27/08/19

Rozdział IX


Z perspektywy Jamesa
            Wszedłem do pokoju Amy. Nic, a nic się tu nie zmieniło. Mija kolejny tydzień, a jej z nami nie ma. Policja nie ma żadnych wiadomości, a wszyscy odchodzimy od zmysłów. Usiadłem na jej łóżku i zacząłem spoglądać dookoła. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że ta mała poczwarka, żona Hendersona, mogłaby mieć rację. Tylko, że miała rację. Odsunąłem się od Amy, bo bałem się być „złym przykładem”. Wiedziałem, że będzie mieć wsparcie w chłopakach, więc myślałem, że już we mnie go nie potrzebuje. Myliłem się i byłem debilem. To właśnie mnie potrzebowała najmocniej, a nigdy nie miałem dla niej czasu.
            Prawda jest taka, że chyba nie potrafiłem mieć dla niej czasu. To jak bardzo jest podobna do swojej matki, wcale nie ułatwiało sytuacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że kocham ją ponad życie i nie chcę, aby coś jej się stało. Martwiłem się o nią niemiłosiernie. Wolałbym oddać własne życie niż znów przeżyć utratę ukochanej osoby.
            Zszedłem na dół, patrząc na tą całą zgraje zakochanych osób. Każdy kogoś miał, tylko ja nie potrafiłem się zakochać. Nawet Carlos poradził sobie po stracie Vic, która zanim odeszła, najpierw zmieszała go z błotem. Biedny Pena, długo nie mógł się z tego pozbierać. Jednak na jego drodze pojawiła się Pati, jego słoneczko. Nawet z Victorią nie był aż tak szczęśliwy jak z nią. Chociaż ruda była jego wielką miłością. Miałem nadzieję, że i mi kiedyś się tak poszczęści i znów będę mógł poczuć się szczęśliwy i zapomnieć o przeszłości.
- Idziesz z nami na kurczaki? – zaśmiała się Vai. – Promocja jest, będę mogła zjeść więcej. Byle nie tych pikantnych!

- I tak dużo jesz – uśmiechnąłem się do niej.
- Czy on właśnie zasugerował, że jestem gruba?! – brązowooka stanęła przed lustrem. – No dobra, przytyło się to kilka kilo, ale bez przesady!
- Chyba kilka ton – zachichotała Pati, za co dostała poduszką. – Przecież żartowałam!
- Przechodzę na dietę – obrażona Hendersonka usiadła na kanapie.
- Założę się o 10 dolarów, że nie da rady – zaczął Kendall.
- Ja o 20, że uda jej się przetrwać dzień – odparła Pauline, opierając się o swojego chłopaka.
- Przeceniacie ją – zaśmiał się Logan, za co został spiorunowany wzrokiem. – Nie przeceniacie?
- Vai na pewno się uda! Jest silna! – powiedział Carlos, siadając obok dziewczyny. – Silna, niezależna, wspaniała.
- Wystarczy tej diety! – Vai gwałtownie wstała i oglądnęła się w lustrze. – Więcej takiej głodówki nie przetrzymam – spojrzała na zegarek. – O trzy minuty za długo.
- I po co ja się produkowałem – Carlos zaśmiał się cicho. – Wierzyłem w ciebie! – uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na Kendalla, który właśnie jak dziecko cieszył się z 20 dolarów. Jak dzieci, jak dzieci.
- Przy was to nigdy nie jest nudno – podsumowałem całą tę komedię.
- To jeszcze nic! Nie zdajesz sobie sprawy, co Vai zrobiła wczoraj – Kendall usiadł na schodach i zaczął się śmiać.
- Nie wiem czy jestem gotowy na taką wiedzę – stwierdziłem, lekko zaniepokojony. Jednego mogłem być pewien: Tego, co zaraz usłyszę, na pewno się nie spodziewam.
- Schowała się do lodówki, aby Logan jej nie znalazł.
- Że niby dlaczego?
- Miała mieć badania – powiedział Logan, przytulając swoją żonę – i pobieraną krew.
- Strzykawka – powiedziała Vai i przełknęła ślinę – i igła – momentalnie zrobiła się blada jak ściana.
- Stara baba i boi się igieł? – zaśmiałem się.
- I tak koniec końców poszliśmy na pobieranie krwi – Logan pocałował ją w policzek.
- A później na loda – Vai rozpromieniła się momentalnie, na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem. – Wy tylko o jednym. Naprawdę. Dom wariatów – próbowała być poważna, ale nie wychodziło jej to za dobrze.
            Koniec końców nie pojechaliśmy na kurczaki… ale kurczaki przyjechały do nas. Zamówienie Violette było na tyle duże, że myśleliśmy, że to zapasy na miesiąc… Hendersonka jednak zjadła 90% tego wszystkiego. Czasem zastanawiam się, gdzie jej się to mieści. Chociaż… po odgłosach, które niosą się po nocy, mogę stwierdzić z czystym sercem, że zna dobre i przyjemne sposoby na spalenie tłuszczu.