18/03/14

Rozdział LXXI

                Miesiące mijały, a ja coraz bliżej byłam urodzenia dziecka. Mamy czerwiec, wszystko się skończyło, nie mam żadnych niepozałatwianych spraw w Polsce. Oczywiście bez sprawy Adriana.. On ze wszystkiego potrafił się wymigać. Policja powiedziała, że za późno przyszliśmy i sprawa zabójstwa lub samobójstwa Olgi już nic nie znaczy.. że już nic nie mogą zrobić. Tak po prostu mnie spławili. Od jej śmierci minęły dwa miesiące. Każdemu nadal jest trudno.. Mateusz maturę zdał, nawet na dobrą ocenę. Zrobił, jak to powiedział, dla Oli, bo była dla niego, i zawsze będzie, najważniejsza.. Nadal nie potrafi się pogodzić z jej śmiercią. To chyba nie dziwne.. Jak się kogoś kocha, a nagle traci, to człowiek przez dłuższy okres czasu nie potrafi się podnieść, zrozumieć za jakie grzechy i po prostu się pogodzić z losem. Jest to dla nich za trudne.. Dla mnie też by było pewnie, jakbym straciła najbliższą z osób. Dobrze, że ma Bey, dziewczyna w tej sytuacji naprawdę mu pomaga.
- Masz wszystko spakowane? – zapytała mama, patrząc na walizki stojące w przedpokoju.
- Wszystko.. – uśmiechnęłam się lekko. – Wrócę za niedługo, obiecuje.
- Musisz.. chce poznać wnuka lub wnuczkę – moja mama uśmiechnęła się szeroko. Chociaż dowiedziałam się, że nie jest moją rodzoną matką, ale i tak kocham ją nad życie.. W końcu ona mnie wychowała i za to powinnam być jej wdzięczna.
- Masz na siebie uważać – powiedział tata i pocałował mnie w czoło. – Obiecasz mi to?
- Będę na siebie uważać.. – spojrzałam na niego. – Czy kiedykolwiek cię zawiodłam? – spojrzałam mu w oczy, a on tylko lekko się uśmiechnął i pogłaskał po głowie.
                Historia zaczęła się od początku.. Tata zawiózł mnie na lotnisko, wsiadłam w samolot i czym prędzej poleciałam w stronę słonecznego Los Angeles, za którym tak bardzo tęskniłam.
                Patrzyłam przez okno jak wszystko co kocham oddala się ode mnie. Znów zostawiałam mamę, tatę, siostry.. Chociaż wiedziałam, że nie są moją prawdziwą rodziną, traktowałam ich tak samo jak kiedyś. Moja relacja z nimi nie zmieniła się i pewnie nigdy się nie zmieni. Nie ma opcji, żebym zaczęła ich inaczej traktować, za wiele dla mnie zrobili. Wraz z wysokością wszystko wyglądało tak cudownie.. Wszystko się zmniejszało, a chmury wyglądały cudownie. Nie mogłam się doczekać kiedy wyląduje i spotkam się z chłopakami. Nic o moim przyjeździe nie wiedzą, bo chciałam im zrobić niespodziankę. Jedyna Adams cokolwiek wie, bo wreszcie komuś musiałam powiedzieć. Miałam pewność, że chociaż ona mnie nie wyda.
                Gdy tylko wylądowałam, szybko zabrałam swoje rzeczy i wsiadłam w pierwszą lepszą taksówkę. Ruszyłam powoli w stronę domu Big Time Rush.. Chciałam otworzyć drzwi, ale klucz jakby nie pasował. „Co jest?” – pomyślałam.
- Wymieniliśmy zamki.. – zaśmiała się Pauline, otwierając mi drzwi.
- Cześć – pocałowałam ją w policzek. – Wszyscy w domu?
- Nie, w studiu.. Pojechali nagrywać jakiś nowy kawałek.. – wzięła ode mnie walizki, a moim oczom ukazały się piękne wnętrza. Nie zdążyłam odezwać się słowem, a do moich uszu dostał się pisk Demi, która rzuciła mi się na szyje.
- Spokojnie – uśmiechnęłam się. – To tylko ja.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam – wtuliła się we mnie mocno. Spojrzałam na schody i ujrzałam mało zainteresowaną rudą, która mi się przyglądała z zaciekawieniem.
- Hej.. – mruknęłam, ale dziewczyna nic nie odpowiedziała i ruszyła szybkim krokiem do kuchni. – Ona tak zawsze?
- Ostatnio.. – mruknęła Pauline. – Nikt nie ogarnia co się dzieje.
- Tym bardziej ja.. – spojrzałam w stronę kuchni, gdzie dziewczyna robiła sobie kawę. Zaczęło mi się przypominać wszystko.. Wszystko o sto osiemdziesiąt stopni się zmieniło.. Nie ma już Laury, Vic zrobiła się oschła, Ola już nie żyje.. Wszystko się zmienia, tylko nie Halston i Adrian. Oni zawsze zostaną tacy sami i chyba to najgorsze co mogło mnie teraz spotkać. Całe życie z nimi.. Całe życie muszę się użerać z jakimiś niedorozwiniętymi ludźmi.. I tak pewnie jeszcze do końca moje życia, czyli z siedemdziesiąt lat.
- Na długo przyjechałaś? – z rozmyślenia wybudziła mnie Pauline.
- Na zawsze? – zaśmiałam się, a Demi zaczęła piszczeć jak głupia.
- Jak cudownie ! – krzyknęła. – Wreszcie będę miała z kim rozmawiać !
- Wiesz co? Dzięki – zaśmiała się blondynka.
                Dziewczyny zabrały mnie na górę i jak za starych czasów ulokowały w pokoju Jamesa. Już nie mogłam się doczekać jego miny, kiedy mnie zobaczy.. Tak bardzo za nim tęskniłam. Usiadłam na łóżku i spojrzałam dookoła.. Od mojej ostatniej wizyty nic, a nic się tu nie zmieniło. Tylko przybyło jedno, moje małe zdjęcie na biurku i USG naszego małego dzidziusia. Położyłam rękę na brzuszku i zaczęłam delikatnie go głaskać. Jeszcze tylko cztery miesiące i będę mogła przytulić, i pocałować mojego małego szkraba. Tak bardzo się cieszyłam, że będę miała dziecko.. Coraz bardziej mnie to cieszyło.
                Usłyszałam szmer otwierających się drzwi wejściowych i głośne rozmowy chłopaków. Gdy tylko wśród nich usłyszałam głos Jamesa, uśmiechnęłam się szeroko i uchyliłam lekko drzwi. Spojrzałam na trójkę uśmiechniętych chłopaków i Carlosa.. Ten to dopiero miał pecha, a wyglądał jak ostatnie nieszczęście. Szkoda mi go było, Vic zmieniła się strasznie, ale tak naprawdę nikt nie wiedział dlaczego.. Co takiego musiało się stać, żeby z takiej miłej dziewczyny, stała się taka, za przeproszeniem, suka.
                Wybiegłam z pokoju i rzuciłam się Jamesowi na szyję. Chłopak przez chwilę nie wiedział co się dzieje, później zaś powiedział cicho: „Angel? To ty?” i przytulił mnie mocno. Bardzo brakowało mi jego czułości, przytulenia, po prostu jego.. Z dnia na dzień czuła się tak, jakby ktoś dobijał mnie młotkiem.. Teraz już wszystko jest dobrze, bo mam go obok.. bo znów jesteśmy całą, kochają się rodziną.