28/02/20

Rozdział XIV


Stanęłam przed drzwiami wejściowymi, nie wiedząc co tak naprawdę mam zrobić. Chciałam tu wrócić, bo tęskniłam za nimi. Jednak, bałam się reakcji. Bałam się, że nie zrozumieją, że nic złego się nie stało. Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć prawdy, ale z drugiej strony, miałam dość kłamstw.
Odetchnęłam głęboko, wkładając klucz w zamek drzwi. Otworzyłam je lekko, zaglądając do środka. W środku cisza. Była trzecia w nocy, nie wierzyłam, że jeszcze ktoś o tej porze może nie spać. Cicho przymknęłam drzwi i bezszelestnie weszłam do swojego pokoju. Położyłam torebkę przy drzwiach i odwróciłam się w stronę łóżka. To, co zobaczyłam na początku mnie przestraszyło, później jednak cicho się zaśmiałam. Tata wtulony w mojego misia, którego kiedyś od niego dostałam, spał w najlepsze w moim łóżku. Usiadłam na skraju i popatrzyłam na niego. Nawet za nim się stęskniłam, chociaż to takie nieprawdopodobne.
Złapałam telefon do ręki, chcąc upamiętnić tak wspaniałą chwilę. Później będę się z niego nabijała, ale to dopiero później. Chciałam mu zrobić zdjęcie. Zapomniałam jednak o tym, że automatycznie włączyła mi się lampa błyskowa. Tata wystraszył się i spadł z łóżka, a ja się zaczęłam śmiać.
- Uważaj na siebie, tato – uśmiechnęłam się, podając mu rękę. On przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Później spojrzał na mnie zdziwiony i przetarł oczy. Wstał sam, bez mojej pomocy, nadal patrząc, jakby widział ducha. – Wszystko ok? – on nie odpowiedział nic. Przytulił mnie tylko. Przytulał mnie tak mocno, aż zabrakło mi powietrza. – Tato, dość – szepnęłam na wydechu.
- Przepraszam – szybko mnie puścił – ale tęskniłem.
- Nie rozmawiajmy o tym dziś – odwróciłam się na pięcie i poszłam do łazienki. Znając mojego ojca to zaraz będzie mi prawił morały… a ja jedyne czego chciałam to spokoju do rana.
Gdy wróciłam do pokoju, zauważyłam, że tata nadal siedzi u mnie w pokoju, w najlepsze przeszukując moją torebkę. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o futrynę. Chwilę na niego patrzyłam, aż w końcu zauważył, że na to wszystko patrzę… ale nawet nie odłożył torebki, że wykręcał się, że to robił. Tak jakby nie zależało mu na tym, czy będę o to zła czy nie.
- Nie musiałeś tego robić – wyrwałam mu torebkę z ręki. – Nie musisz grzebać w moich rzeczach.
- Inaczej nic bym nie wiedział – stanął naprzeciwko mnie. – Nic mi nie mówisz.
- Nie uważam, że powinnam – położyłam rzecz na krześle, zapinając w niej zamek.
- Jesteś moją córką, Amy. Martwię się o ciebie.
- Córką mogę i być, ale nie udawaj, że się martwisz. Nigdy nie przejąłeś się niczym. Cokolwiek by się działo, ty i tak mi odpowiesz: „Nie znam się na tym, idź do kogoś innego”. Rozumiem, że sprawy „kobiece” obgaduje z ciocią Vai, albo z ciocią Pati, ale tato… jest o wiele więcej innych spraw na jakie chciałabym z tobą porozmawiać.
- Niby o czym tak chciałabyś ze mną porozmawiać? – tata spojrzał mi w oczy.
- Na przykład o mamie – posmutniałam. – Nie wiem o niej nic, oprócz tego, że była i że ją kochałeś… Nie chcesz ze mną o niej rozmawiasz. Nie wiem dlaczego… ale boli mnie to. Mam prawo wiedzieć jaka była. Mam prawo wiedzieć i pytać.
- To nie jest takie łatwe. Jej już nie ma i każdy przeżywa to na swój sposób. Ja nie chcę o niej rozmawiać, bo to rozdrapuje stare rany, które w końcu chciałyby się zagoić – delikatnie się w niego wtuliłam. – Amy, musisz zrozumieć, że mama na pewno by nie chciała, żebyśmy się smucili z jej powodu. Była dobrym człowiekiem, nawet bardzo dobrym.
- Jeden raz, spędźmy chociaż jedną noc razem bez kłótni i porozmawiajmy o niej… Błagam – spojrzałam mu w oczy. Nawet nie słyszałam łamiącego się głosu, ale tata płakał. Nie wiedziałam, że aż tak dobrze umie ukrywać się ze swoimi uczuciami. Myślałam, że już nic nie czuje, bo minęło tak wiele czasu, ale jednak, myliłam się.
- Jedna noc – szepnął. – Możesz pytać o co tylko chcesz.
Tata poszedł zrobić gorące kakao, swojego autorskiego, bardzo chronionego przepisu. Nie wiem czego tam dodawał, ale było niesamowite. Z jednej strony mega słodkie, z drugiej jednak miało posmak korzenny. Bardzo rozgrzewało od środka. Było idealne w zimowe wieczory i kiedy byłam chora. Gdy byłam mała, zawsze mi takie robił. Pomagało na ból gardła i gorączkę.
Usiedliśmy na łóżku naprzeciwko siebie. Nie wiem kiedy zlecała cała noc. Gdy skończyliśmy rozmawiać, za oknem już dawno świeciło słońce, a wujek Kendall robił śniadanie. Bardziej je przypalał, bo śmierdziało w całym domu. Jednak nie uważałam, że ta noc była stracona. Nie była łatwa, to prawda, ale dowiedziałam się wiele o mojej mamie. Kim chciała być, jaka była, że czasem zachowywała się jak wariatka, czy małe dziecko… że miała swoje humorki, których nikt nie rozumiał, a w ciąży uwielbiała jeść lody czekoladowe z kiszonymi ogórkami, albo frytki w polewie czekoladowej. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Podobno była wspaniałym, dobrym i kochającym człowiekiem, który nikomu nie odmówił pomocy. Najbardziej jednak spodobał mi się jeden fakt – ksiądz nie chciał udzielić im ślubu, bo myślał, że mama ma szesnaście lat, podobno tak młodo wyglądała. Rozbawiło mnie to, ale właśnie takie ciekawostki są najlepsze.
Położyłam się obok taty i zasnęliśmy. Byłam szczęśliwa, że wróciłam do domu… i zadowolona, że w końcu udało nam się porozmawiać. Długo czekałam na taką rozmowę z tatą.