08/08/19

Rozdział IV



            Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Usnęłam na podłodze. No nie... Podniosłam się lekko i przeciągnęłam. „Moje biedne, stare kości” –  powiedziałam do siebie. Złapałam za jakieś ubranie i pobiegłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się lekko. Nagle do łazienki wbiegł Logan i nawet mnie nie zauważył.
- Puka się – zaśmiałam się.
- Ci – przyłożył palec do ust.
Nie wiedziałam o co chodzi… Ale ta sytuacja mnie zaczęła śmieszyć. Henderson w samych bokserkach wlatuje mi do łazienki, kiedy jestem w bieliźnie… Pięknie, prawda? Teraz tylko brakuje żeby ktoś nas znalazł.
- Ale o co chodzi? – zapytałam cicho.
- Ciocia mnie goni – zaśmiał się.
- Bo co? – zapytałam.
- Bo nie wyżyta – zaśmiał się Loggie.
- Wy i te wasze problemy – przekręciłam oczami, patrząc w lusterko. Delikatnie zaczęłam nakładać tusz, nawet nie zwracając na niego uwagi.
- Jak dożyjesz mojego wieku to pogadamy – uśmiechnął się. Jakbym słyszała wujka Kendalla… Banda wariatów.
- Logan! Ja cię słyszę! Nie ukryjesz się przede mną! – krzyknęła ciocia Vai. Violette ma cięty charakter, ale i tak kocham ją najmocniej na świecie. Nikt tak jak ona nie potrafi powiedzieć czegoś głupiego, a z drugiej strony jednak w sumie z sensem. Zawsze gdy mam fatalny humor, bierze mnie na kurczaki do KFC i dobrze się bawimy. Zastępuje mi mamę, to fakt. Chociaż sama nie ma dzieci z wujkiem Loganem. Nigdy nie wnikałam dlaczego. Wiem jednak, że byłaby cudowną mamą… tylko czasem nieogarniętą.
- Uu… uważaj, bo cię jeszcze zgwałci – usiadłam na umywalce i zaczęłam się śmiać.
- Ci – stanął naprzeciw mnie i zakrył mi usta. W tym momencie do łazienki weszła ciocia i zaczęła się draka.
            Oczywiście zostaliśmy oskarżeni o wszystkie zbrodnie świata. Nie przez ciocię, absolutnie. Ona tylko wydarła się na pół domu, aż zlecieli się wszyscy. Wyszło na to, że ja i Log mamy się ku sobie i tym, że chodzę czasami w staniku po domu kuszę Logana i dlatego zdradza ciocię. No ludzie! To jest chore, co oni wymyślają! Ja rozumiem, że to było dziwne, co ciocia Vai zobaczyła, no ale przecież nic między nami nie było!
- A możecie się zamknąć?! – krzyknęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie. – Ja nigdy z Loganem nie miałam romansu! Nie rozumiem jak w ogóle możecie coś takiego uważać! Ja i wujek Logan? To absurdalne!
- To co robiłaś z nim w łazience... I do tego pół naga? – zapytał wujek Kendall.
- Myłam się, a on wleciał do mnie.
- Zrobił ci coś?! – krzyknął tata i wszedł szybko do salonu.
- Tato - jęknęłam – Nie, nic mi nie zrobił. Eh, po prostu chował się przez ciocią i tyle – szepnęłam, patrząc na tą całą scenę. Wujek Kendall, trzymał mojego ojca, żeby nie przywalił Loganowi. Jak mówiłam, banda wariatów. – Moja wina, bo nie zamknęłam drzwi – dodałam po chwili.
- Czy to prawda, Logan? – zapytał wujek Carlos.
- Tak, to prawda. I co? Nadal jestem zboczeńcem to się ugania za młodszymi? – zapytał brunet.
- Przepraszamy, no – jęknął wujek Kendall. – Nie wiedzieliśmy…
- Ale fajnie to tak oceniać, nie? – zapytałam.
- Wiesz co, Skarbie – zaczęła Vai – wiem, że nie jestem pierwszej młodości, czasem mi odwala… w sumie zawsze – zaśmiała się – ale kocham cię i… przepraszam – zrobiła minę smutnego pieska, a wujek Log ją pocałował.
- My również przepraszamy! – powiedzieli wszyscy.
- Ja wybaczam – zaśmiałam się.
- Ja też – uśmiechnął się Logan. – A teraz – przerzucił mnie przez ramię – chodź kochaneczko, idziemy się gwałcić – uśmiechnął się i pognał na górę, a ja piszczałam jak głupia.
Kochałam go. Strasznie. Kochałam ich wszystkich. Gdy żyje się z kimś tyle lat pod jednym dachem, po prostu da się przyzwyczaić. Byli dla mnie naprawdę bliscy. Każdy z nich. Może nie okazuje tego, ale po prostu nie mogę bez nich żyć. Bez tego jacy są. Każdy daje z siebie co tylko się da, aby w tym domu zawsze czuć było miłość.
Wujek Carlos i ciocia Pati są najbardziej rozsądni z nas wszystkich, chociaż cioci czasem nieźle odbija. Najczęściej gdy ma „te dni” i sama nie wie, czego chce… wtedy wujek ma po prostu z nią przekichane, ale i tak ją kocha ponad życie. Ciocia Vai wprowadza dużo zamętu, ale takiego dobrego. Poza tym mamy się z kogo śmiać. Czasem nas jednak przeraża… gdy coś jej się nie spodoba na przykład. Wtedy lata po domu z piłą, albo jeździ swoim monster truckiem i demoluje wszystko dookoła. Wtedy Logan musi wszystko naprawiać, płacić za jej wybryki, ale mówi, że ciocia mu dobrze to w nocy wynagradza, więc… nie jest bardzo zły. Wujek Logan zaś stara się być poważny, ale przy jego żonie to strasznie trudne. Wujek Kend jest jaki jest, ale zawsze mogę liczyć na dobrą radę, bawi mnie i mimo tego, że  czasem chodzi smutny całymi dniami, to zawsze spróbuje naprawić mój humor. Co do cioci Pauline, sama mam mieszane uczucia. Ona bardziej staje po stronie mojego taty. Mało rozmawiamy. Tak samo jak ja i tata. Może między mną i ciocią to po prostu różnica charakterów. Ją można porównać do mojej babci, mamy mojego ojca – nigdy jej nic nie pasuje i zachowuje się jakby miała kija w dupie.
Kilka godzin później siedziałam przed telewizorem i oglądałam jakiś film. Jaka nuda... Nie miałam co robić. W szkole nie byłam, bo rzekomo źle się czułam, więc nie miałam co robić.
- Musimy pogadać – powiedział tata i wyłączył mi telewizor.
- No ej! Co znów? – skrzyżowałam ręce na klatce.
- Nie zachowuj się jak dzikus, bo taka nie jesteś – usiadł obok mnie. – Mi też jest ciężko. Nie myśl, że nie.
- Wiem tato – spojrzałam na niego i mocno go przytuliłam. – Bardzo cię kocham – przez chwilę tata nie wiedział co ma zrobić. Nagle poczułam, że objął mnie ramieniem i lekko się uśmiecha. Tego mi brakowało. Jego uśmiechu i tej rodzicielskiej miłości.
- Też cię kocham szkrabie – pocałował mnie w czubek głowy. Nagle poczułam, że wszystko jest ok… że mnie rozumie i w ogóle. Ale oczywiście długo to nie potrwało. – A teraz wracajmy do tego co miałem ci powiedzieć – delikatnym ruchem odsunął się ode mnie, a uśmiech zniknął z jego ust. Zrobił się taki poważny, taki jakiego go nie lubię. Wiedziałam, że nie czeka mnie nic dobrego i się nie pomyliłam. – Otrzymałem pismo ze szkoły, że wagarujesz i się nie uczysz. Możesz mi to wytłumaczyć?
- Nie ma nic do wyjaśniania.
- A tak naprawdę? – spojrzał mi w oczy, a ja odwróciłam wzrok. Nie potrafiłam z nim rozmawiać, gdy patrzył mi prosto w oczy. Nie mogłam wtedy kłamać. Wyczułby od razu, że nie mówię prawdy.
- Nienawidzę szkoły – położyłam głowę na ramieniu taty.
- Coś się dzieje? – pogłaskał delikatnie mój policzek.
- Oprócz tego, że nie mam życia, bo non stop mi wypominają, że mam sławnego ojca, prześladują mnie i wymuszają kasę, bo i tak rozpuszczony bachor ma wszystko, więc kilka dolarów mniej nie zrobi mu różnicy… to nic – powiedziałam na jednym wydechu. Chociaż nie lubiłam mówić mu prawdy, to nie skłamałam. Niechęć do szkoły wcale nie wzięła się z tego, że to miejsce mnie odrzucało. To ludzie, którzy tam chodzili byli potworami bez uczuć. – W sumie, jeszcze coś – dodałam po chwili. – To, że nie mam matki też jest zajebistym powodem do śmiechu – spojrzałam mu w oczy obojętna… ale w końcu musiałam mu powiedzieć jak jest. Nie mogę tego dłużej dusić w sobie.
- Proszę? – zapytał spokojnie. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Bo ty mnie nie słuchasz? Ilekroć chciałam z tobą porozmawiać to ty dla mnie nie miałeś czasu… Nie mam ochoty dłużej walczyć o twoją uwagę.
- Przepraszam kochanie – pocałował mnie w główkę. – Myślałem, że wszystko jest ok.
- Nigdy nie było! – wstałam gwałtownie. – Babcia mnie nie toleruje, ty nie masz dla mnie czasu, mamy nie ma, a Lou mnie zostawił!
- Amy… Nie krzycz.
- Mam dość – powiedziałam. Z oczu popłynęło mi kilka łez. Nie pamiętam kiedy ostatni raz przy nim płakałam. W sumie, chyba nigdy się to nie zdarzyło. Starałam się być silna. W końcu z większością spraw dawałam sobie radę sama.
Szybko pobiegłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Wiem, że zachowuje się jak dzikus, albo mały, rozpuszczony bachor, ale mam dość. Rozumiem to, że nie tylko mi jest ciężko, ale... mógłby mnie zrozumieć. Czy ja chcę tak wiele? Tylko zrozumienia... Żeby powiedział: „Tak skarbie, rozumiem cię i chce ci pomóc”. Ale nie... On tego nie potrafi. Chyba ucieknę i wreszcie będę miała święty spokój.