Otworzyłam oczy i spojrzałam przed
siebie. Usnęłam na podłodze. No nie... Podniosłam się lekko i przeciągnęłam. „Moje biedne, stare kości” – powiedziałam do siebie. Złapałam za jakieś ubranie
i pobiegłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się lekko. Nagle do
łazienki wbiegł Logan i nawet mnie nie zauważył.
-
Puka się – zaśmiałam się.
-
Ci – przyłożył palec do ust.
Nie
wiedziałam o co chodzi… Ale ta sytuacja mnie zaczęła śmieszyć. Henderson w
samych bokserkach wlatuje mi do łazienki, kiedy jestem w bieliźnie… Pięknie,
prawda? Teraz tylko brakuje żeby ktoś nas znalazł.
-
Ale o co chodzi? – zapytałam cicho.
-
Ciocia mnie goni – zaśmiał się.
-
Bo co? – zapytałam.
-
Bo nie wyżyta – zaśmiał się Loggie.
-
Wy i te wasze problemy – przekręciłam oczami, patrząc w lusterko. Delikatnie
zaczęłam nakładać tusz, nawet nie zwracając na niego uwagi.
-
Jak dożyjesz mojego wieku to pogadamy – uśmiechnął się. Jakbym słyszała wujka
Kendalla… Banda wariatów.
-
Logan! Ja cię słyszę! Nie ukryjesz się przede mną! – krzyknęła ciocia Vai.
Violette ma cięty charakter, ale i tak kocham ją najmocniej na świecie. Nikt
tak jak ona nie potrafi powiedzieć czegoś głupiego, a z drugiej strony jednak w
sumie z sensem. Zawsze gdy mam fatalny humor, bierze mnie na kurczaki do KFC i
dobrze się bawimy. Zastępuje mi mamę, to fakt. Chociaż sama nie ma dzieci z
wujkiem Loganem. Nigdy nie wnikałam dlaczego. Wiem jednak, że byłaby cudowną
mamą… tylko czasem nieogarniętą.
-
Uu… uważaj, bo cię jeszcze zgwałci – usiadłam na umywalce i zaczęłam się śmiać.
-
Ci – stanął naprzeciw mnie i zakrył mi usta. W tym momencie do łazienki weszła
ciocia i zaczęła się draka.
Oczywiście zostaliśmy oskarżeni o
wszystkie zbrodnie świata. Nie przez ciocię, absolutnie. Ona tylko wydarła się
na pół domu, aż zlecieli się wszyscy. Wyszło na to, że ja i Log mamy się ku
sobie i tym, że chodzę czasami w staniku po domu kuszę Logana i dlatego zdradza
ciocię. No ludzie! To jest chore, co oni wymyślają! Ja rozumiem, że to było
dziwne, co ciocia Vai zobaczyła, no ale przecież nic między nami nie było!
-
A możecie się zamknąć?! – krzyknęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie. – Ja
nigdy z Loganem nie miałam romansu! Nie rozumiem jak w ogóle możecie coś
takiego uważać! Ja i wujek Logan? To absurdalne!
-
To co robiłaś z nim w łazience... I do tego pół naga? – zapytał wujek Kendall.
-
Myłam się, a on wleciał do mnie.
-
Zrobił ci coś?! – krzyknął tata i wszedł szybko do salonu.
-
Tato - jęknęłam – Nie, nic mi nie zrobił. Eh, po prostu chował się przez ciocią
i tyle – szepnęłam, patrząc na tą całą scenę. Wujek Kendall, trzymał mojego
ojca, żeby nie przywalił Loganowi. Jak mówiłam, banda wariatów. – Moja wina, bo
nie zamknęłam drzwi – dodałam po chwili.
-
Czy to prawda, Logan? – zapytał wujek Carlos.
-
Tak, to prawda. I co? Nadal jestem zboczeńcem to się ugania za młodszymi? –
zapytał brunet.
-
Przepraszamy, no – jęknął wujek Kendall. – Nie wiedzieliśmy…
-
Ale fajnie to tak oceniać, nie? – zapytałam.
-
Wiesz co, Skarbie – zaczęła Vai – wiem, że nie jestem pierwszej młodości,
czasem mi odwala… w sumie zawsze – zaśmiała się – ale kocham cię i… przepraszam
– zrobiła minę smutnego pieska, a wujek Log ją pocałował.
-
My również przepraszamy! – powiedzieli wszyscy.
-
Ja wybaczam – zaśmiałam się.
-
Ja też – uśmiechnął się Logan. – A teraz – przerzucił mnie przez ramię – chodź
kochaneczko, idziemy się gwałcić – uśmiechnął się i pognał na górę, a ja
piszczałam jak głupia.
Kochałam
go. Strasznie. Kochałam ich wszystkich. Gdy żyje się z kimś tyle lat pod jednym
dachem, po prostu da się przyzwyczaić. Byli dla mnie naprawdę bliscy. Każdy z
nich. Może nie okazuje tego, ale po prostu nie mogę bez nich żyć. Bez tego jacy
są. Każdy daje z siebie co tylko się da, aby w tym domu zawsze czuć było
miłość.
Wujek
Carlos i ciocia Pati są najbardziej rozsądni z nas wszystkich, chociaż cioci
czasem nieźle odbija. Najczęściej gdy ma „te
dni” i sama nie wie, czego chce… wtedy wujek ma po prostu z nią
przekichane, ale i tak ją kocha ponad życie. Ciocia Vai wprowadza dużo zamętu,
ale takiego dobrego. Poza tym mamy się z kogo śmiać. Czasem nas jednak
przeraża… gdy coś jej się nie spodoba na przykład. Wtedy lata po domu z piłą,
albo jeździ swoim monster truckiem i demoluje wszystko dookoła. Wtedy Logan
musi wszystko naprawiać, płacić za jej wybryki, ale mówi, że ciocia mu dobrze
to w nocy wynagradza, więc… nie jest bardzo zły. Wujek Logan zaś stara się być
poważny, ale przy jego żonie to strasznie trudne. Wujek Kend jest jaki jest,
ale zawsze mogę liczyć na dobrą radę, bawi mnie i mimo tego, że czasem chodzi smutny całymi dniami, to zawsze
spróbuje naprawić mój humor. Co do cioci Pauline, sama mam mieszane uczucia. Ona
bardziej staje po stronie mojego taty. Mało rozmawiamy. Tak samo jak ja i tata.
Może między mną i ciocią to po prostu różnica charakterów. Ją można porównać do
mojej babci, mamy mojego ojca – nigdy jej nic nie pasuje i zachowuje się jakby
miała kija w dupie.
Kilka
godzin później siedziałam przed telewizorem i oglądałam jakiś film. Jaka nuda...
Nie miałam co robić. W szkole nie byłam, bo rzekomo źle się czułam, więc nie
miałam co robić.
-
Musimy pogadać – powiedział tata i wyłączył mi telewizor.
-
No ej! Co znów? – skrzyżowałam ręce na klatce.
-
Nie zachowuj się jak dzikus, bo taka nie jesteś – usiadł obok mnie. – Mi też
jest ciężko. Nie myśl, że nie.
-
Wiem tato – spojrzałam na niego i mocno go przytuliłam. – Bardzo cię kocham –
przez chwilę tata nie wiedział co ma zrobić. Nagle poczułam, że objął mnie
ramieniem i lekko się uśmiecha. Tego mi brakowało. Jego uśmiechu i tej
rodzicielskiej miłości.
-
Też cię kocham szkrabie – pocałował mnie w czubek głowy. Nagle poczułam, że
wszystko jest ok… że mnie rozumie i w ogóle. Ale oczywiście długo to nie
potrwało. – A teraz wracajmy do tego co miałem ci powiedzieć – delikatnym
ruchem odsunął się ode mnie, a uśmiech zniknął z jego ust. Zrobił się taki
poważny, taki jakiego go nie lubię. Wiedziałam, że nie czeka mnie nic dobrego i
się nie pomyliłam. – Otrzymałem pismo ze szkoły, że wagarujesz i się nie
uczysz. Możesz mi to wytłumaczyć?
-
Nie ma nic do wyjaśniania.
-
A tak naprawdę? – spojrzał mi w oczy, a ja odwróciłam wzrok. Nie potrafiłam z
nim rozmawiać, gdy patrzył mi prosto w oczy. Nie mogłam wtedy kłamać. Wyczułby
od razu, że nie mówię prawdy.
-
Nienawidzę szkoły – położyłam głowę na ramieniu taty.
-
Coś się dzieje? – pogłaskał delikatnie mój policzek.
-
Oprócz tego, że nie mam życia, bo non stop mi wypominają, że mam sławnego ojca,
prześladują mnie i wymuszają kasę, bo i tak rozpuszczony bachor ma wszystko,
więc kilka dolarów mniej nie zrobi mu różnicy… to nic – powiedziałam na jednym
wydechu. Chociaż nie lubiłam mówić mu prawdy, to nie skłamałam. Niechęć do
szkoły wcale nie wzięła się z tego, że to miejsce mnie odrzucało. To ludzie, którzy
tam chodzili byli potworami bez uczuć. – W sumie, jeszcze coś – dodałam po
chwili. – To, że nie mam matki też jest zajebistym powodem do śmiechu –
spojrzałam mu w oczy obojętna… ale w końcu musiałam mu powiedzieć jak jest. Nie
mogę tego dłużej dusić w sobie.
-
Proszę? – zapytał spokojnie. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-
Bo ty mnie nie słuchasz? Ilekroć chciałam z tobą porozmawiać to ty dla mnie nie
miałeś czasu… Nie mam ochoty dłużej walczyć o twoją uwagę.
-
Przepraszam kochanie – pocałował mnie w główkę. – Myślałem, że wszystko jest
ok.
-
Nigdy nie było! – wstałam gwałtownie. – Babcia mnie nie toleruje, ty nie masz
dla mnie czasu, mamy nie ma, a Lou mnie zostawił!
-
Amy… Nie krzycz.
-
Mam dość – powiedziałam. Z oczu popłynęło mi kilka łez. Nie pamiętam kiedy ostatni
raz przy nim płakałam. W sumie, chyba nigdy się to nie zdarzyło. Starałam się
być silna. W końcu z większością spraw dawałam sobie radę sama.
Szybko
pobiegłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Wiem, że zachowuje się jak
dzikus, albo mały, rozpuszczony bachor, ale mam dość. Rozumiem to, że nie tylko
mi jest ciężko, ale... mógłby mnie zrozumieć. Czy ja chcę tak wiele? Tylko
zrozumienia... Żeby powiedział: „Tak
skarbie, rozumiem cię i chce ci pomóc”. Ale nie... On tego nie potrafi. Chyba
ucieknę i wreszcie będę miała święty spokój.