Z perspektywy Mii
Ostatnimi
czasy czułam się coraz gorzej. Nie mogłam jeść, spać, ani normalnie
funkcjonować. Nie wiedziałam czy to wina strachu, czy po prostu gorszego
okresu. Nie wiedziałam jaką drogę wybierze Amy. Cieszyłam się jednak, że
pogodziła się z Louisem. To naprawdę dobry i mądry chłopak.
Cieszyłam
się także, że już pod koniec tego tygodnia Kendall i Pauline będą oficjalnie
małżeństwem. Tak długo na to czekali. Jednak dręczyło mnie to, że będę musiała
spotkać się z Jamesem twarzą w twarz. Nadal go unikałam. Nie potrafiłam z nim
normalnie rozmawiać. Nie wiem jak Angel umiała z nim rozmawiać.
Wiem,
że Ang jest częścią mnie. To nigdy się nie zmieni… ale nie wiedziałam jak dwie
różne osoby mogą być tak naprawdę jedną i tą samą osobą. Nie mogłam pojąć jak
to możliwe. Jednak było prawdą i nie miałam na to wpływu.
Stanęłam
przed lustrem. Gdzie podziała się tamta blondynka, która chciała zmieniać
świat? W odbiciu widziałam jedynie kobietę, która nie wiedziała jak ma dalej
żyć. Coraz mniej przypominałam siebie. Coraz mocniej przypominam Angel,
chociażby po kolorze włosów… Ale to wszystko mnie przytłaczało i nie miałam sił
nawet o siebie zadbać. Przytłaczało mnie to, że nie miałam na nic wpływu. To,
że nic nie układało się tak, jakbym chciała. Odkąd dowiedziałam się, że jestem
matką i żoną, nic nie było już takie samo… ale czy żałowałam? Absolutnie nie.
Każdy człowiek powinien wiedzieć kim tak naprawdę jest. Każdy powinien znać
swoją przeszłość, niezależnie od tego jaka ona jest. Każdy ma prawo, aby decydować
o sobie i o tym, co z taką wiedzą zrobić.
Nagle
usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawiłam kucyka i podeszłam do drzwi
wejściowych. Wyglądnęłam przez wizjer, ale nikogo nie zauważyłam. Uchyliłam
lekko drzwi, a przed nosem ukazał mi się bukiet róż herbacianych. Uśmiechnęłam
się lekko, otwierając szerzej drzwi. Wiedziałam kto za nimi stoi. Tylko jedna
osoba wiedziała, że to moje ulubione kwiaty. Wychyliłam głowę za drzwi i
spojrzałam na mężczyznę. James zawsze był przystojny – nie dało się tego ukryć…
a gdy robił minę zbitego pieska, był przesłodki. Pokręciłam głową, nie mówiąc
nic. Wpuściłam mężczyznę do środka.
-
Cóż za miła niespodzianka – rzuciłam, wkładając kwiaty do wazonu. – Nie odbierałam,
więc się pofatygowałeś?
-
Coś musiałem zrobić, abyś w końcu ze mną porozmawiała – zaśmiał się. – A wiesz,
że musimy porozmawiać, bo to co się dzieje między nami ostatnio, jest nie do
zniesienia.
-
Muszę przyznać ci rację – oparłam się o blat w kuchni. – Nie powinniśmy się
kłócić. Nic to nie da, a ranimy tylko siebie nawzajem… I Amy też.
-
Też jestem tego zdania – James stanął przede mną i złapał mnie za rękę. –
Bardzo mi ciebie brakowało – spojrzałam na niego i wycofałam dłoń. – Co się
dzieje?
-
Ja chyba… potrzebuje czasu. Nie umiem się pozbierać. Nie umiem żyć normalnie.
Nic mi nie wychodzi. Nie mogę sobie poradzić z niczym – spuściłam głowę. – Nie chcę
abyście cierpieli, bo ja sobie nie radę. Nie chcę was krzywdzić… a nie mogę zagwarantować,
że ta cała niemoc nie odbije się na was.
-
Angel… Mia… czy jak tam wolisz – szepnął – jesteś moją żoną – podniósł moją
głowę i spojrzał mi w oczy. – Jesteś wszystkim, co mam. Nie zostawię cię, bo
masz gorszy okres. Chcę być przy tobie i cię wspierać. Kocham cię, zrozum –
spojrzałam na niego. Jego oczy wyrażały tyle miłości. Poczułam, że na to nie
zasługuje. Nie po tym jaką zołzą byłam. Zawsze odtrącałam ludzi, bo bałam się
ich obecności w moim życiu. Bałam się, że zrobię coś źle. – Nie martw się –
uśmiechnął się szczerze. – Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie.
-
Nie wiem czy dam radę…
-
Dasz radę… a wiesz czemu? Bo jesteś moja. Jesteś Angelika Maslow i jesteś najsilniejszą
kobietą jaką znam.
-
Nie jestem nią… Już dawno nią nie jestem…
-
Owszem jesteś. Zawsze nią byłaś. Nawet jeśli tylko o tu – położył dłoń blisko
mojego serca. – Zawsze nią będziesz, Mia. Musisz tylko odnaleźć w sobie tę
cząstkę dawnej siebie, która ci pokaże, że potrafisz zrobić wszystko, o czym
tylko zamarzysz. Nigdy nie znałaś granic, skarbie.
-
Kendall zawsze powtarzał, że nie powinnam się z tobą zadawać, bo to przyciągnie
kłopoty – zaśmiałam się cicho.
-
A jednak zawsze to robiłaś – uśmiechnął się. – Urodziłaś piękną córkę, chociaż
miałaś jedynie siedemnaście lat. Podejmowałaś trudne decyzje, ale chyba ich nie
żałujesz, prawda?
- Nie mogę żałować czegoś, co dawało
mi szczęście.
- I tak właśnie odpowiedziałaby moja
żona – uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek białych zębów. – Chodź tu –
pociągnął mnie do siebie i mocno przytulił. – Zawsze będę przy tobie –
pocałował mnie w czoło, a ja przymknęłam oczy. Czułam się bezpieczna w jego
ramionach. Tak, jakbym znalazła coś, co dawno straciłam… Jakbym znalazła dom.
-
Zostań – szepnęłam, odrywając się od niego.
- Na ile mogę zostać? – uśmiechnął się
brunet.
- Najlepiej na zawsze.
Czemu mi się wydaje że rozmowa z Jamesem zakończy się w jeden jedyny prawilny sposób ...
OdpowiedzUsuńE a jednak nie było Er U Ha nie XD
Aww ale słitaśni są <3 mam nadzieję że się u nich wszystko ładnie ułoży :D