Z perspektywy Jamesa
Pierwsze
promyki słońca wpadły do pokoju. Niechętnie otworzyłem oczy. Głowa bolała mnie
niemiłosiernie. Chyba za dużo wypiliśmy tego wina wczoraj. Chciałem się
podnieść, ale poczułem, że ktoś na mnie leży… to była Mia. Wtulała się we mnie
mocniej z każdym ruchem. Uśmiechnąłem się lekko i pogładziłem ją po włosach,
ona tylko cicho mruknęła.
-
Słodko mruczysz – szepnąłem, a kobieta spojrzała na mnie jednym okiem. – Jeśli
potrzebujesz, śpij dalej.
-
Ja nie mruczę – podniosła się – i nie chcę już spać – złapała się za głowę.
-
Zawsze mruczysz jak jest ci przyjemnie – zaśmiałem się. – Najgłośniej, gdy
robię tak – powiedziałem i zacząłem ją drapać za uchem, jak kota. Kobieta
mimowolnie przymknęła oczy i zaczęła głośno mruczeć. – Mówiłem.
-
Przerażasz mnie – odsunęła się ode mnie. – Skąd to wiesz?
-
W końcu byliśmy ze sobą trochę – lekko podniosłem prawy kącik ust do góry. –
Dziwne, gdybym nie wiedział co lubisz.
-
No tak – ziewnęła – zapomniałam – spojrzała na mnie z uśmiechem. – To zabawne,
gdy inny człowiek wie o tobie więcej niż ty sam.
-
Naprawdę wierzę, że sobie przypomnisz.
Z perspektywy Amy
Zeszłam
na dół. Nawet nie wiedziałam po prawdzie gdzie jestem. Podążałam jedynie za
zapachem, który był naprawdę ładny. Spojrzałam w stronę kuchni. Mój tata i pani
Taylor coś pichcili, przy tym mocno się śmiejąc. Uśmiechnęłam się lekko i
podeszłam do nich.
-
Co tam macie? – zaśmiałam się, opierając się o blat.
-
Babeczki z warzywami – powiedziała blondynka, podając mi jedną. – Dobre i
pożywne śniadanie – ugryzłam niechętnie kawałek… ale nie były takie złe, jakie
mi się wydawały, że będą. – Dobre? – kiwnęłam głową na „tak”.
-
Mia to naprawdę dobra kucharka – zaśmiał się mój ojciec.
-
Mia? – zaśmiałam się. – Już nie „Angel – moja żona, twoja matka”?
-
Postanowiliśmy, że zostaniemy przy tym jak jest – James usiadł na krześle. –
Nie będziemy nikogo zmuszać. Poza tym – westchnął – nikt nie wie czy
kiedykolwiek sobie coś przypomni.
-
Jasne – posmutniałam i zaczęłam jeść dalej. – Miałam po prostu nadzieję, że to
wszystko ma jakiś sens.
-
Ma sens – powiedziała blondynka, myjąc ręce – daliście mi szansę dowiedzenia
się prawdy – spojrzała na mnie – i postanowiłam odejść od Adriana – spojrzałam
na tatę, który krztusił się jedzeniem. – Tylko muszę się stąd wyprowadzić, bo
to jego dom.
-
Zawsze możesz zamieszkać z nami! – krzyknął brunet, podnosząc się gwałtownie.
-
To nie jest dobry pomysł, tato – uśmiechnęłam się. – Nikogo nie zmuszamy, już
zapomniałeś? – mężczyzna znów usiadł.
-
Mam moje stare mieszkanie, wrócę do niego – Mia napiła się kawy. – Ten ból
głowy nie da mi spokoju – chciała sięgnąć po tabletkę, ale wyrwałam jej pudełko
z ręki. – Może masz rację, nie powinnam. Nie wiadomo gdzie Adrian pochował te
tabletki na zanik pamięci – posmutniała momentalnie. – Nie wiem i nie rozumiem,
jak on mógł tak mnie traktować… Jak swoją własność. Zniszczyć wszystko na co
tak pracowaliśmy – spojrzała na Jamesa. – Wiem, że zależy wam na mnie, bo
inaczej aż tak byście nie nalegali, ale nie wiem czy kiedykolwiek dam radę
powiedzieć, że jestem tamtą osobą – spuściła głowę. – Twoja żona na pewno była
wspaniałym człowiekiem, James. Na pewno była też cudowną matką dla ciebie, Amy…
ale ja nigdy nie czułam potrzeby posiadania dzieci, więc nie wiem dlaczego
dawna ja chciała je mieć. Nie lubię dzieci…
-
Angel kochała dzieci – uśmiechnął się James. – Najchętniej to adoptowałaby pół
domu dziecka, gdyby mogła. Jeździła do szpitala onkologicznego i zajmowała się
maluchami. Czytała im bajki i bawiła się z nimi godzinami, czasem zaniedbując
mnie czy Amy. Kłóciliśmy się o to. Jednak wiedziałem, że ma dobre serce i
inaczej po prostu nie potrafi. Chciała dać wszystkim to dobro, które nosiła w
sobie. Twierdziła, że Amy ma mnie i na pewno dobrze się nią zajmę, a gdy poświęci
dwie czy trzy godziny dziennie innym dzieciom, to nic się nie stanie – tata
oparł policzki z łez. – Nie masz pojęcia ile jej to sprawiało przyjemności, gdy
mogła komuś pomóc. Nawet jeśli sama była smutna, to jej priorytetem było
rozbawić jak największą ilość osób. Nie raz robiła z siebie takiego pajaca, że
aż się śmialiśmy, że jej nie znamy… ale była dobrym człowiekiem i tęsknie za
nią każdego dnia.
- Ja nie mam czasu dla samej siebie, nie mówiąc o innych – szepnęła Mia. – Gdy o niej opowiadasz, wydaje mi się, że nigdy nie znałam takiej osoby – położyła mu rękę na ramieniu. – Nie wiem jak to możliwe, ale jesteśmy zupełnym przeciwieństwem.
-
Trochę jak rozdwojenie jaźni – zaśmiałam się.
Po zjedzonym śniadaniu zdecydowaliśmy, że wrócimy do hotelu. W końcu będzie trzeba powiedzieć o wszystkim Crovenom. Też mają prawo wiedzieć, co jest grane. Jednak wujkowi Kendallowi chciałam powiedzieć o wszystkim twarzą w twarz. Nawet nie wiedział, co się dzieję w Nowym Jorku. Nie chciałam go denerwować. Poza tym, o takich wieściach lepiej nie informować przez telefon.