Obudziłam
się rano pełna nadziei. To dziś miałam się dowiedzieć jaka jest prawda. To dziś
wszystko miało stać się jasne. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu tata się
obudzi, a w klinice pojawią się nasze wyniki badań.
Była
godzina dziewiąta. O tej porze to wujek Kendall przypalałby swoje śniadanie.
Uśmiechnęłam się lekko. Tęskniłam za nimi, ale wiedziałam, że nie siedzę tu na
darmo. Wzięłam do ręki ubrania i poszłam do łazienki. Spojrzałam na siebie w
lustrze. Miałam podkrążone oczy i szare usta. Widać, że ta sytuacja wcale mi
nie służy. Po nocach nie mogłam spać, jeść też mi się nie chciało. Delikatnie
przemyłam twarz wodą. Byłam zimna jak lód.
Gdy
wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i wyszłam z łazienki. Tata już nie
spał. Stał na balkonie i patrzył w dal.
Przyglądałam mu się chwilę, później podeszłam i stanęłam obok.
-
To już dziś – szepnął. – Wszystko się może skończyć.
-
Najwyżej wrócimy do domu i już nigdy więcej nie zobaczmy pani Taylor –
zaśmiałam się i spojrzałam na ojca. Po moich słowach momentalnie posmutniał. –
Tato, no weź – przytuliłam mu się do ręki. – Nie mów, że poczułeś do niej coś
więcej.
-
Nie planowałem tego – spojrzał na mnie wzrokiem zbitego pieska. – Naprawdę nie
planowałem. Ale gdy ją pocałowałem…
-
Jak to, „pocałowałem”? – odsunęłam się od niego. – Przecież ona ma Adriana!
-
Nie broniła się – uśmiechnął się. – Nawet chciała czegoś więcej, ale wróciłem
do domu. Nie chciałem, aby żałowała.
-
Boże tato, w co ty się pakujesz – wywróciłam oczami. – Chociaż fakt, ja się w
większe gówno wpakowałam – tata wzruszył ramionami i poczochrał mnie po
włosach.
Jedząc
śniadanie, zastanawiałam się, jak mocno musi działać pani Taylor na mojego
ojca. Podniosłam lekko wzrok, wpatrując się w Jamesa. Dawno nie widziałam go
tak szczęśliwego, a zarazem zakłopotanego. Mi przypominała tylko mamę, a
bardziej wspomnienie związane z nią. Ledwo ją pamiętałam… ale za to mój tata
pamiętał wszystko dokładnie. Może właśnie dlatego tak mocno się do niej
przywiązał. Szkoda tylko, że nadal nie ma pewności. Bałam się tylko, że mój tata może się
załamać, gdy nagle dowie się, że to tylko łudząco podobna osoba. Wierzyłam
jednak, że mam z nią chociaż trochę wspólnego… i może jest jakąś rodziną do
mnie.
Wraz
z wybiciem godziny dwunastej odezwał się lekarz z kliniki. „Już nie długo” –
pomyślałam. – „W końcu ten koszmar się skończy”. Postanowiliśmy, że pojedziemy
sami. Louis byłby dla mnie wsparciem psychicznym, ale wolałam być sam na sam z
tatą i panią Mią. Nie wiedziałam co się wydarzy i co w tych całych nerwach zrobimy,
więc wolałam ograniczyć grono ludzi, które będzie na to patrzeć.
Podjechaliśmy
pod dom blondynki. Czekaliśmy może pięć minut. Kobieta wyszła z domu, wymieniła
ślinę z Adrianem i szybko podbiegła do nas. Obiecała nam, że nic mu nie powie.
Wierzyłam, że dotrzyma słowa. Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Nawet radio nie
zostało puszczone, co dziwne u mojego ojca – uwielbia słuchać muzyki podczas
jazdy. Siedząc z tyłu, przyglądałam im się. Tworzyliby naprawdę ładną parę.
Do
kliniki wpadłam pierwsza. Lekarz mnie znał, więc podarował mi w ręce wyniki.
Podbiegłam do taty i pani Taylor, pokazując im kopertę. Wyszliśmy na zewnątrz,
aby nie robić zbędnego hałasu. Za nami wyszedł lekarz. Wolał być przy
otwieraniu koperty.
-
I jak? – zapytał po chwili mój ojciec, gdy chwilę się nie odzywałam, czytając
wyniki.
-
Pozytywny – zaczęłam nagle piszczeć i podskakiwać do góry. Byłam taka
szczęśliwa! Najszczęśliwsza na świecie! W końcu odnalazłam mamę!
-
Jak to pozytywny? – zapytała blondynka, odbierając mi test. – Przecież to nie
możliwe, aby on był pozytywny! – kobieta zaczęła go analizować, a ja spojrzałam
na ojca. Dawno go tak zdziwionego i bladego nie widziałam. Ja wierzyłam w swoje
rację i dopięłam swego. – Na pewno się pomylili… To miała być tylko formalność,
abym w końcu miała spokój!
-
Oni się nie mylą – powiedział brunet, patrząc na nią jeszcze lekko zdziwiony. –
Dlatego wybraliśmy taką klinikę… najdroższą i najlepszą.
-
Ale ja w to nie wierzę! – kobieta usiadła na ziemi. – To przecież nie możliwe…
-
Jeśli pani chce, powtórzymy wyniki – powiedział lekarz – ale one są pewne na
99,99%. Nie ma praktycznie mowy o tym, że się pomyliliśmy.
-
Czyli jestem twoją żoną – spojrzała na tatę – i twoją matką – przesunęła wzrok
na mnie, a ja się uśmiechnęłam. – To obłęd.
Pani
Taylor schowała głowę w dłonie i zaczęła głęboko oddychać. Nagle odchyliła
głowę do tyłu i próbowała złapać więcej powietrza… ale nie mogła. Jej usta
zrobiły się sine, oczy nagle się wywróciły, a ona runęła na ziemię.
***
No kto by się spodziewał... :D