09/06/21

Rozdział XLIV


Z perspektywy Kendalla

Nasza trasa przebiegała przez Nowy Jork, a więc postanowiliśmy odwiedzić Mię i zobaczyć jak sobie radzi. Dawno w sumie z nami nie rozmawiała, czy też dawno nie rozmawiała ze mną. Słyszałem jak pogadują sobie nocami z Jamesem. Potrafił śmiać się pół nocy i nie dać nam spać. Jednak cieszyłem się. Wiedziałem, że James jest w końcu szczęśliwy, przez co robił się spokojniejszy. Amy też miała dzięki temu więcej spokoju. Nie wiedziałem  tylko jak moja siostra odbiera to jego ciągłe dzwonienie – a może to ona do niego dzwoni?

Ni stąd, ni zowąd dostałem sms’a od Mii. Chciała się ze mną spotkać. Tylko ze mną. Prosiła, abym nie mówił Jamesowi, że ma wolny wieczór, bo wyszłoby, że skłamała, a to ze mną chciała się zobaczyć jako z pierwszym członkiem rodziny. Nie powiem, pochlebiało mi to. Stęskniłem się za nią. Najwyraźniej ona za mną również.

Umówiliśmy się o dziewiętnastej w kawiarence na rogu. Byłem chwilę wcześniej. Zająłem stolik i z niecierpliwością spoglądałem co chwile na zegarek. Chciałem już ją zobaczyć i przytulić. Nagle poczułem czyjeś dłonie na moich oczach i ciszy szept do mojego ucha: „zgadnij kto”. Poczułem zapach osobnika i już wiedziałem – róże kojarzyły mi się jedynie z Mią. Za dawnych czasów, gdy jeździliśmy w trasy, przywoziłem jej różne prezenty, jednym z nich były właśnie perfumy z róży. Kosztowały majątek, ale najważniejsze dla mnie było, że mojej siostrze się podobały.

Szybko zdjąłem jej rękę z mojej twarzy i ją przytuliłem. Uniosłem ją lekko do góry i obróciłem dookoła. Blondynka cicho zapiszczała. Gdy wylądowała z powrotem na ziemi, złapała moją twarz w dłonie i słodko się uśmiechnęła.

- Bardzo tęskniłam, wiesz? – powiedziała nagle.

- Nie masz pojęcia jak ja tęskniłem – uśmiechnąłem się lekko i znów ją przytuliłem. Tym razem delikatniej. Brązowooka pocałowała mnie w policzek.

Gdy zdołała uwolnić się z moich uścisków, usiadła naprzeciwko mnie. Zamówiliśmy zieloną herbatę. Mia zamówiła Mao Feng, była to jedna z najdelikatniejszych herbat z Chin. Ja jednak wolałem, coś mocniejszego i bardziej wyrazistego, więc wybrałem Gyokuro – ta pochodziła z Japonii.

- O czym chciałaś porozmawiać? – zapytałem, popijając herbatę.

- O Pauline – szepnęła blondynka. – Amy dzwoniła, że non stop płacze, gdy was nie ma… i się o nią martwi.

- Płacze? Jak to, płacze? – zapytałem z niedowierzaniem. Pauline była jedną z bardziej wesołych osób jakie znałem. Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek widział na jej twarzy smutek, czy żeby przy mnie płakała – chyba, że ze szczęścia.

- Podobno gryzie ją to, że nie macie ślubu – powiedziała Mia.

- To nie możliwe, przecież przyzwyczailiśmy się do tego, że go nie mamy – założyłem ręce na klatce.

- A kiedykolwiek ją o to pytałeś czy to tylko twoje przypuszczenia? – gdy mnie o to zapytała, nagle uświadomiłem sobie, że nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Z góry założone było, że ślubu nie będzie w czasie, gdy tak mocno cierpię po stracie siostry. Wiedziałem, że nie cieszyłoby mnie to, a nie chciałem żeby Pauline uważała, że robię to na siłę. – No właśnie – szepnęła, widząc moją reakcję. – To, że ty coś zakładasz, od razu nie zagwarantuje, że właśnie tak jest. Ona tego chce, cholernie tego chce, odkąd jej się oświadczyłeś, Kendall.

- Nie wiedziałem, że to aż tak wygląda – spuściłem wzrok.

- Nigdy nie była za tym, abyście się tak szybko ze sobą zaręczali, ale sam twierdziłeś, że zakochałeś się po uszy, a to nie było to samo, co z Laurą – spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Nie mówiłem jej o Laurze, w sumie to była zamknięta historia, o której nie chciałem pamiętać. Od czasów kiedy Pauline i Laura przestały ze sobą rozmawiać, odeszły moje obawy, że Nevadi może chcieć popsuć moją relację z Adams… ale nie wspominałem o tym Mii.

- Kto ci opowiedział o Laurze? – szepnąłem po chwili.

- Nikt – powiedziała blondynka, przełykając herbatę – brak tabletek spowodował, że zaczynam sobie przypominać niektóre rzeczy. Jednak z Jamesem zdecydowaliśmy, że póki nie przypomnę sobie chociaż połowy swojego życia, nie powiemy wam o tym – uśmiechnęła się lekko.

- Ile zdołałaś sobie przypomnieć? – zapytałem ze łzami w oczach. Dla mnie była to naprawdę cudowna informacja, że moja siostra może w końcu zacznie normalnie żyć. Chciałem tego, tak strasznie chciałem, aby w końcu nas pokochała od nowa i żeby wszystko było jak dawniej. Chciałem, aby stworzyli z Jamesem kochającą się rodzinę. Znów kochającą.

- Niewiele – zaśmiała się. – Sytuacje stymulują mój mózg, o Laurze przypomniałam sobie dopiero, gdy Amy powiedziała mi, że ty i Pauline jesteście zaręczeni od ponad siedemnastu lat. Przyszło to nagle. Jak wszystkie wspomnienia. Tylko niestety przychodzą one razem z ogromnymi bólami głowy…

- Ważne, że wiesz coraz więcej – uśmiechnąłem się. – Oby było coraz lepiej.

- Ale nie o mnie mieliśmy rozmawiać – szepnęła. – Porozmawiaj z Pauline jak wrócisz, proszę. Ona naprawdę potrzebuje rozmowy – złapała mnie za rękę. – Jestem tu braciszku, teraz nie musisz być w żałobie – zaśmiała się. – Weźcie ślub w końcu. Tworzycie naprawdę piękną parę.

Nie odpowiedziałem nic, jedynie się uśmiechnąłem i ucałowałem jej dłoń. Moja siostra mimo tego, że tak długo mnie nie widziała, nadal wiedziała, co dla mnie jest najlepsze… i była mądrzejsza niż ja, stary chłop. Nie wiem czy bałem się ślubu, ale na samą myśl o nim, nachodziły mnie straszne myśli. Może dlatego, że widziałem śmierć najbliższej mi osoby właśnie na takim ślubie? Jednak wiedziałem, że zostaje mi porozmawiać z Pauline. Porozmawiać i zrobić tak, żebyśmy obydwoje byli szczęśliwi.