18/09/21

Rozdział L

Z perspektywy Lou

- Nic nie wiesz? – zapytał mnie pan Maslow po raz kolejny.

- Panie Maslow – odetchnąłem głęboko, poprawiając słuchawkę w uchu – ona nie chce znać ani pana, ani mnie. Nie odezwała się do mnie słowem od tamtego wydarzenia.

- Ale, do cholery, musi gdzieś być! – krzyknął.

Patrzyłem na niego jak chodzi po pokoju w kółko, co chwilę znikając z pola widzenia kamerki laptopa. Nie wiedziałem co jeszcze mógłbym zrobić. Czułem się fatalnie po tamtej akcji. Wiedziałem, że zraniliśmy Amy… a nigdy tego nie chciałem. Mimo umowy naprawdę mi na niej zależało… i naprawdę ją pokochałem. Niestety nie byłem teraz w stanie jej tego powiedzieć… Utwierdzić ją w tym, że moje uczucia są prawdziwe i niezależne od tego głupiego zakładu. Chciałem by wiedziała jak bardzo mi na niej zależy. Nigdy na nikim mi tak nie zależało.

Dni mijały niemiłosiernie szybko, a nauka na Uniwersytecie wcale nie dawała mi satysfakcji. Bez Amy nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca na ziemi. Non stop myślałem o tym gdzie jest i co robi… tak bardzo się o nią martwiłem.

Była dla mnie ważna, z czasem stała się najważniejsza… Głupi byłem, że od razu nie odmówiłem panu Jamesowi. Gdzieś z tyłu głowy cały czas siedziało mi, że skończy się to źle, jednak nie chciałem o tym myśleć… Pasowało mi to. Pasowało mi, że spędzałem czas z ukochaną osobą, a jeszcze mogłem zarobić. Te pieniądze naprawdę mi się przydały. Nie tylko na jakieś głupie zachcianki – odkładałem na przyszłość. Wiedziałem, że jak na razie nie jest u mnie dobrze z kasą. Nie wiedziałem czy kiedykolwiek będzie dobrze. To, że chciałem zostać lekarzem, nie oznaczało, że kiedykolwiek dostanę dobrą pracę… a chciałem coś osiągnąć, aby rodzice byli ze mnie dumny… i żeby zapewnić mi i Amy dobre życie. Chciałem być z nią już na zawsze, a w tym momencie nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek będę. W tamtej chwili marzyłem jedynie o tym, aby Amy się znalazła… chciałem ją przeprosić za moje szczeniackie zachowanie. Chciałem, aby mi wybaczyła.

Gdy w końcu udało mi się uwolnić od pana Maslowa, postanowiłem wybrać się na uczelnie. Nie uważałem jednak, że jest to dobry pomysł – nie umiałem skupić się na nauce. Ogólnie nie potrafiłem się nad niczym skupić. Tym bardziej, że zajęcia z mamą Amy nie polepszały sytuacji. Gdy na nią patrzyłem, serce bolało mnie jeszcze bardziej. Dziwił mnie jednak fakt, że ani razu nie zapytała co u Amy, kiedyś robiła to non stop. Tym razem jednak nie pytała – ani mnie, ani pana Jamesa. Wydawało mi się to trochę dziwne, gdyż wiedziała, że Amy zniknęła. Jednak nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy aż tak, miałem swoje problemy.

Po zajęciach postanowiłem jednak podejść do Mii i zapytać jak się trzyma. Możliwe, że martwiła się o Amy tak samo jak i my, ale nie pokazywała tego po sobie. Nie znałem jej aż tak dobrze, aby ocenić co siedzi w jej głowie. Tym bardziej, że nadal mniej przypominała ciocię Angel niż Mię Taylor. Nadal nie przypomniała sobie wszystkiego, a to blokowało pewne zachowania cioci Angeliki. Nie wiedziałem jednak jak miałbym zacząć z nią tę rozmowę. Nie jest mi łatwo, a co dopiero jak ona musi się czuć. Wiedziałem jednak, że od pana Jamesa nie dostanie tego wsparcia – za bardzo był pochłonięty poszukiwaniem Amy. Chciałem jednak żeby wiedziała, że może na mnie liczyć… na mnie i na moich rodziców, bo w końcu mój tata traktował ciocię jak własną siostrę, której nigdy nie miał.

Cicho zapukałem w drzwi od pokoju Taylor. Wszedłem do środka. Blondynka akurat rozmawiała przez telefon, stojąc do mnie tyłem. Już chciałem wyjść, gdy usłyszałem coś, co mnie zszokowało. Przez chwilę niedowierzałem, aż w końcu byłem pewien… i to był szok. Poczułem się jak trafiony kulą. Przebity na wylot. Zraniony. Oszukany. Serce przyśpieszyło, oddechu mi brakowało, a w głowie miałem miliony myśli. Jak do tego doszło?