04/02/22

Rozdział LVII

 Z perspektywy Mii

Ostatnimi czasy czułam się coraz gorzej. Nie mogłam jeść, spać, ani normalnie funkcjonować. Nie wiedziałam czy to wina strachu, czy po prostu gorszego okresu. Nie wiedziałam jaką drogę wybierze Amy. Cieszyłam się jednak, że pogodziła się z Louisem. To naprawdę dobry i mądry chłopak.

Cieszyłam się także, że już pod koniec tego tygodnia Kendall i Pauline będą oficjalnie małżeństwem. Tak długo na to czekali. Jednak dręczyło mnie to, że będę musiała spotkać się z Jamesem twarzą w twarz. Nadal go unikałam. Nie potrafiłam z nim normalnie rozmawiać. Nie wiem jak Angel umiała z nim rozmawiać.

Wiem, że Ang jest częścią mnie. To nigdy się nie zmieni… ale nie wiedziałam jak dwie różne osoby mogą być tak naprawdę jedną i tą samą osobą. Nie mogłam pojąć jak to możliwe. Jednak było prawdą i nie miałam na to wpływu.

Stanęłam przed lustrem. Gdzie podziała się tamta blondynka, która chciała zmieniać świat? W odbiciu widziałam jedynie kobietę, która nie wiedziała jak ma dalej żyć. Coraz mniej przypominałam siebie. Coraz mocniej przypominam Angel, chociażby po kolorze włosów… Ale to wszystko mnie przytłaczało i nie miałam sił nawet o siebie zadbać. Przytłaczało mnie to, że nie miałam na nic wpływu. To, że nic nie układało się tak, jakbym chciała. Odkąd dowiedziałam się, że jestem matką i żoną, nic nie było już takie samo… ale czy żałowałam? Absolutnie nie. Każdy człowiek powinien wiedzieć kim tak naprawdę jest. Każdy powinien znać swoją przeszłość, niezależnie od tego jaka ona jest. Każdy ma prawo, aby decydować o sobie i o tym, co z taką wiedzą zrobić.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawiłam kucyka i podeszłam do drzwi wejściowych. Wyglądnęłam przez wizjer, ale nikogo nie zauważyłam. Uchyliłam lekko drzwi, a przed nosem ukazał mi się bukiet róż herbacianych. Uśmiechnęłam się lekko, otwierając szerzej drzwi. Wiedziałam kto za nimi stoi. Tylko jedna osoba wiedziała, że to moje ulubione kwiaty. Wychyliłam głowę za drzwi i spojrzałam na mężczyznę. James zawsze był przystojny – nie dało się tego ukryć… a gdy robił minę zbitego pieska, był przesłodki. Pokręciłam głową, nie mówiąc nic. Wpuściłam mężczyznę do środka.

- Cóż za miła niespodzianka – rzuciłam, wkładając kwiaty do wazonu. – Nie odbierałam, więc się pofatygowałeś?

- Coś musiałem zrobić, abyś w końcu ze mną porozmawiała – zaśmiał się. – A wiesz, że musimy porozmawiać, bo to co się dzieje między nami ostatnio, jest nie do zniesienia.

- Muszę przyznać ci rację – oparłam się o blat w kuchni. – Nie powinniśmy się kłócić. Nic to nie da, a ranimy tylko siebie nawzajem… I Amy też.

- Też jestem tego zdania – James stanął przede mną i złapał mnie za rękę. – Bardzo mi ciebie brakowało – spojrzałam na niego i wycofałam dłoń. – Co się dzieje?

- Ja chyba… potrzebuje czasu. Nie umiem się pozbierać. Nie umiem żyć normalnie. Nic mi nie wychodzi. Nie mogę sobie poradzić z niczym – spuściłam głowę. – Nie chcę abyście cierpieli, bo ja sobie nie radę. Nie chcę was krzywdzić… a nie mogę zagwarantować, że ta cała niemoc nie odbije się na was.

- Angel… Mia… czy jak tam wolisz – szepnął – jesteś moją żoną – podniósł moją głowę i spojrzał mi w oczy. – Jesteś wszystkim, co mam. Nie zostawię cię, bo masz gorszy okres. Chcę być przy tobie i cię wspierać. Kocham cię, zrozum – spojrzałam na niego. Jego oczy wyrażały tyle miłości. Poczułam, że na to nie zasługuje. Nie po tym jaką zołzą byłam. Zawsze odtrącałam ludzi, bo bałam się ich obecności w moim życiu. Bałam się, że zrobię coś źle. – Nie martw się – uśmiechnął się szczerze. – Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie.

- Nie wiem czy dam radę…

- Dasz radę… a wiesz czemu? Bo jesteś moja. Jesteś Angelika Maslow i jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam.

- Nie jestem nią… Już dawno nią nie jestem…

- Owszem jesteś. Zawsze nią byłaś. Nawet jeśli tylko o tu – położył dłoń blisko mojego serca. – Zawsze nią będziesz, Mia. Musisz tylko odnaleźć w sobie tę cząstkę dawnej siebie, która ci pokaże, że potrafisz zrobić wszystko, o czym tylko zamarzysz. Nigdy nie znałaś granic, skarbie.

- Kendall zawsze powtarzał, że nie powinnam się z tobą zadawać, bo to przyciągnie kłopoty – zaśmiałam się cicho.

- A jednak zawsze to robiłaś – uśmiechnął się. – Urodziłaś piękną córkę, chociaż miałaś jedynie siedemnaście lat. Podejmowałaś trudne decyzje, ale chyba ich nie żałujesz, prawda?

            - Nie mogę żałować czegoś, co dawało mi szczęście.

            - I tak właśnie odpowiedziałaby moja żona – uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek białych zębów. – Chodź tu – pociągnął mnie do siebie i mocno przytulił. – Zawsze będę przy tobie – pocałował mnie w czoło, a ja przymknęłam oczy. Czułam się bezpieczna w jego ramionach. Tak, jakbym znalazła coś, co dawno straciłam… Jakbym znalazła dom.

- Zostań – szepnęłam, odrywając się od niego.

            - Na ile mogę zostać? – uśmiechnął się brunet.

            - Najlepiej na zawsze.