Z perspektywy Lou
-
Nic nie wiesz? – zapytał mnie pan Maslow po raz kolejny.
-
Panie Maslow – odetchnąłem głęboko, poprawiając słuchawkę w uchu – ona nie chce
znać ani pana, ani mnie. Nie odezwała się do mnie słowem od tamtego wydarzenia.
-
Ale, do cholery, musi gdzieś być! – krzyknął.
Patrzyłem
na niego jak chodzi po pokoju w kółko, co chwilę znikając z pola widzenia
kamerki laptopa. Nie wiedziałem co jeszcze mógłbym zrobić. Czułem się fatalnie
po tamtej akcji. Wiedziałem, że zraniliśmy Amy… a nigdy tego nie chciałem. Mimo
umowy naprawdę mi na niej zależało… i naprawdę ją pokochałem. Niestety nie
byłem teraz w stanie jej tego powiedzieć… Utwierdzić ją w tym, że moje uczucia
są prawdziwe i niezależne od tego głupiego zakładu. Chciałem by wiedziała jak
bardzo mi na niej zależy. Nigdy na nikim mi tak nie zależało.
Dni
mijały niemiłosiernie szybko, a nauka na Uniwersytecie wcale nie dawała mi
satysfakcji. Bez Amy nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Nie mogłem znaleźć
sobie miejsca na ziemi. Non stop myślałem o tym gdzie jest i co robi… tak
bardzo się o nią martwiłem.
Była
dla mnie ważna, z czasem stała się najważniejsza… Głupi byłem, że od razu nie
odmówiłem panu Jamesowi. Gdzieś z tyłu głowy cały czas siedziało mi, że skończy
się to źle, jednak nie chciałem o tym myśleć… Pasowało mi to. Pasowało mi, że
spędzałem czas z ukochaną osobą, a jeszcze mogłem zarobić. Te pieniądze
naprawdę mi się przydały. Nie tylko na jakieś głupie zachcianki – odkładałem na
przyszłość. Wiedziałem, że jak na razie nie jest u mnie dobrze z kasą. Nie
wiedziałem czy kiedykolwiek będzie dobrze. To, że chciałem zostać lekarzem, nie
oznaczało, że kiedykolwiek dostanę dobrą pracę… a chciałem coś osiągnąć, aby
rodzice byli ze mnie dumny… i żeby zapewnić mi i Amy dobre życie. Chciałem być
z nią już na zawsze, a w tym momencie nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek
będę. W tamtej chwili marzyłem jedynie o tym, aby Amy się znalazła… chciałem ją
przeprosić za moje szczeniackie zachowanie. Chciałem, aby mi wybaczyła.
Gdy
w końcu udało mi się uwolnić od pana Maslowa, postanowiłem wybrać się na
uczelnie. Nie uważałem jednak, że jest to dobry pomysł – nie umiałem skupić się
na nauce. Ogólnie nie potrafiłem się nad niczym skupić. Tym bardziej, że
zajęcia z mamą Amy nie polepszały sytuacji. Gdy na nią patrzyłem, serce bolało
mnie jeszcze bardziej. Dziwił mnie jednak fakt, że ani razu nie zapytała co u
Amy, kiedyś robiła to non stop. Tym razem jednak nie pytała – ani mnie, ani
pana Jamesa. Wydawało mi się to trochę dziwne, gdyż wiedziała, że Amy zniknęła.
Jednak nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy aż tak, miałem swoje problemy.
Po
zajęciach postanowiłem jednak podejść do Mii i zapytać jak się trzyma. Możliwe,
że martwiła się o Amy tak samo jak i my, ale nie pokazywała tego po sobie. Nie
znałem jej aż tak dobrze, aby ocenić co siedzi w jej głowie. Tym bardziej, że
nadal mniej przypominała ciocię Angel niż Mię Taylor. Nadal nie przypomniała
sobie wszystkiego, a to blokowało pewne zachowania cioci Angeliki. Nie
wiedziałem jednak jak miałbym zacząć z nią tę rozmowę. Nie jest mi łatwo, a co
dopiero jak ona musi się czuć. Wiedziałem jednak, że od pana Jamesa nie
dostanie tego wsparcia – za bardzo był pochłonięty poszukiwaniem Amy. Chciałem
jednak żeby wiedziała, że może na mnie liczyć… na mnie i na moich rodziców, bo
w końcu mój tata traktował ciocię jak własną siostrę, której nigdy nie miał.
Cicho
zapukałem w drzwi od pokoju Taylor. Wszedłem do środka. Blondynka akurat
rozmawiała przez telefon, stojąc do mnie tyłem. Już chciałem wyjść, gdy
usłyszałem coś, co mnie zszokowało. Przez chwilę niedowierzałem, aż w końcu
byłem pewien… i to był szok. Poczułem się jak trafiony kulą. Przebity na wylot.
Zraniony. Oszukany. Serce przyśpieszyło, oddechu mi brakowało, a w głowie
miałem miliony myśli. Jak do tego doszło?