26/05/21

Rozdział XLIII

 

Obudziła mnie burza, pioruny lały się z nieba, a grzmoty były bardziej słyszalne niż zazwyczaj. Nie mówię, bałam się, ale postanowiłam zejść na dół i wziąć sobie chociaż szklankę wody. Ubrałam grubszą bluzę i kapcie, a następnie wyszłam z pokoju. Na dole paliło się światło, a na kanapie siedziała ciocia Pauline. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że płakała, a gdy tylko mnie ujrzała, szybko wytarła łzy.

- Przecież widziałam – powiedziałam, siadając obok niej. – Co się dzieje?

- Nieważne – szepnęła, wycierając mokre policzki.

- Jakby było nieważne, to byś nie płakała ciociu – delikatnie się do niej przytuliłam, a ona pogłaskała mnie po włosach.

- Brakuje mi wujka, wiesz? – zaśmiała się lekko. Wiedziałam, że „nasi” mężczyźni wyjechali w trasę, ale to nie był jeszcze powód do płaczu. Nie tylko ja tak uważałam.

- Pauline, błagam cię – powiedziała Vai, która ni stąd, ni zowąd znalazła się obok nas z kubełkiem kurczaków. – Każdy przecież w tym domu wie, dlaczego panna Adams płacze po nocach. Nawet ja, co taka nie kumata podobno jestem!

- Czyli o co, bo ja nadal nie wiem? – zapytałam.

- No pomyśl puchatku, czym się różni ciocia Pauline ode mnie czy od Pati? – Henderson zaczęła wymachiwać mi kurczakiem przed oczyma.

- Jakbyśmy mówiły tylko o tobie ciociu to bym powiedziała, że jest mądrzejsza – zaśmiałam się, a Vai prawie udławiła się kurczakiem. – Przecież żartuje!

- To nie żartuj w taki sposób, bo stracisz najfajniejszą ciocię na świecie i żonę – to słowo podkreśliła dokładnie, a Pauline spuściła wzrok – sławnego muzyka.

- Czyli cały czas chodzi o to, że ciocia nie ma ślubu z wujkiem Kendallem? – spojrzałam na nie obydwie, a Vai puknęła mnie w czoło.

- Bingo detektywie – uśmiechnęła się Henderson i z kubełkiem udała się na górę.

- To dlaczego mu tego nie powiesz? – spojrzałam na blondynkę, a ta tylko wzruszyła ramionami.

- To nie jest takie proste – zaczęła – ja i wujek żyjemy już tyle lat razem, a on chyba nie chce mieć ze mną ślubu. Nigdy nie odezwał się słowem na ten temat.

- Ja miałam wrażenie, że wam to pasuje… że tego właśnie chcieliście – szepnęłam.

- Wiesz – pociągnęła nosem – myślałam, że gdy się zaręczyliśmy to jest taka obietnica, że kiedyś w końcu weźmiemy ślub. Oczywiście, rozmawialiśmy na ten temat… planowaliśmy tak wstępnie i naprawdę obydwoje tego chcieliśmy. Później był ślub twoich rodziców i ta tragedia – westchnęła. – Nigdy potem nie wróciliśmy do tematu ślubu, bo zawsze była żałoba.

- Ale przecież ciocia Vai czy ciocia Pati mają ślub… i to robiony w tej naszej żałobie.

- Tylko, że Kendall, jak i James, najbardziej przeżywał śmierć twojej mamy… i Kendall nie chciał ślubu, na którym nie mogłoby być jego ukochanej siostry – Pauline spuściła wzrok. Biedna ciocia. Nie wiedziałam, że aż tak przeżywa brak ślubu. Myślałam, że to nie ma znaczenia, że tu jedynie chodzi o to, że są ze sobą szczęśliwi… Chyba jednak nie rozumiem tak miłości i dorosłego życia jakbym chciała.

- Będzie trzeba pogadać z wujkiem, wyjaśnić mu co i jak. Nie jesteście jeszcze tacy starzy, możecie przecież wziąć ślub!

- Amy – ciocia złapała moją twarz w dłonie – nie chcę go do niczego zmuszać. Kocham go, ale jeśli chce żyć ze mną bez ślubu, to niech tak zostanie.

- Ale będziesz smutna – szepnęłam – a ja nie chcę abyś była smutna. Nie będę go przecież do niczego zmuszać… chce tylko porozmawiać.

- Obiecaj mi, że z nim nie będziesz gadać na ten temat – powiedziała.

- Ciociu…

- Obiecaj, proszę.

- Jeśli muszę… to obiecuję. Nie będę rozmawiać z wujkiem Kendallem na ten temat.

- Dziękuję – powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Ja jednak wiedziałam, że w jakiś sposób muszę z wujkiem pogadać na ten temat. Co jak co, ale to one mnie zawsze uczyły, że należy rozmawiać z drugim człowiekiem, aby nie było spięć i niedomówień… a teraz same nie chcą. Postanowiłam sobie jednak, że doprowadzę do ślubu między nimi, nawet jeśli będę musiała przejść po przysłowiowych trupach do celu.