14/08/19

Rozdział VI



            Już od kilku godzin jestem na nogach. Chodzę po mieście i nie wiem, gdzie mam się podziać. Strasznie jestem głodna, a ktoś mnie okradł. Super... Jeszcze tego mi brakowało. Ale jak mieć pecha to na całego, co nie? Przeszłam koło akademika gdzie mieszkał Louis... Tak jakoś mi się smutno zrobiło... Myślałam, że mnie zrozumie, a on potraktował to w taki sposób, że miałam ochotę go tylko zabić. Ale czego można spodziewać się po mężczyznach? Na pewno nic dobrego. Tak czy owak musiałam sobie jakoś dać radę, a Lou o pomoc nie poproszę. Poszłam do lombardu i sprzedałam złoty łańcuszek, którego mi nie zdążyli ukraść… Dostałam za niego sto dolarów. Nie jest źle. Pałętałam się jeszcze długi czas po Nowym Jorku, szukając jakiegoś niedrogiego noclegu. Na próżno. Nie stać mnie było na nic. Wiedziałam, że w domu nie mam się co pokazywać, a Lou? Lou i tak mnie nie rozumie. On myśli, że jestem małolatą, która nie da sobie rady. Myli się... Pokażę mu, że się myli.
Z perspektywy Jamesa
- Proszę was! Nie róbcie mi wyrzutów – krzyknąłem. Amy zniknęła... A ja nie wiedziałem co mam zrobić. Jestem złym ojcem.
- Nie wiem jak mogłeś jej pozwolić uciec! – krzyknęła na mnie Pati.
- Ty się nie wtrącaj! – krzyknąłem. – To nie twoja sprawa.
- To jest nasza sprawa – powiedział spokojnie Kendall. – Nas wszystkich ona dotyczy... Jesteśmy rodziną. Nie możesz o tym zapominać.
- No tak, przepraszam – usiadłem na kanapie i odetchnąłem głęboko. Bałem się o nią. Tak cholernie się bałem, że już jej nie zobaczę… że stracę ją, tak jak straciłem moją żonę.
- Dobra jesteśmy! – krzyknął Logan, wchodząc do mieszkania z Violette. – Zgłosiliśmy zaginięcie Amy... Policja w całych Stanach jej szuka.
- Chociaż tyle dobrego – schowałem twarz w dłoniach. – Dlaczego ja jej nie umiem wychować?
- Musisz wreszcie zrozumieć, że Ang nie wróci, a Amy sama nie da sobie rady – Pauline usiadła obok mnie i spojrzała mi w oczy. – Ona ma dopiero szesnaście lat i cię potrzebuje. Twojego wsparcia i miłości.
- Wiem… Ale ja nie mogę zapomnieć o Angel – zamknąłem oczy, ale i tak spod powiek wyciekały mi łzy. Nadal cierpię po stracie mojej ukochanej Ang… Wiem, że ten ból zawsze pozostanie. Nic na to nie mogę poradzić. Kochałem ją, a ona oddała za mnie życie. Zrobiłbym to samo.
- James... Ang jest w niebie, czuwa nad nami – spojrzał na mnie Carlos.
- Tak... Wiem. Czuje jej obecność... Jest tu gdzieś… Ja o tym wiem.
- Musimy szukać Amy – powiedziała Pauline.
- Tylko gdzie? – zapytałem.
Z perspektywy Amy
- Nie idę nigdzie z wami! – krzyknęłam, gdy jakiś facet ciągnął mnie za rękę. No wiedziałam, że zapuszczanie się w taką okolicę nie jest dobre.
- Zatkaj się, mała – wrzucił mnie do jakiegoś pomieszczenia. Wszędzie ciemno, ale dostrzegłam jakąś postać. Była to jakaś dziewczyna.
- Kim jesteś? – zapytała cicho.
- Jestem Amy i… nie wiem co tu robię – mruknęłam.
- Ciebie też porwali? – zapytała przestraszona.
- Na to wychodzi.. – lekko się do niej zbliżyłam. – Jak masz na imię?
- Diana – powiedziała.
- Od dawna tu jesteś?
- Kilka dni… Ale nie wiem ile tu jeszcze wytrzymam…
- A co oni ci robią? – usiadłam obok niej.
- Oprócz tego, że muszę pracować jako dziwka to nic – zaczęła płakać. – Nie mam innego wyboru. Chcę jeszcze żyć…
- No to po nas – zamknęłam oczy i oparłam się o ścianę. Czy ja zawsze muszę się wpakować w takie coś?! Boże, mamo... Weź mi pomóż. Błagam cię. Ja nie chce zostać przez kogoś wykorzystana… Co to, to nie!
            Dość długo siedziałyśmy w tym magazynie... czy co to jest. Robiło się coraz zimniej, a ja nie mogłam się uspokoić. Bałam się. Bałam się, że coś się stanie... Mój pech jest różny, więc wszystko jest możliwe. Nagle drzwi się otworzyły, a do środka weszło kilku mężczyzn.
- Szefie, mamy nową dziewczynę – pokazał na mnie.
- Nie liczcie na nic – warknęłam.
- Jaka ostra... Jak mamusia – zaśmiał się.
- Skąd znasz moją mamę?! – krzyknęłam.
To wszystko znów było dla mnie coraz dziwniejsze... Kim on jest?! To pytanie zadawałam sobie chyba z tysiąc razy w głowie. Nie miałam pojęcia co się ze mną stanie. Miałam tylko nadzieje, że nic mi nie zrobią... Strasznie się bałam. Pewnie jak każdy, kto by się znalazł w mojej sytuacji. Serce waliło mi jak ogłupiałe, a w głowie miałam mętlik. Teraz tylko zostało mi jedno – pomodlić się o to, żeby nic mi nie zrobili. Tylko to mi pozostało.