Z perspektywy Jamesa
Mia
podeszła do drzwi, a gdy je otworzyła, intruz wszedł do domu. Gdy spojrzał na
mnie, nagle jego mina zmieniła się ze złej w zdziwioną, a później we wściekłą.
Nie spodziewałem się go tu, chociaż zdawałem sobie sprawę, że wiedział, gdzie
mieszka Mia.
-
Co tu robisz? – warknął nagle.
-
To nie twój interes, Adrian – powiedziała Mia. – Nie jesteśmy już razem, a
James może u mnie nocować, ile razy będzie chciał.
-
Tak nagle ci się zmieniło? – zaśmiał się. – Mówiłaś, że mnie kochasz!
-
Kochałam cię, póki nie okazałeś się dupkiem, który niszczy wszystko – krzyknęła
blondynka, za co dostała w twarz. Momentalnie poczułem jak narasta we mnie
złość. Złapałem Adriana za manatki i wyrzuciłem go za drzwi.
-
Nie możesz – warknął.
-
Ależ mogę – rzuciłem nim o ścianę. – Nie masz prawa bić kobiety, a bym bardziej
Mii – syknąłem wściekły.
-
Nie myśl, że to się tak skończy – powiedział, a po chwili zaczął się śmiać. –
Wrócę w najmniej oczekiwanym momencie i znów zabiorę ci wszystko, co kochasz –
uśmiechnął się szyderczo. – Pilnuj Amy, jest taka słodka i bezbronna… a jaka
naiwna.
Nie
zdążyłem nic odpowiedzieć, bo Shanon zniknął za zakrętem. Odetchnąłem głęboko i
wszedłem do mieszkania. Blondynki nigdzie nie było. Wszedłem do sypialni, ale
tam również jej nie zastałem. Usłyszałem dźwięk płynącej wody. Zapukałem do
łazienki, a gdy nikt mi nie odpowiedział po trzykrotnym zapukaniu i tak
wszedłem do środka. Taylor stała nad umywalką, przy puszczonej wodzie. Jednak
nie ruszała się, wpatrując w strumień lejącej się wody. Delikatnie objąłem ją
od tyłu, ale nawet nie zareagowała. Po chwili jednak odwróciła się do mnie,
ukazując czerwony policzek i łzy w oczach.
- Przepraszam – szepnąłem. –
Powinienem go od razu wyrzucić zanim zrobił ci krzywdę.
-
Nie jestem małą dziewczynką, przeżyje – powiedziała, pociągając nosem. – Życie
nauczyło mnie, że zawsze coś jest źle, a po najlepszej nocy i tak coś się
zepsuje.
-
Tak czy owak przepraszam – delikatnie ją pocałowałem. – Chcę cię chronić aż do
końca swoich dni, lecz on jest nieprzewidywalny.
-
I właśnie dlatego nie musisz mnie chronić. On w końcu da spokój – uśmiechnęła
się lekko i pocałowała mnie w nos. – Poza tym, kocha mnie i nie zrobi mi
krzywdy. Wiem o tym...
-
A czy ty – zacząłem, ale dokończyła za mnie.
-
Czy go kocham? – zapytała, a ja pokiwałem głową. – Nie chcę cię okłamywać… ale
nie wiem. Za dużo mnie z nim łączyło, abym nagle mogłam o nim zapomnieć… Kiedyś
to na pewno minie, ale na razie nie jestem pewna swoich uczuć do niego, jak i
do ciebie.
-
Wiem – szepnąłem – i dlatego do niczego cię nie zmuszam… Jeśli zechcesz do
niego wrócić, nie będę cię zatrzymywać.
-
O to nie musisz się martwić – spojrzała mi w oczy. – Nie chcę by był częścią
mego życia. Nie po tym wszystkim. Chcę spróbować sobie przypomnieć przeszłość…
i kontynuować ją w przyszłości…
-
Czyli… wrócisz ze do mną do Los Angeles? – zapytałem z nadzieją.
-
Kiedyś na pewno – uśmiechnęła się. – Na razie daj mi czas – wtuliłem ją w
siebie. Dałbym jej tyle czasu ile by tylko potrzeba. Jeśli jest nadzieja, że
wszystko wróci do normy, jestem w stanie czekać.
Z perspektywy Amy
-
Idź weź prysznic – zaśmiałam się. – Nie wejdziesz mi taki brudny do łóżka!
-
Ja bym tam wolał coś innego wziąć – złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie
– ale na to będę musiał jeszcze chwilę poczekać – zaśmiał się.
-
Faceci, myślicie tylko o jednym – parsknęła śmiechem.
Spojrzałam
za Lou, który z uśmiechem znikał za drzwiami mojej łazienki. Byłam z nim taka
szczęśliwa. Powoli zakochiwałam się w nim coraz mocniej. Był dla mnie ważny. Z
czasem stał się najważniejszy… i chociaż wiedziałam, że mam jedynie szesnaście,
no prawie siedemnaście, lat, to chciałam spędzić z nim całe życie. Nie
wyobrażałam sobie sytuacji, że kiedyś mogłoby go zabraknąć.