynką. Wierzę w ciebie - dodał tata. - A tak w ogóle mama ma rację.
- Jeju i ty tato przeciwko mnie? Jak możesz? - uśmiechnęłam się sztucznie, a tata tylko wzruszył ramionami i odszedł.
- Rodzice mają rację, a jak okażę się, że mamy kogoś sławnego w rodzinie? Będzie super - wtrąciła się Karolina, moja siostra, zawsze pozytywnie nastawiona do wszystkiego..
- Tak, bo ty zawsze musisz mieć rację.. Nigdy nie mogę robić tego, co chcę! Mam tu pracę, rodzinę. Dajcie spokój, proszę - ostatnie zdanie powiedziałam cicho.
- Powiem ci tak, jesteś głupia - odezwała się moja druga siostra Dagmara - Ja bym pojechała, jakbym miała taką szansę.
- To jedź, droga wolna.  A mi dajcie spokój! Ja chcę tu zostać. Dobrze mi tu - obróciłam się na pięcie i udałam się do kuchni. - Jestem dziwna, wiem, nie zmienię się - powiedziałam w drodze do kuchni.
Oparłam się o blat, nagle zadzwonił mój telefon, usłyszałam piosenkę Cinema Bizarre - Depper And Deper, był to Josh mój kolega (KOLEGA - bo jak już mówiłam, przyjaciół nie posiadałam). Jego tata był Amerykaninem, a mama Polką. Przyjechał na kilka lat do Polski, a później wrócił, tam gdzie się urodził, do słonecznego Los Angeles.
- Cześć - powiedziałam, oczywiście po angielsku.
- Cześć. Co tam mała? - usłyszałam jego miły głos, kochałam jak mówił do mnie „mała”..
- Powiem tak, rodzice chcą abym pojechała do Los Angeles, żebym znalazła mojego kuzyna, którego nie widziałam, coś około jedenastu lat.
- To ekstra, nie cieszysz się? - spytał, ale w jego głosie słychać było zdziwienie.
- Tak szczerze to nie, jakoś nie mam ochoty opuszczać Krakowa.
- Dlaczego? Wolisz w nim gnić? A tu: Miasto Aniołów, plaża, słońce, ja i ty..
- Znowu zaczynasz?
- Tęsknie za tobą, wiesz o tym - usłyszałam lekki śmiech, wiedziałam że żartuje.
- Ale zapamiętaj to sobie, nigdy nie byliśmy i nie będziemy razem - uśmiechnęłam się, ale głos miałam poważny.
- Nie bój się, mam dziewczynę - chwila ciszy, aż wreszcie walnęłam głupotę.. Jak to ja xD
- Jakaś cię chciała? - zaśmiałam się, a on chyba nie potraktował tego jako żart.
- Jak masz się ze mnie nabijać, to nie musimy rozmawiać - stał się poważny, zbyt poważny..
- Josh, daj spokój - powiedziałam błagającym tonem - Wiesz, że to tylko żarty.
Rozłączył się, a mi się zrobiło strasznie głupio..
- No to straciłam kolegę, ale jak znam życie to nie na długo - pomyślałam, a w tym momencie weszła do kuchni Karolina.
- Z kim rozmawiałaś? - zapytała jak zwykle ciekawska.
- Z Josh-em, a co? Już nie wolno z nikim w tym domu porozmawiać?
- Można, można. Po prostu nic z twojej rozmowy nie zrozumiałam, za szybko mówisz.
- Twoja strata.. - powiedziałam.
- Ej, no.. Powiedz o czym rozmawialiście. Wiesz, że jestem ciekawa.  A właśnie masz dla mnie jakieś ploty? - uśmiechnęła się, a ja popatrzyłam się na nią jak na głupią.
- Jakoś nie mam ochoty ci mówić. A tak w ogóle to po co ci „ploty”?
- Wiesz muszę wiedzieć co się na mieście dzieje, a na razie nie mam czasu wychodzić z domu. Ale jak widzę, od Ciebie nigdy nic, nie można się dowiedzieć - zarzuciła włosami i odeszła.
- A dalibyście mi spokoju ludzie?! - krzyknęłam na cały dom.
- Kochanie zrozum, chcemy tylko żebyś wreszcie była szczęśliwa, żebyś nie tęskniła za Kendallem - powiedziała mama.
- Mamo ja go nawet nie pamiętam, jak go ostatni raz widziałam, to miałam 7 lat, a on.. Hmm.. 13?!
- Córciu..
- Nie mamo, on na pewno mnie nie pamięta..
- Rodziny się nie zapomina.. A jeszcze on by cię miał zapomnieć? - powiedziała zdziwiona mama - Byłaś jego, jedyną kuzynką, którą kochał.
- Mamo! - usłyszałam Dagę i Karolinę, zaczęłam się śmiać - Zawsze to mówisz, że tylko ją kochał..
- Porozmawiamy o tym później - krzyknęłam mama do dziewczyn, a ja uśmiechnęłam się sama do siebie. Popatrzyłam w okno.. Pogoda się jakoś nagle pogorszyła, tak jakby, była taka, jaki mam humor.. Szarość, deszcz i wiatr, tak wyglądała pogoda, a ja zrozumiałam, że tęsknie.. Tęsknie za tym co było kiedyś..
- Ja go jakoś zapomniałam, może nie chciałam go pamiętać? - powiedziałam chwilę się zastanawiając.
- Ciekawe dlaczego? - spytała zdziwiona mama, a ja odwróciłam się w jej stronę.
- Nie wiem.. - spuściłam głowę. - Może coś się działo między nami złego, a może się z nim tego dnia pokłóciłam o coś.
- Zawsze byłaś szczęśliwa jak do ciebie przyjeżdżał, może czasami nie byliście tego samego zdania, ale to nie powód, aby od razu myśleć, że być jakimś zboczeńcem!
- Mamo wcale nie myślę, że jest zboczeńcem, nawet bym o tym nie pomyślała - powiedziałam cicho. - Ale kto wie co chodzi trzynastolatkowi po głowie - uśmiechnęłam się, a mama zrobiła to samo. - Idę do swojego pokoju.
- Idź i to wszystko, jeszcze przemyśl - powiedziała mama, a ja już nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam ręką.
Wyszłam z kuchni, poszłam schodami na górę i udałam się do swojego pokoju. Może i nie chciałam wyjeżdżać, ale serce..ehh.. serce mi podpowiadało, że to będzie dobra decyzja. Czułam, że zdarzy się coś co zmieni moje życie. Ale co? To pytanie zostawiłam sobie na później.
Weszłam do pokoju,podeszłam do segmentu, z pierwszej półki od góry, wzięłam zielono - żółty album ze zdjęciami. Usiadłam na łóżku i zaczęłam je oglądać.
Znalazłam jego zdjęcia… - chciałam sobie coś przypomnieć - Znalazłam zdjęcie kochanego kuzyna, - teraz kochanego, a przedtem zboczeńca xD - który musiał wyjechać. Od najmłodszych lat rozmawiałam z nim po angielsku, przecież inaczej nie potrafił. Może to i dobrze, że mnie tego nauczył, ale później miałam duże problemy z rozmawianiem po polsku. Jego rodzina przyjechała do nas na rok. Znaczy przyjechali do taty, bo przecież ojciec Kendalla był bratem mojego ojca. Czasami się zastanawiam, jak mój tata, tak szybko nauczył się języka polskiego.. Karolina zawsze się ze mnie śmiała, że ze mnie prawdziwa Amerykanka, mam ten niesamowity, słodki akcencik. Chciałabym tylko wiedzieć, jak to brzmiało w ustach sześciolatki, później siedmiolatki, na pewno śmiesznie..
- Może i cię pamiętam - powiedziałam, uśmiechając się do zdjęcia. - Byłeś cudownym kolegą. Może nawet jedynym przyjacielem w moim życiu - westchnęłam.​ - Zawsze lubiłam się bawić twoimi blond włosami, tak ślicznie pachniały, a ty się „złościłeś”, wiedziałam że robiłeś sobie ze mnie żarty, ale ja byłam złośliwa i tak mi zostało. Robiłam ci na złość, ale tobie to nie przeszkadzało, chociaż czasami - wiem o tym - byłam denerwująca, czasami nawet bardzo . Kochałam cię, tak bardzo, że nie mogłam się z tobą rozstać. Pamiętam ostatnie twoje słowa: „Pamiętaj, że zawsze będę myślami blisko ciebie. Nie zapomnę cię, obiecuję..”. Przytuliłeś i pocałowałeś mnie wtedy w czoło, po raz ostatni. - uroniłam łzę - I tak jak teraz nie mogłam powstrzymać się od łez. Tak bardzo za tobą płakałam, przez kilka dni i nocy. Nigdy więcej cię już nie widziałam – pogłaskała zdjęcie - te zdjęcia mi pozostały. Stare, poniszczone zdjęcia. Ostatnie co pamiętam to tylko ten samolot, odlatujący z Polski, do Stanów Zjednoczonych - zaczęłam płakać - Nic więcej nie pamiętam, ciekawe czy ty mnie pamiętasz, chociaż jeden moment z życia, kiedy mieszkaliśmy razem. Jestem tylko ciekawa czy się zmieniłeś, czy może dalej jesteś takim słodki chłopakiem jakim byłeś, kiedyś. Naprawdę tak bardzo tęsknie Franek.
Wyrwałam jego zdjęcie z albumu, pocałowałam - Dlaczego? Sama nie wiem - złożyłam na pół i włożyłam do kieszeni.
- Biorę go sobie na pamiątkę - powiedziałam patrząc na tatę, spod grzywki.
- Gotowa do wyjazdu? - spytał.
- Raczej tak - uśmiechnęłam się.
Podszedł do mnie i mocno przytulił. Wiedziałam, że chcą mojego szczęścia, ale jakim kosztem?
- To ubieraj się i jedziemy - powiedział „odklejając się” ode mnie.
- Ok - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie. Przecież nie wiedziałam co czeka mnie - samotną dziewczynę - w wielkim mieście..