Obudziła
mnie burza, pioruny lały się z nieba, a grzmoty były bardziej słyszalne niż
zazwyczaj. Nie mówię, bałam się, ale postanowiłam zejść na dół i wziąć sobie
chociaż szklankę wody. Ubrałam grubszą bluzę i kapcie, a następnie wyszłam z
pokoju. Na dole paliło się światło, a na kanapie siedziała ciocia Pauline. Gdy
podeszłam bliżej, zauważyłam, że płakała, a gdy tylko mnie ujrzała, szybko
wytarła łzy.
-
Przecież widziałam – powiedziałam, siadając obok niej. – Co się dzieje?
-
Nieważne – szepnęła, wycierając mokre policzki.
-
Jakby było nieważne, to byś nie płakała ciociu – delikatnie się do niej
przytuliłam, a ona pogłaskała mnie po włosach.
-
Brakuje mi wujka, wiesz? – zaśmiała się lekko. Wiedziałam, że „nasi” mężczyźni
wyjechali w trasę, ale to nie był jeszcze powód do płaczu. Nie tylko ja tak
uważałam.
-
Pauline, błagam cię – powiedziała Vai, która ni stąd, ni zowąd znalazła się
obok nas z kubełkiem kurczaków. – Każdy przecież w tym domu wie, dlaczego panna
Adams płacze po nocach. Nawet ja, co taka nie kumata podobno jestem!
-
Czyli o co, bo ja nadal nie wiem? – zapytałam.
-
No pomyśl puchatku, czym się różni ciocia Pauline ode mnie czy od Pati? –
Henderson zaczęła wymachiwać mi kurczakiem przed oczyma.
-
Jakbyśmy mówiły tylko o tobie ciociu to bym powiedziała, że jest mądrzejsza –
zaśmiałam się, a Vai prawie udławiła się kurczakiem. – Przecież żartuje!
-
To nie żartuj w taki sposób, bo stracisz najfajniejszą ciocię na świecie i żonę
– to słowo podkreśliła dokładnie, a Pauline spuściła wzrok – sławnego muzyka.
-
Czyli cały czas chodzi o to, że ciocia nie ma ślubu z wujkiem Kendallem? –
spojrzałam na nie obydwie, a Vai puknęła mnie w czoło.
-
Bingo detektywie – uśmiechnęła się Henderson i z kubełkiem udała się na górę.
-
To dlaczego mu tego nie powiesz? – spojrzałam na blondynkę, a ta tylko
wzruszyła ramionami.
-
To nie jest takie proste – zaczęła – ja i wujek żyjemy już tyle lat razem, a on
chyba nie chce mieć ze mną ślubu. Nigdy nie odezwał się słowem na ten temat.
-
Ja miałam wrażenie, że wam to pasuje… że tego właśnie chcieliście – szepnęłam.
-
Wiesz – pociągnęła nosem – myślałam, że gdy się zaręczyliśmy to jest taka
obietnica, że kiedyś w końcu weźmiemy ślub. Oczywiście, rozmawialiśmy na ten
temat… planowaliśmy tak wstępnie i naprawdę obydwoje tego chcieliśmy. Później
był ślub twoich rodziców i ta tragedia – westchnęła. – Nigdy potem nie
wróciliśmy do tematu ślubu, bo zawsze była żałoba.
-
Ale przecież ciocia Vai czy ciocia Pati mają ślub… i to robiony w tej naszej
żałobie.
-
Tylko, że Kendall, jak i James, najbardziej przeżywał śmierć twojej mamy… i
Kendall nie chciał ślubu, na którym nie mogłoby być jego ukochanej siostry –
Pauline spuściła wzrok. Biedna ciocia. Nie wiedziałam, że aż tak przeżywa brak
ślubu. Myślałam, że to nie ma znaczenia, że tu jedynie chodzi o to, że są ze
sobą szczęśliwi… Chyba jednak nie rozumiem tak miłości i dorosłego życia jakbym
chciała.
-
Będzie trzeba pogadać z wujkiem, wyjaśnić mu co i jak. Nie jesteście jeszcze
tacy starzy, możecie przecież wziąć ślub!
-
Amy – ciocia złapała moją twarz w dłonie – nie chcę go do niczego zmuszać.
Kocham go, ale jeśli chce żyć ze mną bez ślubu, to niech tak zostanie.
-
Ale będziesz smutna – szepnęłam – a ja nie chcę abyś była smutna. Nie będę go
przecież do niczego zmuszać… chce tylko porozmawiać.
-
Obiecaj mi, że z nim nie będziesz gadać na ten temat – powiedziała.
-
Ciociu…
-
Obiecaj, proszę.
-
Jeśli muszę… to obiecuję. Nie będę rozmawiać z wujkiem Kendallem na ten temat.
-
Dziękuję – powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Ja jednak wiedziałam, że w
jakiś sposób muszę z wujkiem pogadać na ten temat. Co jak co, ale to one mnie
zawsze uczyły, że należy rozmawiać z drugim człowiekiem, aby nie było spięć i
niedomówień… a teraz same nie chcą. Postanowiłam sobie jednak, że doprowadzę do
ślubu między nimi, nawet jeśli będę musiała przejść po przysłowiowych trupach
do celu.