Z perspektywy Jamesa
Pakowałem
ostatnie rzeczy potrzebne w trasę. Nie chciałem zostawiać Amy samą z
dziewczynami, ale nie miałem innego wyboru – ktoś w końcu musiał zarabiać. Od
małego Amy zawsze zostawała z nimi. Jednak za każdym razem ogarniał mnie
niepokój, gdy musiałem wyjechać na tak długo. Nie to, że im nie ufałem –
chociaż ciężko mówić o zaufaniu do Vai – ale również nie bałem się, że stanie
się coś złego. Po prostu nie lubię rozłąki. Nie lubię być daleko.
Usiadłem
na chwilę na łóżku, wypatrując czy na pewno wziąłem wszystko. Pakowałem się jak
na roczną wyprawę z domu, a to dosłownie sześć tygodni. Wolałem wziąć jednak
więcej rzeczy, niż później żałować, że czegoś mi brakuje.
-
James – Pati weszła do pokoju z moją komórką w ręce – non stop dzwoni. Zrób coś
z tym, bo mi głowa pęknie.
-
Wybacz – odebrałem od niej urządzenie. – Już się tym zajmę – szepnąłem, a
brunetka zniknęła za drzwiami. „Kto się do mnie tak dobija?” – pomyślałem,
odblokowując telefon.
Gdy
ujrzałem dziewięć nieodebranych połączeń od Mii, zamarłem. W głowie pojawiło
się milion złych myśli – w końcu była na mnie obrażona i nie odezwałaby się,
gdyby nic się nie stało. Bałem się. Szybko wybrałem jej numer, a już po drugim
sygnale usłyszałem głos blondynki.
-
Witaj James – powiedziała spokojnie. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-
Wszystko w porządku? – zapytałem, nerwowo chodząc po pokoju.
-
A co ma być nie w porządku? – zaśmiała się. – Dzwonię by porozmawiać…
-
I na pewno nic się nie stało? – stanąłem przy oknie, opierając się o parapet.
-
Co ty masz z tym dzianiem się? – warknęła. – Dzwonię by się pogodzić.
Zachowałam się jak dziecko. Nie powinnam uciekać wcześniej z tobą nie
rozmawiając. To tyle.
-
Nie musisz krzyczeć – szepnąłem. – Dawna ty nigdy nie odpuszczała po kłótni…
Musiało się stać coś naprawdę złego byś się do mnie odezwała… Dlatego chciałem
się upewnić, że na pewno wszystko w porządku.
-
Tak James, wszystko jest jak w najlepszym porządku – odetchnęła głęboko. – Po
prostu przepraszam. Chcę wyjaśnić całą tę sytuację.
-
To wyjaśnijmy – usiadłem na parapecie. – Z chęcią posłucham twojego zdania na
ten temat.
-
Nie chciałam uciekać – szepnęła po chwili. – Jednak nie wiedziałam jak mam ci
powiedzieć, że nie jestem na to wszystko gotowa.
-
Najlepiej wprost – zaśmiałem się. – Nie obraziłbym się, chociaż powiem szczerze,
że naprawdę na mnie działasz – odetchnąłem głęboko – i przepraszam za to. Nie
zawsze nad sobą panuje… ale kocham cię. Kocham Angel całym sercem i wiem, że
ona gdzieś tam jest. W środku, w tobie… że część dawnego „ja” jeszcze gdzieś w
tobie istnieje.
-
Nie mogę ci zagwarantować, że kiedyś ona wróci. Jestem Mia Taylor, nauczycielka
matematyki, z Nowego Jorku. Wykładowca
uczelniany… Nie jestem Angel… nawet w połowie nie jestem taka jak ona.
-
Jesteś do niej podobna, ale nigdy nią nie będziesz. Nawet się nie łudzę. Jednak
chciałbym żebyś przypomniała sobie kim byłaś… dla mnie, dla Kendalla, czy
głównie dla Amy. To ona jest tu najważniejsza… to dla niej zacząłem to
wszystko. Chciałbym żeby miała kochającą mamę.
-
Nie możesz ode mnie wymagać, że kiedyś was pokocham – szepnęła. – Nie ucieknę
jednak od tego kim byłam. Wiem, że jestem twoją żoną i matką dla Amy, ale ja
nie czuję się na tyle odpowiedzialna, aby mieć dziecko. Dla mnie zawsze liczyło
się jedynie to by zrobić karierę… Dlatego jestem doktorem, pracuje na uczelni.
Nie mam czasu dla siebie, a co dopiero by zakładać rodzinę.
-
Masz rację, nie zmuszę cię do tego. Jednak mam nadzieję, że nawet jeśli nas nie
pokochasz, to chociaż będziesz blisko Amy. Ona cię potrzebuje, nawet jeśli
będziesz kolejną ciocią dla niej. Długo walczyła i starała się by dowiedzieć
się prawdy. Zaangażowała się w to. Nie chcę po prostu, aby poczuła się
skrzywdzona.
-
Wiem James, wiem – mruknęła. – Chcę żebyś wiedział, że chcę spróbować być dla
was przyjaciółką. Od tego mogę zacząć. Wpadać co jakiś czas, rozmawiać z Amy,
spędzasz z wami jakieś ważne święta… Może się coś zmieni, ale tego nie wiem –
nagle przerwała, zastanawiając się. – Jedyne czego jestem pewna w tym momencie
to to, że nie jestem gotowa na to, byśmy się do siebie zbliżyli. Bądźmy
przyjaciółmi.
-
Jeśli taka jest twoja wola – powiedziałem smutny. – Nie będę ukrywać, że liczyłem
na coś więcej, ale… sama podejmujesz decyzję, a ja się zgodzę na wszystko. Bylebyś
była blisko.
-
Przecież nie skreślam możliwości, że kiedyś może się coś zmienić – zaśmiała
się. – Jesteś naprawdę uroczym i bardzo dobrym człowiekiem. Jednak na wszystko
potrzeba czasu, na to bym sobie przypomniała swoje dawne życie, również. Nie
zakochałam się w tobie od razu, tak samo jak ty nie zakochałeś się we mnie.
Potrzebowaliśmy czasu, trochę wzlotów i upadków, akcji z narkotykami – cicho
zachichotała. – Wiem jednak, że dawna ja potrafiła kochać cię miłością tak
prawdziwą i mocną, że oddała za ciebie życie… albo tak właśnie się wydawało. Daj
nam czas… mi, tobie, Amy. Daj nam czas by poznać się od nowa, a może i
pokochać…
-
Będę na to czekał z niecierpliwością. Mam nadzieję, że kiedyś tak właśnie
będzie.