12/05/21

Rozdział XLII

 

Z perspektywy Jamesa

Pakowałem ostatnie rzeczy potrzebne w trasę. Nie chciałem zostawiać Amy samą z dziewczynami, ale nie miałem innego wyboru – ktoś w końcu musiał zarabiać. Od małego Amy zawsze zostawała z nimi. Jednak za każdym razem ogarniał mnie niepokój, gdy musiałem wyjechać na tak długo. Nie to, że im nie ufałem – chociaż ciężko mówić o zaufaniu do Vai – ale również nie bałem się, że stanie się coś złego. Po prostu nie lubię rozłąki. Nie lubię być daleko.

Usiadłem na chwilę na łóżku, wypatrując czy na pewno wziąłem wszystko. Pakowałem się jak na roczną wyprawę z domu, a to dosłownie sześć tygodni. Wolałem wziąć jednak więcej rzeczy, niż później żałować, że czegoś mi brakuje.

- James – Pati weszła do pokoju z moją komórką w ręce – non stop dzwoni. Zrób coś z tym, bo mi głowa pęknie.

- Wybacz – odebrałem od niej urządzenie. – Już się tym zajmę – szepnąłem, a brunetka zniknęła za drzwiami. „Kto się do mnie tak dobija?” – pomyślałem, odblokowując telefon.

Gdy ujrzałem dziewięć nieodebranych połączeń od Mii, zamarłem. W głowie pojawiło się milion złych myśli – w końcu była na mnie obrażona i nie odezwałaby się, gdyby nic się nie stało. Bałem się. Szybko wybrałem jej numer, a już po drugim sygnale usłyszałem głos blondynki.

- Witaj James – powiedziała spokojnie. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

- Wszystko w porządku? – zapytałem, nerwowo chodząc po pokoju.

- A co ma być nie w porządku? – zaśmiała się. – Dzwonię by porozmawiać…

- I na pewno nic się nie stało? – stanąłem przy oknie, opierając się o parapet.

- Co ty masz z tym dzianiem się? – warknęła. – Dzwonię by się pogodzić. Zachowałam się jak dziecko. Nie powinnam uciekać wcześniej z tobą nie rozmawiając. To tyle.

- Nie musisz krzyczeć – szepnąłem. – Dawna ty nigdy nie odpuszczała po kłótni… Musiało się stać coś naprawdę złego byś się do mnie odezwała… Dlatego chciałem się upewnić, że na pewno wszystko w porządku.

- Tak James, wszystko jest jak w najlepszym porządku – odetchnęła głęboko. – Po prostu przepraszam. Chcę wyjaśnić całą tę sytuację.

- To wyjaśnijmy – usiadłem na parapecie. – Z chęcią posłucham twojego zdania na ten temat.

- Nie chciałam uciekać – szepnęła po chwili. – Jednak nie wiedziałam jak mam ci powiedzieć, że nie jestem na to wszystko gotowa.

- Najlepiej wprost – zaśmiałem się. – Nie obraziłbym się, chociaż powiem szczerze, że naprawdę na mnie działasz – odetchnąłem głęboko – i przepraszam za to. Nie zawsze nad sobą panuje… ale kocham cię. Kocham Angel całym sercem i wiem, że ona gdzieś tam jest. W środku, w tobie… że część dawnego „ja” jeszcze gdzieś w tobie istnieje.

- Nie mogę ci zagwarantować, że kiedyś ona wróci. Jestem Mia Taylor, nauczycielka matematyki,  z Nowego Jorku. Wykładowca uczelniany… Nie jestem Angel… nawet w połowie nie jestem taka jak ona.

- Jesteś do niej podobna, ale nigdy nią nie będziesz. Nawet się nie łudzę. Jednak chciałbym żebyś przypomniała sobie kim byłaś… dla mnie, dla Kendalla, czy głównie dla Amy. To ona jest tu najważniejsza… to dla niej zacząłem to wszystko. Chciałbym żeby miała kochającą mamę.

- Nie możesz ode mnie wymagać, że kiedyś was pokocham – szepnęła. – Nie ucieknę jednak od tego kim byłam. Wiem, że jestem twoją żoną i matką dla Amy, ale ja nie czuję się na tyle odpowiedzialna, aby mieć dziecko. Dla mnie zawsze liczyło się jedynie to by zrobić karierę… Dlatego jestem doktorem, pracuje na uczelni. Nie mam czasu dla siebie, a co dopiero by zakładać rodzinę.

- Masz rację, nie zmuszę cię do tego. Jednak mam nadzieję, że nawet jeśli nas nie pokochasz, to chociaż będziesz blisko Amy. Ona cię potrzebuje, nawet jeśli będziesz kolejną ciocią dla niej. Długo walczyła i starała się by dowiedzieć się prawdy. Zaangażowała się w to. Nie chcę po prostu, aby poczuła się skrzywdzona.

- Wiem James, wiem – mruknęła. – Chcę żebyś wiedział, że chcę spróbować być dla was przyjaciółką. Od tego mogę zacząć. Wpadać co jakiś czas, rozmawiać z Amy, spędzasz z wami jakieś ważne święta… Może się coś zmieni, ale tego nie wiem – nagle przerwała, zastanawiając się. – Jedyne czego jestem pewna w tym momencie to to, że nie jestem gotowa na to, byśmy się do siebie zbliżyli. Bądźmy przyjaciółmi.

- Jeśli taka jest twoja wola – powiedziałem smutny. – Nie będę ukrywać, że liczyłem na coś więcej, ale… sama podejmujesz decyzję, a ja się zgodzę na wszystko. Bylebyś była blisko.

- Przecież nie skreślam możliwości, że kiedyś może się coś zmienić – zaśmiała się. – Jesteś naprawdę uroczym i bardzo dobrym człowiekiem. Jednak na wszystko potrzeba czasu, na to bym sobie przypomniała swoje dawne życie, również. Nie zakochałam się w tobie od razu, tak samo jak ty nie zakochałeś się we mnie. Potrzebowaliśmy czasu, trochę wzlotów i upadków, akcji z narkotykami – cicho zachichotała. – Wiem jednak, że dawna ja potrafiła kochać cię miłością tak prawdziwą i mocną, że oddała za ciebie życie… albo tak właśnie się wydawało. Daj nam czas… mi, tobie, Amy. Daj nam czas by poznać się od nowa, a może i pokochać…

- Będę na to czekał z niecierpliwością. Mam nadzieję, że kiedyś tak właśnie będzie.