Jednorazówka 12 (part I)

 

           Obudziłam się w środku nocy pełna obaw. Nie wiedziałam jednak co mnie czeka i dlaczego aż tak się boję. Spojrzałam na Artura śpiącego obok mnie. Lekko się uśmiechnęłam na samą myśl jak dobry i kochany człowiek mi się trafił. Dawno nie byłam w żadnym związku, a od trzech miesięcy czułam się najszczęśliwsza na świecie… i to za sprawą mężczyzny, który wpadł na mnie w galerii handlowej, wylewając gorące latte na mój niebieski płaszcz. Jednak w tamtym momencie ogarniał mnie strach. Strach przed tym, co miały nieść ze sobą kolejne dni. Wiedziałam, że w końcu musiało to nadejść i będę musiała poznać jego rodziców, ale nie zdawałam sobie sprawy jak ta sytuacja zmieni całe moje życie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak jeden zbieg okoliczności może pokrzyżować wszystkie plany.

 

- Byłaś kiedyś tak prawdziwie zakochana? – zapytał nagle brunet, patrząc prosto w moje oczy. Kawiarenka była ozdobiona świątecznymi bombkami. Na końcu sali stała duża, zielona choinka, obwieszona lampkami, które co chwilę zmieniały kolor. W powietrzu czuć było zapach pierników i herbaty z imbirem. Wbiłam się mocniej w siedzenie fotela, aby zastanowić się nad dobrą odpowiedzią. Była to nasza czwarta randka. Nie chciałam go okłamywać w kwestii swoich uczuć, chociaż wyznanie prawdy było cięższe niż myślałam.

- Raz – zaśmiałam się, popijając herbatę. – Był ode mnie starszy. Studiowaliśmy razem, a co najzabawniejsze nazywał się jak ty – uśmiechnęłam się szerzej. – Nigdy do niczego między nami nie doszło, prócz niewinnego flirtu, ale byłam w nim zabójczo zakochana.

- To dlaczego wam nie wyszło? Nie chciałaś spróbować? – zapytał zdziwiony.

- Miał dziewczynę… a ja nie jestem z tych, które uwielbiają rozbijać związki – spojrzałam w jego niebieskie oczy i uniosłam lewy kącik ust. – Ale byłam przy nim za każdym razem, gdy mnie potrzebował, bo nie chciałam później pluć sobie w brodę, że mogłam zrobić coś więcej. Był naprawdę dobrym człowiekiem, chociaż trochę dzikim i złośliwym – uwielbiał mi dokuczać. Do tego nie potrafił wyrażać swoich emocji i momentami źle rozumiał moje intencje… ale uważam, że dobrze się dogadywaliśmy – wbiłam wzrok w kubek, zastanawiając się czy po tylu latach nadal jestem w stanie odtworzyć każdy skrawek jego twarzy… i stety niestety, odpowiedź była twierdząca.

- Macie jeszcze kontakt? – zapytał po chwili.

- Od ponad 3 lat nie wiem co się z nim dzieje.

 

Podróż nie trwała długo, ale z każdym kilometrem czułam, że coraz bardziej ściska mnie w żołądku. Nawet przy moim pierwszym chłopaku nie bałam się aż tak bardzo… Może dlatego, że wtedy miałam zaledwie piętnaście lat, a dziś jestem kobietą zbliżającą się nieuchronnie do trzydziestki. Nigdy nie zależało mi na opinii innych, lecz w tym przypadku naprawdę pragnęłam by mnie polubili. Kochałam Artura, nawet jeśli parą byliśmy dopiero od trzech miesięcy. Wiedziałam, że mogę mu ufać. Nie był jak inni faceci, nie wymagał ode mnie, że zaczniemy od razu uprawiać seks – czekał cierpliwie aż poczuję się na to gotowa.

- Skarbie, jesteśmy – z przemyśleń wyrwał mnie głos Artura. Spojrzałam na niego przerażona, a on uścisnął moją dłoń. – Wszystko będzie w porządku – powiedział. – Pokochają cię tak, jak ja pokochałem ciebie – delikatnie pocałował mnie w czoło, dodając mi otuchy. – Chodź, idziemy – uśmiechnął się, wysiadając z samochodu i jak na dżentelmena przystało, otworzył drzwi od strony pasażera, pozwalając mi wysiąść.

Spojrzałam w stronę posiadłości. Była piękna. Dom był duży, niebieski, z brązowym dachem. Miał minimum dwa piętra i ze dwieście metrów kwadratowych. Za domem rozciągał się duży, zadbany ogród, pełen różnokolorowych kwiatów. Znajdowała się tam także altana, a przy niej bujana ławeczka.

Brunet otworzył kluczem wejściowe drzwi, wpuszczając mnie pierwszą do środka. Wnętrze wydawało się przytulne – wszędzie wisiało bardzo dużo zdjęć Artura, jego brata i siostry, gdy byli jeszcze maluchami. Ściany były pomalowane na ciepłe kolory. W domu było cicho i biło od tego miejsca spokojem.

- Mamo, jesteśmy! – krzyknął nagle niebieskooki. Chwilę później z salonu wyłoniła się starsza kobieta. Była bardzo ładna, ale prawie w ogóle nie przypominała Artura – chyba, że po kolorze włosów. – Mamo, to jest Ann. Ann, to moja mama Kamila.

- Miło panią poznać – uśmiechnęłam się, podając jej rękę.

- Oh, chodź tu – powiedziała, przyciągając mnie do siebie i czule ściskając. – Tak bardzo się cieszę, że Artur w końcu cię przywiózł i możemy się poznać. Ile można czekać?!

- Mamo, nie przesadzaj – brunet uśmiechnął się szeroko. – Gdzie moje niesforne rodzeństwo?

- Weronika uczy się na egzamin, a Bartek chyba siedzi u siebie w pokoju – hola… Bartek? Jak to Bartek? Nie, nie, nie. To na pewno zbieg okoliczności… To nie może być prawda! W końcu nie jednemu psu Burek! Przecież Bartek…

- O, tu jesteś – usłyszałam nagle głos swojego chłopaka. Spojrzałam w stronę schodów. Zamarłam. Wzrok na pewno mnie nie mylił. To był Bartek. MÓJ Bartek. Tylko o wiele przystojniejszy niż go pamiętam… i wyglądał jak milion dolarów. Czarna, bawełniana koszula opinała się na jego ciele, ukazując każdy mięsień, a niewielki, kilkudniowy zarost dodawał mu uroku. Naprawdę mocno się zmienił od momentu, gdy żegnaliśmy się po obronie. – Poznaj moją dziewczynę Ann – chłopak stanął, spojrzał na mnie i lekko uchylił usta, marszcząc przy tym brwi. Wiedziałam, że jest tak samo zdziwiony jak ja… i tak samo zdezorientowany. W końcu minęło tyle lat… a ja tym bardziej nie mogłam się przyznać, że go znam. W końcu opowiadałam Arturowi o tym chłopaku, w którym się kochałam… znaczy o jego bracie, ale on o tym nie wiem. Cholera. Mam przekichane.

- Miło cię w końcu poznać – powiedział po chwili. – Bartłomiej, brat Artura. Dużo nam o tobie opowiadał – ujął moją dłoń i patrząc mi cały czas w oczy, złożył na niej delikatny pocałunek. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Uwielbiałam jego dotyk, jego ciepło… ale zapomniałam jakie to może być cudowne uczucie.

- Ann – szepnęłam, nie tracąc kontaktu wzrokowego. – Bardzo miło cię poznać.

- Czy twój Rudzielec też był taki ładny, jak mój? – zaśmiał się Artur, przyciągając mnie mocniej do siebie i łapiąc za tyłek.

- Rudzielec? – spojrzałam na Bartka pytającym wzrokiem, a on zaczął się czerwienić.

- Już nie udawaj takiego świętego. Jak jeszcze studiował to przyjeżdżał do domu i opowiadał o dziewczynie z roku. Podobno była boska! Ruda, ładna i z zajebistym poczuciem humoru.

- O nikim nie opowiadałem! – patrzyłam na braci, nie mogąc uwierzyć o czym jest ta rozmowa. Jakby nie docierały do mnie słowa wypowiadane przez mężczyzn. Po chwili jednak zrozumiałam… Przecież jedynym rudzielec z tamtego okresu byłam… ja? Ale czy Bartek naprawdę opowiadał o mnie? Dlaczego niby miałby to robić?! Przecież miał Sylwię! Z drugiej jednak strony, skąd Artur by wiedział o Rudzielcu? Na pewno sobie tego nie wymyślił…

Patrzyłam na Bartłomieja, nadal zastanawiając się czy to wszystko może być prawdą. Ta sytuacja była już wystarczająco dziwna… I naprawdę, nie wiedziałam w co mam wierzyć… Czy to sen? Może po prostu to wszystko jest tylko głupim snem? Artur nie jest bratem Bartka, a Bartek wcale się we mnie nie podkochiwał w czasie studiów… Chociaż na to drugie bym nie narzekała, gdyby okazało się prawdą.

 

Leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Do końca roku akademickiego nie pozostało wiele czasu, a jednak nie przejmowałem się obroną, a tym, że za chwilę już nie będę widywać jej codziennie. „To absurd” – powiedziałem do siebie, siadając na skraju łóżka i chowając twarz w dłoniach. – „Przecież mam dziewczynę. Jestem z nią trzy lata, a myślę o innej”. Jednak nie potrafiłem o niej nie myśleć. Zawładnęła mym umysłem z początkiem pierwszego roku, a wtedy nawet nie wiedziałem jak wygląda… a gdy już ją poznałem na żywo, wiedziałem, że moje serce czuło od razu, że jest to piękna i wartościowa dziewczyna. Ani trochę nie odpowiadała mojemu ideałowi, ale jednak było w niej coś takiego, co nie pozwalało mi oderwać od niej wzroku… a jej charakter, chociaż dający wiele do życzenia, intrygował mnie od samego początku. Byłem nią zauroczony. Chociaż nikt nie mógł o tym wiedzieć. Broniłem się jak mogłem, ale to uczucie, które kiełkowało we mnie, nie dawało mi o sobie zapomnieć.

Wiedziałem jednak, że nie mogę pozwolić, aby to, co do niej czuję dawało o sobie znać. Stopniowo starałem się ograniczać z nią kontakt na wielu płaszczyznach, aby unikać z nią spotkań… i chociaż wiedziałem, że to dziecinne, i krzywdzące, nie mogłem inaczej. Jednak mój umysł nie chciał zapomnieć, a wręcz przeciwnie – chciał ją pamiętać jak najdłużej, by móc wracać wspomnieniami do dnia, w którym ją poznałem. I chociaż utarło się, że nie mam za dobrej pamięci, w tym przypadku pamiętałem wszystko. Przerażało mnie to niesamowicie. Potrafiłem zapomnieć o wszystkim, ale nie o rzeczach związanych z nią.

- Znów o niej myślisz? – mój młodszy brat wszedł do pokoju, wyrywając mnie z przemyśleń. Usiadł obok i spojrzał na mnie. – Co ona ma takiego, czego nie ma Sylwia?

- Właśnie o to chodzi, że sam nie wiem. To Sylwia jest moim ideałem, a ten Rudzielec po ludzku mnie intryguje.

- Więc w czym rzecz? Chodzisz jak struty od kilku miesięcy i nikt nie wie jak można ci pomóc.

- Boję się, że gdy zrobię krok w niewłaściwą stronę, chcąc ją lepiej poznać, zrobię coś nieodpowiedniego i będę później żałować.

- A chciałbyś zrobić coś nieodpowiedniego? – rzucił ironicznie Artur.

- Czasem zrobiłbym wszystko, by robić nieodpowiednie rzeczy z tym Rudzielcem – uśmiechnąłem się pod nosem. – Tylko że nie chcę i nie mogę. Nie mogę w chwilach bezsilności dawać się ponieść emocjom. To, że nie zawsze układa mi się z Sylwią, nie oznacza, że mógłbym wywinąć jej takie świństwo… Ale nie mówię, że ta myśl nie jest chociażby odrobinę kusząca.

- Musi być to niesamowita kobieta, że aż tak zawróciła ci w głowie, Bartłomieju – mój brat poklepał mnie po ramieniu.

- Uwierz, jest niesamowita. Pełna energii, dobra, czuła, pomocna, a do tego prześliczna i słodka… ale gdy potrzeba wychodzi z niej diabeł i to tak cholernie mi się w niej podoba.

- Tylko się nie zakochaj – zaśmiał się Artur. Oj, gdyby wiedział, że to już się stało…

 

Podczas wspólnej kolacji nie odrywałam od niego wzroku. Nie mogłam uwierzyć w taki zbieg okoliczności! I w takiego pecha jaki mnie dopadł… Z jednej strony byłam szczęśliwą kobietą, mając Artura. Jednak z drugiej strony, gdy zobaczyłam Bartka, wszystkie motyle w brzuchu znów się odezwały. Poczułam się jak gdybym znów miała dwadzieścia trzy lata i zarywała z nim nocki na pisaniu. Boże, jak tęsknie za tym, gdy znaczył dla mnie tak wiele… i chociaż wiedziałam, że tamten czas nie wróci, cholernie chciałam, abym mogła znów poczuć to, co wtedy. Sięganie pamięcią do tamtych dni dawało mi ogromną satysfakcję i wiele radości, chociaż nie zawsze było między nami kolorowo. Chciałam pamiętać te dobre rzeczy związane z nim. Lubiłam wracać do tego, co było.

Po zerwaniu z moim byłym facetem, to Bartek był dla mnie odskocznią od rzeczywistości. Z nim nigdy nie mogłam się nudzić… a gdy rozmawialiśmy, nie miałam ochoty myśleć o niczym innym, niż o nim. Pragnęłam by kiedyś zrozumiał jak wiele dla mnie znaczy, ale nigdy się nie doczekałam. Byłam zbyt nieśmiała by powiedzieć mu co czuje. Poza tym, skomplikowałoby to sytuację między nami… a gdy skończyliśmy studia każdy poszedł w swoją stronę i nigdy więcej się nie widzieliśmy.

Położyłam się na łóżku w sypialni Artura i zamknęłam oczy. Starałam się nie pokazywać, że cały czas myślami jestem gdzieś indziej, ale jednak nie wychodziło mi to za dobrze. Nawet ślepy by zauważył, że coś mnie gryzie.

- Wszystko ok? – poczułam uginające się pod ciężarem łóżko i ciepły oddech Artura na moim policzku. – Wydajesz się jakaś nieswoja.

- To stres – szepnęłam, odwracając się w jego stronę. – A wiesz jak reaguje na stres – zaśmiałam się cicho, na co brunet pokręcił oczami.

- Balkon jest dwa pokoje stąd, a jak wolisz wyjść na zewnątrz to wiesz, gdzie są drzwi.

Pocałowałam go w nos, podeszłam do torebki i wyciągnęłam niebieskie Winston’y, a bardziej ich resztkę. Nie paliłam często, ale ta sytuacja doprowadzała mnie do rozstroju nerwowego. Wiedziałam, że nie powinnam, ale jednak czułam ogromną potrzebę rozładowania emocji i pozbycia się z głowy wszelkich myśli, które doprowadzały mnie do białej gorączki. Obecność Bartka i to, że był bratem mojego faceta, było najgorszym scenariuszem jaki mogłam sobie wyobrazić.

Wyszłam z pokoju Artura i udałam się dwa pokoje dalej. Nie chciałam wychodzić na zewnątrz, gdyż wiedziałam, że drzwi same się zatrzaskują, a ja jestem pechowym człowiekiem, który przyciąga kłopoty… a jednak nie chciałam zamarznąć.  

Złapałam za klamkę od pokoju, a drzwi delikatnie puściły. Zaglądnęłam do środka, ale było w nim pusto. Na łóżku leżała duża, czarna torba. Zignorowałam ją i podeszłam do drzwi balkonowych. Były otwarte. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, poczułam zimny powiew wiatru na moich policzkach. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko, nie zdając sobie sprawy, że nie tylko ja jestem w tym miejscu.

- Potrzebujesz czegoś? – usłyszałam mocny, męski głos i chociaż wiedziałam do kogo należy, otworzyłam oczy, aby się upewnić że mam rację. Brunet stał oparty o barierkę, w ręce trzymając papierosa.

- Artur powiedział, że mogę tu przyjść zapalić – szepnęłam, pokazując mu paczkę Winston’ów.

- Mój brat źle cię pilnuje – zaśmiał się. – Nie powinnaś palić. Wiesz o tym – wyprostował się, stając tuż przede mną. Dzieliło nas jedynie kilka centymetrów. Czułam ciepło, które biło od jego ciała. Zaczęłam oddychać coraz mocniej, jakby brakowało mi tchu. Przy nim zawsze brakowało mi tchu. Gdy jego wzrok mnie przenikał, czułam się jak mała dziewczynka, która nie wie jak ma się zachować. Od zawsze tak na mnie działał. Momentami zdawało mi się, że doskonale wie jak na mnie oddziałuje i robił mi na złość bym czuła się mniej komfortowo w jego towarzystwie. – Chyba jest ci zimno – szepnął, przejeżdżając palcem po moim gołym ramieniu. W momencie na mojej skórze ukazała się gęsia skórka.

- Jest w porządku – szepnęłam, robiąc krok do tyłu. Mężczyzna lekko się uśmiechnął, skinął głową i wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Drżącą ręką wyciągnęłam papierosa z paczki. Odpaliłam go i pociągnęłam bucha. Poczułam jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, wypuszczając dym z płuc. Stres zaczął lekko ze mnie schodzić. Jednak wiedziałam, że nie na długo. On w końcu tu był. Tak blisko mnie. Sam na sam. Szkoda, że Artur mi nie powiedział, że to pokój Bartłomieja. Ukradkiem spojrzałam na niego. Uśmiechał się pod nosem, co chwilę spoglądając na mnie. – Co cię tak śmieszy? – zapytałam.

- Ty – spojrzał na mnie, lustrując moje ciało od góry do dołu. W momencie zesztywniałam, gdy poczułam jego wzrok na sobie. – Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, a to tylko ja.

- Gdybyś nie chciał zauważyć – zaczęłam, odrzucając włosy do tyłu – nie spodziewałam się, że jesteś bratem Artura. Ty też chyba się nie spodziewałeś, że ja to ja.

- Ale ja chociaż nie udaje, że na ciebie nie patrzę – uśmiechnął się słodko, a ja wystawiłam język. – Nadal zachowujesz się jak dziecko – pokręcił głową, prostując się. Zrobił krok w moją stronę i położył zimną dłoń na tyle mojej szyi. – Nie mówię jednak, że mi się to nie podoba – szepnął do mojego ucha. Gdy lekko się ode mnie odsunął, spojrzałam w jego piękne, niebieskie oczy, które w sekundzie zaczęły się robić coraz bardziej ciemne. Wiedziałam co chodzi mu po głowie. – Jesteś taka piękna.

- Mam chłopaka – szepnęłam – i kocham go… a Artur to twój brat. Nie możemy mu tego zrobić.

- Czego zboczuszku? – spytał, uśmiechając się niewinnie. – Przecież ja nic od ciebie nie chce – jego dłoń zaczęła wędrować po mojej talii, schodząc coraz niżej. – Nic oprócz jednego – złapał mnie mocno i przycisnął do siebie. Jęknęłam cicho. Nasze usta znajdowały się w odległości kilku milimetrów od siebie. Przygryzłam dolną wargę, patrząc mu prosto w oczy. – Naprawdę pragniesz abym się wgryzł w te twoje słodkie usteczka? – nie odpowiedziałam nic. Mężczyzna tylko jęknął i złapał mnie za policzki. – Cholernie mnie pociągasz. Nic na to nie poradzę – nie zdążyłam nawet zareagować, gdy poczułam jego usta na moich.

1 komentarz:

  1. Ahhh znam tą jednorazówkę skądś! A no tak, ja mam pakiet Premium i mogę ją czytać kiedy jest jeszcze w trakcie pisania :3 jak już mówiłam mamy pecha to panów na litere B xd ale mrr jestem ciekawa części drugiej bo jej nie miałam jeszcze przyjemności czytać (myśli czy to dobra lektura na dobranoc). Hm na pewno tak! Xd

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Komentuj ! To naprawdę motywuje :}