Kochani, chciałam Wam życzyć zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszystkiego dobrego w nadchodzącym Nowym Roku. Niech ten Nowy Rok będzie dla Was wyjątkowym. Niech się spełnią wszystkie Wasze życzenia i niech będzie źródłem przepięknych, radosnych wspomnień... a przede wszystkim życzę Wam, aby był lepszy od poprzedniego!
24/12/20
22/12/20
Rozdział XXXI
Z perspektywy Jamesa
Pierwsze
promyki słońca wpadły do pokoju. Niechętnie otworzyłem oczy. Głowa bolała mnie
niemiłosiernie. Chyba za dużo wypiliśmy tego wina wczoraj. Chciałem się
podnieść, ale poczułem, że ktoś na mnie leży… to była Mia. Wtulała się we mnie
mocniej z każdym ruchem. Uśmiechnąłem się lekko i pogładziłem ją po włosach,
ona tylko cicho mruknęła.
-
Słodko mruczysz – szepnąłem, a kobieta spojrzała na mnie jednym okiem. – Jeśli
potrzebujesz, śpij dalej.
-
Ja nie mruczę – podniosła się – i nie chcę już spać – złapała się za głowę.
-
Zawsze mruczysz jak jest ci przyjemnie – zaśmiałem się. – Najgłośniej, gdy
robię tak – powiedziałem i zacząłem ją drapać za uchem, jak kota. Kobieta
mimowolnie przymknęła oczy i zaczęła głośno mruczeć. – Mówiłem.
-
Przerażasz mnie – odsunęła się ode mnie. – Skąd to wiesz?
-
W końcu byliśmy ze sobą trochę – lekko podniosłem prawy kącik ust do góry. –
Dziwne, gdybym nie wiedział co lubisz.
-
No tak – ziewnęła – zapomniałam – spojrzała na mnie z uśmiechem. – To zabawne,
gdy inny człowiek wie o tobie więcej niż ty sam.
-
Naprawdę wierzę, że sobie przypomnisz.
Z perspektywy Amy
Zeszłam
na dół. Nawet nie wiedziałam po prawdzie gdzie jestem. Podążałam jedynie za
zapachem, który był naprawdę ładny. Spojrzałam w stronę kuchni. Mój tata i pani
Taylor coś pichcili, przy tym mocno się śmiejąc. Uśmiechnęłam się lekko i
podeszłam do nich.
-
Co tam macie? – zaśmiałam się, opierając się o blat.
-
Babeczki z warzywami – powiedziała blondynka, podając mi jedną. – Dobre i
pożywne śniadanie – ugryzłam niechętnie kawałek… ale nie były takie złe, jakie
mi się wydawały, że będą. – Dobre? – kiwnęłam głową na „tak”.
-
Mia to naprawdę dobra kucharka – zaśmiał się mój ojciec.
-
Mia? – zaśmiałam się. – Już nie „Angel – moja żona, twoja matka”?
-
Postanowiliśmy, że zostaniemy przy tym jak jest – James usiadł na krześle. –
Nie będziemy nikogo zmuszać. Poza tym – westchnął – nikt nie wie czy
kiedykolwiek sobie coś przypomni.
-
Jasne – posmutniałam i zaczęłam jeść dalej. – Miałam po prostu nadzieję, że to
wszystko ma jakiś sens.
-
Ma sens – powiedziała blondynka, myjąc ręce – daliście mi szansę dowiedzenia
się prawdy – spojrzała na mnie – i postanowiłam odejść od Adriana – spojrzałam
na tatę, który krztusił się jedzeniem. – Tylko muszę się stąd wyprowadzić, bo
to jego dom.
-
Zawsze możesz zamieszkać z nami! – krzyknął brunet, podnosząc się gwałtownie.
-
To nie jest dobry pomysł, tato – uśmiechnęłam się. – Nikogo nie zmuszamy, już
zapomniałeś? – mężczyzna znów usiadł.
-
Mam moje stare mieszkanie, wrócę do niego – Mia napiła się kawy. – Ten ból
głowy nie da mi spokoju – chciała sięgnąć po tabletkę, ale wyrwałam jej pudełko
z ręki. – Może masz rację, nie powinnam. Nie wiadomo gdzie Adrian pochował te
tabletki na zanik pamięci – posmutniała momentalnie. – Nie wiem i nie rozumiem,
jak on mógł tak mnie traktować… Jak swoją własność. Zniszczyć wszystko na co
tak pracowaliśmy – spojrzała na Jamesa. – Wiem, że zależy wam na mnie, bo
inaczej aż tak byście nie nalegali, ale nie wiem czy kiedykolwiek dam radę
powiedzieć, że jestem tamtą osobą – spuściła głowę. – Twoja żona na pewno była
wspaniałym człowiekiem, James. Na pewno była też cudowną matką dla ciebie, Amy…
ale ja nigdy nie czułam potrzeby posiadania dzieci, więc nie wiem dlaczego
dawna ja chciała je mieć. Nie lubię dzieci…
-
Angel kochała dzieci – uśmiechnął się James. – Najchętniej to adoptowałaby pół
domu dziecka, gdyby mogła. Jeździła do szpitala onkologicznego i zajmowała się
maluchami. Czytała im bajki i bawiła się z nimi godzinami, czasem zaniedbując
mnie czy Amy. Kłóciliśmy się o to. Jednak wiedziałem, że ma dobre serce i
inaczej po prostu nie potrafi. Chciała dać wszystkim to dobro, które nosiła w
sobie. Twierdziła, że Amy ma mnie i na pewno dobrze się nią zajmę, a gdy poświęci
dwie czy trzy godziny dziennie innym dzieciom, to nic się nie stanie – tata
oparł policzki z łez. – Nie masz pojęcia ile jej to sprawiało przyjemności, gdy
mogła komuś pomóc. Nawet jeśli sama była smutna, to jej priorytetem było
rozbawić jak największą ilość osób. Nie raz robiła z siebie takiego pajaca, że
aż się śmialiśmy, że jej nie znamy… ale była dobrym człowiekiem i tęsknie za
nią każdego dnia.
- Ja nie mam czasu dla samej siebie, nie mówiąc o innych – szepnęła Mia. – Gdy o niej opowiadasz, wydaje mi się, że nigdy nie znałam takiej osoby – położyła mu rękę na ramieniu. – Nie wiem jak to możliwe, ale jesteśmy zupełnym przeciwieństwem.
-
Trochę jak rozdwojenie jaźni – zaśmiałam się.
Po zjedzonym śniadaniu zdecydowaliśmy, że wrócimy do hotelu. W końcu będzie trzeba powiedzieć o wszystkim Crovenom. Też mają prawo wiedzieć, co jest grane. Jednak wujkowi Kendallowi chciałam powiedzieć o wszystkim twarzą w twarz. Nawet nie wiedział, co się dzieję w Nowym Jorku. Nie chciałam go denerwować. Poza tym, o takich wieściach lepiej nie informować przez telefon.
12/12/20
Rozdział XXX
Z perspektywy Jamesa
Ja
i Angelika, znaczy Mia, siedzieliśmy na komisariacie, czekając aż w końcu Amy
wyjdzie od Adriana. Wiedziałem, że jest bezpieczna, ale bałem się o nią. Ten
człowiek nie był normalny. Spojrzałem na blondynkę. Siedziała daleko ode mnie,
nadal bojąc się każdego mojego ruchu. Nie wiedziałem, co siedzi w jej głowie,
ale ta cała sytuacja dla niej była najtrudniejsza. To jej życie nagle się
zmieniło, a ona nawet nie była świadoma z kim żyła pod jednym dachem. Biedna
kobieta.
-
Myślisz, że wszystko będzie w porządku? – szepnęła nagle. – Adrian na pewno nie
jest winny.
-
Mam własne zdanie na jego temat, wiesz o tym – spojrzałem na nią. – Nie trawię
tego człowieka, za to co zrobił. Nie masz pojęcia co przeżyłem trzymając w
rękach ciało swojej żony, która umierała na moich oczach. Nie masz pojęcia jak
to jest wychowywać samemu dziecko, gdy tak bardzo tęsknisz – przymknąłem
powieki i zacząłem głęboko oddychać. – Nie masz pojęcia jak to jest kochać
kogoś, kto nie żyje… i mimo wszystko być mu wiernym przez 12 lat, chociaż i tak
wiesz, że nie wróci – kilka łez spłynęło mi po policzkach. – Kocham cię,
Angelika… i chociaż mnie nie pamiętasz, to nie zmieni moich uczuć.
Nagle
drzwi się otworzyły, a ze środka wyskoczyła zapłakana Amy. Nie powiedziała nic.
Wtuliła się tylko we mnie i zaczęła jeszcze mocniej płakać. Byłem przerażony co
mogło stać się w środku.
-
Zrobił ci coś? – zapytałem, głaskając ją po włosach. Ona tylko kiwnęła głową na
„nie”. Mia podała jej wody. Napiła się, odetchnęła kilka razy i spojrzała na
nas. – Mów co się stało.
-
Mam nagranie. Nie mam siły o tym opowiadać – szepnęła, wyciągając z kieszeni
dyktafon. – Posłuchajcie tego, ale beze mnie. Ja muszę wyjść na zewnątrz –
zabrałem urządzenie od córki, a ona zniknęła za wyjściowymi drzwiami. Spojrzałem
na Taylor niepewnie, a ona kiwnęła głową, abym puścił nagranie.
-
Ale może nie tu – zaproponowałem. – Jeśli pozwolisz, możemy jechać do ciebie.
Tam raczej czujesz się bezpieczniej niż jakbym miał cię zaprosił do naszego
pokoju hotelowego.
-
Jedźmy do mnie – wstała z krzesła i wyszła na dwór. Nagle zatrzymała się i
pokazała na Amy paląca papierosa. Już miałem na nią krzyknąć, ale Mia złapała
mnie za rękę. – Widać, że przeżyła rozmowę z Adrianem. Niech się uspokoi.
-
Jeszcze nas nie pamiętasz, a już jej matkujesz – zaśmiałem się. Amy jednak nas
zauważyła i szybko wyrzuciła papierosa do kosza. – Wsiadaj do samochodu,
pojedziemy w inne miejsce – powiedziałem do córki.
Przez
całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Amy tylko patrzyła w okno. Jakby
była nieobecna. Nie uśmiechała się. Nawet nie mrugała oczami. Przerażało mnie
to, jak się zachowywała. Spojrzałem na Mię, ona też co chwilę spoglądała na
Małą. Położyła swoją rękę, na mojej i delikatnie pogładziła opuszkami palców.
„Nie martw się” – szepnęła. Ja jednak
nie wiedziałem jak mógłbym się nie martwić. W końcu była to moja jedyna córka.
Podjechaliśmy pod dom Mii. Kobieta wysiadła z samochodu i poszła otwierać drzwi
wejściowe. Amy nadal nieobecnie opierała się o szybę.
-
Idziesz z nami czy zaczekasz? – szepnąłem.
-
Nie chce słuchać tego jeszcze raz – odpowiedziała, nie odrywając się od szyby.
-
Tylko nie rób nic głupiego – pogładziłem ją po policzku i wysiadłem z
samochodu, zabierając ze sobą dyktafon. Nie wiedziałem co ta mała rzecz zawiera,
ale bałem usłyszeć się wszystkiego, co było na nim nagrane.
Wszedłem
do domu i podążyłem za palącym się światłem. Paliło się na górze, a tam jeszcze
nie byłem. Powoli wszedłem po schodach. Na końcu korytarza były lekko uchylone
drzwi. Podszedłem pod nie i zapukałem. Gdy dostałem pozwolenie, wszedłem do
środka. Na łóżku siedziała Mia. Pokazała, abym usiadł obok niej, więc to
zrobiłem. Wzięła dyktafon do ręki i chwilę go trzymała.
-
Trochę się boję – szepnęła.
-
Ja też – spojrzałem w jej piękne oczy – ale masz prawo wiedzieć jak było…
Obydwoje mamy takie prawo.
Kobieta
włączyła przycisk „play” i zaczęliśmy słuchać. Każde jego słowo powodowało w
mojej głowię mętlik, a blondynka z sekundy na sekundę coraz mocniej płakała.
Nie wierzyłem w to co słyszę, ale chociaż miałem pewność, że osoba siedząca
obok mnie jest naprawdę moją Angel. Nawet po badaniach trochę wątpiłem, ale
teraz mam już stuprocentową pewność.
Gdy
tylko nagranie się skończyło, kobieta wtuliła się we mnie. Nie wiedziałem czy
powinienem, ale delikatnie ją objąłem. Nie chciałem aby się spłoszyła i
uciekła. Nie wiedziałem co teraz myśli i czy w ogóle wierzy w to wszystko, co
usłyszała.
-
Naprawdę mu ufałam – szepnęła po chwili. – Ufałam, że mnie kocha. Nie
wiedziałam, że zniszczył moją rodzinę, bo był we mnie zakochany – spojrzała mi
w oczy. – Nie wiedziałam, że to wszystko było tylko ukartowane… a on nie wahał
się ani chwili, tylko mnie truł jakimiś tabletkami – pojedyncza łza spłynęła
jej po policzku. – Naprawdę nie sądziłam, że może być takim okrutnym
człowiekiem.
-
Wiem, Mia – pocałowałem ją w czoło. – Czasu jednak nie cofniemy… a ja nie mam
prawa cię zmusić, abyś znów mnie pokochała.
-
Przepraszam James, z całego serca cię przepraszam – zaczęła znów płakać.
Doskonale wiedziałem, że to nie będzie takie łatwe, ale nie zdawałem sobie
sprawy, że przyjdzie mi się z nią żegnać po raz kolejny. Zdawałem sobie sprawę,
że nie wróci do nas i nie pokocha od nowa. Na razie chciałem być tylko
wsparciem, bo nic innego mi nie zostało.
-
Na pewno jesteś zmęczona – powiedziałem po chwili ciszy. – Nie będę ci już
przeszkadzać i wrócę do domu – kobieta się ode mnie odkleiła i spojrzała na
mnie. – Miłej nocy – chciałem wstać z łóżka, ale złapała mnie za rękę.
-
Nie odchodź – delikatnie przytuliła się do mojej ręki. – Nie chcę tu zostać
sama.
Postanowiłem
zostać… ale musiałem iść najpierw po Amy, aby nie spała w samochodzie.
Delikatnie wziąłem ją na ręce. Nie chciałem jej obudzić, słodko spała.
Położyłem ją w pokoju dla gości, który wskazała mi Mia i okryłem ją kocem. Tyle
biedna przecierpiała, a gdy wszystko może się ułożyć i tak życie kopie ją po
dupie. W sumie, nasz wszystkich nie oszczędza. Dla mnie ta sytuacja też nie
była łatwa. Jednak lepiej ją znosiłem. Za mocno zwątpiłem, że kiedyś moje życie
może być lepsze, więc od razu zakładam najgorsze. W końcu kto by wierzył, że
jego zmarła żona nadal żyje. Gdy widział jej śmierć i trzymał jej ciało na
rękach. Dlatego wolałem nie wierzyć w dobre zakończenie… Najwyżej będę mieć
miłą niespodziankę.
27/11/20
Rozdział XXIX
-
Niestety pan Shanon nie odezwał się do nas słowem od czasu aresztowania –
powiedział policjant.
-
Przecież nie może tak być – jęknął tata. – Tyle zła wyrządził – delikatnie
objął Mię.
-
Może nie było tak, jak myślicie – odsunęła się lekko. – Adrian to dobry
człowiek.
-
Testy ci nie wystarczą? – brunet spojrzał na nią zły. – Nie wiem jak to zrobił,
ale zabił cię na moich oczach, porwał i przetrzymywał przez dwanaście lat!
-
Tato – szepnęłam – odpuść. Nie widzisz, że pani Taylor i tak nic nie pamięta? –
spojrzałam na niego błagalnie.
-
To nie jest żadna pani Taylor tylko moja Angel! Moja żona! Twoja matka!
-
Krzyk i tak nie pomoże abym coś sobie przypomniała – powiedziała kobieta po
chwili. – Na pewno mówicie prawdę, ale przepraszam, naprawdę nic nie pamiętam –
w oczach blondynki pojawiły się łzy. Było mi żal i jej, i mojego ojca. Ona sama
nie wiedziała kim jest, a on, odzyskał żonę, ale z drugiej strony ona i tak nią
nie jest… a jeśli przez dwanaście lat nie przypomniała sobie jaka jest prawda,
to przykro mi to mówić, ale małe szanse, aby sobie nas nagle przypomniała.
Spojrzałam
na policjanta, który z zaciekawieniem słuchał naszej kłótni. W pewnej chwili w
mojej głowie zrodził się pomysł. Wiedziałam, że nikomu się nie spodoba, ale
może tak uda nam się coś wyjaśnić.
-
Chciałabym wejść i z nim porozmawiać – powiedziałam, a wokół mnie zrobiła się
cisza. Tata i pani Taylor w chwilę ucichli, patrząc na mnie jak na debila. –
Chciałabym zamienić z Adrianem kilka słów.
-
Jeśli tylko opiekun prawny wyrazi na to zgodę – spojrzałam na tatę. W jego
oczach momentalnie zauważyłam panikę. Przybliżyłam się do niego i wtuliłam.
-
Nic się nie stanie przecież – szepnęłam.
Chwilę
później stałam przed kratami. Poprosiłam o widzenie z Adrianem twarzą w twarz,
nie przez szybę. Chciałam być bliżej, niż powinnam. Nie mógł mi zrobić nic
złego. Nie bałam się ani trochę. Jednak miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam
jak potoczy się ta rozmowa i czy na pewno dam sobie radę. Chociaż starałam się
udawać twardą i nie dobijać jeszcze bardziej mojego ojca, ta sytuacja także
dawała mi w kość. Z jednej strony wiedziałam, że jest moją mamą, z drugiej zaś
bałam się jakiegokolwiek kroku. Nie chciałam jej spłoszyć i stracić na kolejne
lata… Jeśli już nie na zawsze.
-
I czego ty tu? – warknął Adrian, gdy tylko mnie zobaczył. Wyglądał okropnie.
Zarośnięty, niezadbany, jak za czasów mojej „pracy”. Gdyby nie ten jego głos,
który po nocach mi się śnił, pewnie bym go nie poznała.
-
Miło mnie witasz – zaśmiałam się, siadając naprzeciwko niego.
-
Nie chcę z tobą rozmawiać, coś jeszcze?
-
Wiesz – spojrzałam mu głęboko w oczy – mnie mało interesuje czego ty chcesz.
Zabrałeś mi matkę, mam prawo wiedzieć jak to wszystko się stało.
-
Nic nie muszę, nie zmusisz mnie.
-
Nie zmuszam – uśmiechnęłam się lekko – tylko cię proszę. Jako człowieka, mojego
byłego pracodawcę… i w pewnym stopniu, przyjaciela, który potrafił mnie
wysłuchać – lekcje aktorstwa jednak na coś się przydały. Potrafiłam być na tyle
wiarygodna, że Adrian powoli zaczął pękać. Uroniłam kilka łez i złapałam go za
rękę, aby wszystko wyglądało jak najbardziej naturalnie. – Chcę tylko wiedzieć,
Adrian… Nic więcej mi nie zostało. Ona i tak kocha tylko ciebie. Nie wróci do
nas. Nie chce tego zrobić. Ona woli ciebie…
-
Jeśli obiecasz mi, że to wszystko nie zostanie przez nich nagrane, mogę się
zgodzić – kiwnęłam głową w stronę policjanta, a on niechętnie wyłączył kamery.
– To co chcesz wiedzieć? – zapytał po chwili. Już był mój.
-
Po pierwsze, dlaczego? Po co to wszystko zrobiłeś?
-
Chciałem mieć ją dla siebie. Kochałem ją, a ona wolała innego – uderzył pięścią
w stół. – Plan był prosty. Upozorować śmierć, a później zniknąć.
-
Ale jak to wszystko się udało? Nie rozumiem.
-
Skomplikowane, ale jednak banalne – zaśmiał się, wpatrując się w stolik. –
Tabletki z wodorochlorku tiazydu.
-
Z czego?
-
Wodorochlorek tiazydu… Roztwór powodujący spowolnienie akcji serca. Angel
denerwowała się ślubem. Poprosiła Victorię, aby przyniosła jej tabletki na
uspokojenie. Tyle, że Vic nie dała jej tabletek na uspokojenie – uśmiechnął się
szyderczo. – Nie działają od razu, ale są niewykrywalne, działają długo i
skutecznie.
-
Ale tata mówił, że ją zastrzeliłeś – powiedziałam zdezorientowana. – I ta krew…
-
Kulki z farbą – zaśmiał się. – Jakbyś nigdy nie grała w paintball’a. Angelika
myślała, że umiera, bo trafiłem w takie miejsce, w której naprawdę skurwysyńsko
bolało. Poza tym, tabletka zaczęła działać, więc była otumaniona, ale świadoma
wszystkiego, co później się działo.
-
Co to znaczy, „świadoma”?
-
Wiedziała, że lekarz stwierdził zgon, wszystko słyszała, lecz nie mogła się
poruszyć. Lekarz był moim dobrym kumplem, więc zrobił to dla mnie i sfałszował
wszystko – uśmiechnął się znów. – Po nocach śniła jej się kostnica, strzał i
śmierć. Udawałem, że nie wiem skąd jej się to wzięło.
-
A pogrzeb?
-
Twój ojciec ułatwił mi zadanie – oderwał wzrok od stolika. – Płakałaś jak
głupia, więc nie otworzyli trumny. Pożegnali dwa worki z piaskiem.
-
To… co było dalej? – zapytałam po chwili. Starałam się być spokojna, ale jednak
w środku byłam jak wulkan, jeszcze chwila i mogłam wybuchnąć. Ta rozmowa nie
była łatwa, ale wiedziałam, że muszę rozegrać ją na tyle dobrze, aby dowiedzieć
się wszystkiego.
-
Potem było więzienie – skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zaczął bujać się
na krześle. – Jednak zdążyłem ją wywieźć do Nowego Jorku, gdzie dałem jej wolną
rękę.
-
Ale dlaczego mama nie wróciła?
-
Straciła pamięć. Bóg ułatwił mi zadanie… albo bardziej szok, trauma, po całej
tej sytuacji – zaczął się śmiać. – Nie wiedziała kim jest. Do tej pory nie wie,
ale to już sprawka długotrwałej terapii.
-
Stąd te bóle głowy?
-
Efekt uboczny. Nie wszystko może być idealne. Tak samo to, że czasem ma
przebłyski. Najczęściej w snach – zrobił kilka głębokich wdechów. – Wracając –
oparł się na ręce – zostawiłem ją w Nowym Jorku, gdzie pilnowali ją moi
ochroniarze z klubu, pamiętasz ich? – kiwnęłam głową na tak. – No właśnie, więc
mieli na nią oko. Wynająłem jej mieszkanie i dałem wolną rękę. Długo się
zastanawiała co zrobić, ale w końcu znalazła pracę, zaczęła studia, a ja
spokojnie mogłem siedzieć w więzieniu, nie martwiąc się o nic. Gdy wyszedłem,
„przez przypadek” na nią wpadłem w kawiarni. Zaczęliśmy rozmawiać, coraz
bardziej się dogadywać, aż w końcu została moją dziewczyną. Resztę już wiesz.
Chwilę
siedzieliśmy w ciszy. Przyglądałam mu się co chwilę, nie wiedząc co mam
powiedzieć. To wszystko było tak sprawnie zaplanowane… a ja wierzyłam, że to
wszystko była wina Sage. Nie wiedziałam co mam myśleć i jak się zachować.
Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam tego zrobić na jego oczach. Nie chciałam
dać mu tej satysfakcji.
-
Jeszcze chcesz coś wiedzieć? – spojrzał na mnie, unosząc lewą brew do góry. – A
może zaspokoiłem już twoją ciekawość?
-
Wystarczy mi tyle wiedzieć – szepnęłam. – Mam ochotę cię zabić, ale –
odetchnęłam głęboko – dziękuję, że mi to wszystko powiedziałeś – uśmiechnęłam
się lekko, a on zrobił zdziwioną minę.
-
Nie krzykniesz? Nie rzucisz się na mnie z pazurami? Nie ma żadnego policjanta.
Mogłabyś mnie zabić, a oni nawet by nie zdążyli zareagować.
-
Kuszące, ale podziękuję – zaśmiałam się cicho i wyszłam z pomieszczenia. Gdy
tylko znalazłam się daleko od niego, zjechałam po ścianie i zaczęłam głośno
płakać.
17/11/20
Rozdział XXVIII
Z perspektywy Mii
Otworzyłam
oczy. Poczułam ogromny ból. Znów ta migrena… Przymknęłam jedno oko, aby lepiej
widzieć. Przede mną siedział James. Uśmiechnął się lekko, gdy zauważył, że już się
obudziłam. Byłam chyba w szpitalu. Wszystko dookoła było takie białe i raziło
mnie po oczach.
-
Jak się czujesz? – zapytał mężczyzna, łapiąc mnie za rękę.
-
W porządku – odrzekłam po chwili. – Co się właściwie stało?
-
Zemdlałaś.
-
Dlaczego? – złapałam się za głowę. Niemiłosiernie mnie bolała.
-
Z nerwów pani Taylor – do pomieszczenia wszedł lekarz. – Doznała pani szoku –
zaczął przeglądać jakieś papiery. – Ale dobrze, że pani do nas trafiła. Inaczej
nie wiedzielibyśmy, że ktoś panią podtruwa.
-
Dlaczego pan sądzi, że ktoś mnie podtruwa? – podniosłam się i oparłam o
poduszkę.
-
W pani krwi znaleźliśmy niedopuszczalną dawkę Zoldipemu, związku chemicznego,
który podany w za dużych ilościach, powoduje zaniki pamięci – spojrzał w kartę.
– Skarży się pani na migreny, tak?
-
Tak – powiedziałam niepewnie – i nie mogę przez nie spać.
-
Zapewne za dużo pani bierze leków nasennych – spojrzał na mnie. – Ile tabletek?
-
Trzy dziennie, tak zalecił lekarz – szepnęłam.
-
No ja nie wiem jakiego ma pani lekarza – schował długopis do kieszonki fartucha
– ale proszę go zmienić jak najprędzej, bo panią inaczej zabije – uśmiechnął
się i wyszedł.
-
Nie rozumiem – poprawiłam włosy, które opadały mi na twarz – przecież to
znajomy Adriana, dlaczego chciałby zrobił mi krzywdę? – spojrzałam na Jamesa.
-
Właśnie dlatego, że jest znajomym Adriana – szepnął, a ja spojrzałam na niego,
podnosząc brew. – Nie będę ci tego tłumaczyć w szpitalu.
-
Jednak nalegam – spojrzałam mu w oczy. – Jeśli zemdleje to mamy chociaż blisko
ratunek.
-
On cię zabił – Amy weszła do pokoju i rzuciła szybko. – On zabił moją mamę. Na
jego oczach – skinęła głową w stronę bruneta i oparła się o barierkę łóżka.
-
O czym wy znów mówicie? – spojrzałam na nich niepewnie. James z kieszeni
marynarki wyciągnął portfel, a z niego kawałek starej gazety. Wręczył mi go do
ręki. – Co to jest?
-
Przeczytaj – szepnął. Rozłożyłam skrawek i zaczęłam czytać. Zdjęcia z miejsca
zabójstwa sprzed 12 lat. Zdjęcia Adriana, jako zabójcy… Momentalnie mnie
zamurowało, wypuściłam z ręki gazetę i spojrzałam na nich z otwartymi ustami.
Czułam jak z moich oczu mimowolnie wydobywają się łzy. – Nie chciałem ci mówić,
bo wiedziałem, że mi nie uwierzysz… Adrian kochał się w Angelice, to ci już
mówiłem… Zabił ją, bo wybrała mnie zamiast jego.
-
To dlaczego ja żyje? – powiedziałam po chwili. – Jeśli ja, to ona… to dlaczego
żyje?
-
Nie wiem – szepnął – ale się dowiem, obiecuję ci.
-
Nie spodoba się pani to co powiem – zaczęła Amy – ale zgłosiłam wszystko na
policję, pokazałam im wyniki, wyjaśniłam sprawę. Adrian został zatrzymany do
wyjaśnienia.
-
Wyjdźcie stąd – zaczęłam oddychać mocniej. – Nie dość, że zjawiacie się w moim
życiu tak nagle, to wywracacie wszystko do góry nogami! – warknęłam. – Nie po
to wiodę spokojne życie jako nauczyciel, aby nagle ktoś chciał mi to wszystko
zniszczyć! – spojrzałam na nich ze łzami w oczach. – Co ja wam takiego
zrobiłam, co?!
-
Mieliśmy prawo wiedzieć – szatyn spojrzał mi w oczy – czy jesteś osobą, którą
mieliśmy nadzieję, że będziesz.
-
I tak nic nie pamiętam, i tak do was nie wrócę, znów was nie pokocham. Chcę być
z Adrianem! On to moje jedyne wspomnienie – młoda blondynka tylko kiwnęła ręką
i wyszła na korytarz, zostawiając mnie sam na sam z Jamesem. – Nie jestem w
stanie przypomnieć sobie was. Jesteście dla mnie zupełnie obcymi osobami.
-
Jednak nie zabierzesz mi nadziei – powiedział, wstając. – Tyle lat żyłem ze
świadomością, że moja Angelika nie żyje. Teraz jest mi chociaż odrobinę lepiej,
bo wiem, że jej nie zabił. Nawet jeśli nas nie pamiętasz, trudno. Najważniejsze,
że mogłem cię zobaczyć i znów poczuć to, co było kiedyś – spuścił wzrok. –
Nawet jeśli zdecydujesz, że nie chcesz nas znać, uszanuję to – kilka
pojedynczych łez spłynęło mu po policzku. – Ale nadal mam nadzieję, że kiedyś
uda ci się przypomnieć wszystko, co było. Byłbym bardzo szczęśliwy.
Brunet
zniknął za drzwiami. Nie tylko dla niego ta sytuacja była trudna. Nie chciałam
go ranić, ale nie mogłam ukrywać, że nic do niego nie czuję. Nie pamiętam go. Nie
pamiętam nic. Nie mówię jednak, że to się nie zmieni. Nikt nie wie co będzie…
ale też nie mam pewności jak postąpię, gdy wszystkie wspomnienia wrócą. Od tylu
lat jestem zupełnie inną osobą. Mam pracę, którą kocham… i już nie jestem tamtą
Angeliką. Jestem Mia Taylor… i nie chcę żeby się to zmieniło.
06/11/20
Rozdział XXVII
Obudziłam
się rano pełna nadziei. To dziś miałam się dowiedzieć jaka jest prawda. To dziś
wszystko miało stać się jasne. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu tata się
obudzi, a w klinice pojawią się nasze wyniki badań.
Była
godzina dziewiąta. O tej porze to wujek Kendall przypalałby swoje śniadanie.
Uśmiechnęłam się lekko. Tęskniłam za nimi, ale wiedziałam, że nie siedzę tu na
darmo. Wzięłam do ręki ubrania i poszłam do łazienki. Spojrzałam na siebie w
lustrze. Miałam podkrążone oczy i szare usta. Widać, że ta sytuacja wcale mi
nie służy. Po nocach nie mogłam spać, jeść też mi się nie chciało. Delikatnie
przemyłam twarz wodą. Byłam zimna jak lód.
Gdy
wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i wyszłam z łazienki. Tata już nie
spał. Stał na balkonie i patrzył w dal.
Przyglądałam mu się chwilę, później podeszłam i stanęłam obok.
-
To już dziś – szepnął. – Wszystko się może skończyć.
-
Najwyżej wrócimy do domu i już nigdy więcej nie zobaczmy pani Taylor –
zaśmiałam się i spojrzałam na ojca. Po moich słowach momentalnie posmutniał. –
Tato, no weź – przytuliłam mu się do ręki. – Nie mów, że poczułeś do niej coś
więcej.
-
Nie planowałem tego – spojrzał na mnie wzrokiem zbitego pieska. – Naprawdę nie
planowałem. Ale gdy ją pocałowałem…
-
Jak to, „pocałowałem”? – odsunęłam się od niego. – Przecież ona ma Adriana!
-
Nie broniła się – uśmiechnął się. – Nawet chciała czegoś więcej, ale wróciłem
do domu. Nie chciałem, aby żałowała.
-
Boże tato, w co ty się pakujesz – wywróciłam oczami. – Chociaż fakt, ja się w
większe gówno wpakowałam – tata wzruszył ramionami i poczochrał mnie po
włosach.
Jedząc
śniadanie, zastanawiałam się, jak mocno musi działać pani Taylor na mojego
ojca. Podniosłam lekko wzrok, wpatrując się w Jamesa. Dawno nie widziałam go
tak szczęśliwego, a zarazem zakłopotanego. Mi przypominała tylko mamę, a
bardziej wspomnienie związane z nią. Ledwo ją pamiętałam… ale za to mój tata
pamiętał wszystko dokładnie. Może właśnie dlatego tak mocno się do niej
przywiązał. Szkoda tylko, że nadal nie ma pewności. Bałam się tylko, że mój tata może się
załamać, gdy nagle dowie się, że to tylko łudząco podobna osoba. Wierzyłam
jednak, że mam z nią chociaż trochę wspólnego… i może jest jakąś rodziną do
mnie.
Wraz
z wybiciem godziny dwunastej odezwał się lekarz z kliniki. „Już nie długo” –
pomyślałam. – „W końcu ten koszmar się skończy”. Postanowiliśmy, że pojedziemy
sami. Louis byłby dla mnie wsparciem psychicznym, ale wolałam być sam na sam z
tatą i panią Mią. Nie wiedziałam co się wydarzy i co w tych całych nerwach zrobimy,
więc wolałam ograniczyć grono ludzi, które będzie na to patrzeć.
Podjechaliśmy
pod dom blondynki. Czekaliśmy może pięć minut. Kobieta wyszła z domu, wymieniła
ślinę z Adrianem i szybko podbiegła do nas. Obiecała nam, że nic mu nie powie.
Wierzyłam, że dotrzyma słowa. Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Nawet radio nie
zostało puszczone, co dziwne u mojego ojca – uwielbia słuchać muzyki podczas
jazdy. Siedząc z tyłu, przyglądałam im się. Tworzyliby naprawdę ładną parę.
Do
kliniki wpadłam pierwsza. Lekarz mnie znał, więc podarował mi w ręce wyniki.
Podbiegłam do taty i pani Taylor, pokazując im kopertę. Wyszliśmy na zewnątrz,
aby nie robić zbędnego hałasu. Za nami wyszedł lekarz. Wolał być przy
otwieraniu koperty.
-
I jak? – zapytał po chwili mój ojciec, gdy chwilę się nie odzywałam, czytając
wyniki.
-
Pozytywny – zaczęłam nagle piszczeć i podskakiwać do góry. Byłam taka
szczęśliwa! Najszczęśliwsza na świecie! W końcu odnalazłam mamę!
-
Jak to pozytywny? – zapytała blondynka, odbierając mi test. – Przecież to nie
możliwe, aby on był pozytywny! – kobieta zaczęła go analizować, a ja spojrzałam
na ojca. Dawno go tak zdziwionego i bladego nie widziałam. Ja wierzyłam w swoje
rację i dopięłam swego. – Na pewno się pomylili… To miała być tylko formalność,
abym w końcu miała spokój!
-
Oni się nie mylą – powiedział brunet, patrząc na nią jeszcze lekko zdziwiony. –
Dlatego wybraliśmy taką klinikę… najdroższą i najlepszą.
-
Ale ja w to nie wierzę! – kobieta usiadła na ziemi. – To przecież nie możliwe…
-
Jeśli pani chce, powtórzymy wyniki – powiedział lekarz – ale one są pewne na
99,99%. Nie ma praktycznie mowy o tym, że się pomyliliśmy.
-
Czyli jestem twoją żoną – spojrzała na tatę – i twoją matką – przesunęła wzrok
na mnie, a ja się uśmiechnęłam. – To obłęd.
Pani
Taylor schowała głowę w dłonie i zaczęła głęboko oddychać. Nagle odchyliła
głowę do tyłu i próbowała złapać więcej powietrza… ale nie mogła. Jej usta
zrobiły się sine, oczy nagle się wywróciły, a ona runęła na ziemię.
***
No kto by się spodziewał... :D
29/10/20
Rozdział XXVI
Z
okazji moich urodzin post pojawia się wcześniej! Więc happy b-day to me i
miłego czytania :)
***
Z perspektywy Jamesa
Podjechałem
pod dom Mii. Poprosiła mnie o to. Od momentu tamtego pocałunku nie
kontaktowałem się z nią. Było mi po prostu głupio. Nie powinienem tego zrobić,
tym bardziej, że ma chłopaka… ale tak mocno przypomina mi o Angel, że nie
mogłem się powstrzymać.
Standardowo
zaczekałem aż Adrian wyjedzie do pracy. Przez myśl przeleciało mi, że zachowuje
się jak kochanek, czekający aż jej partner odjedzie wystarczająco daleko. Ta
myśl wywołała na mojej twarzy uśmiech. Zadzwoniłem do bramy, a za chwilę wyszła
Mia. Włosy miała związane w kok. Na jej głowie panował pewien nieład. Wyglądała
przy tym naprawdę uroczo. Nie miała na sobie tony makijażu jak zwykle, więc tym
bardziej mi się podobała. Czerwona sukienka delikatnie kołysała się na wietrze,
ukazując jej cudne, zgrabne nogi.
-
Nie przyglądaj mi się tak, tylko weź to i zawieź do kliniki – podała mi dużą,
zaklejoną kopertę. – Masz tam moje włosy i próbkę śliny. Powinno ci wystarczyć.
-
Nie musisz być aż tak oschła w stosunku do mnie – powiedziałem.
-
To, co się wydarzyło, nie powinno mieć miejsca – spojrzała mi w oczy. – Jednak
miotały nami emocje, których do końca nie rozumiem. Nie chcę utrzymywać z tobą
bliższych kontaktów, to byłoby niestosowne.
-
Teraz niby niestosowne, tak? – złapałem za bramę. – Nie opierałaś się, gdy cię
całowałem. Wręcz chciałaś czegoś więcej.
-
I to był błąd – zagryzła wargę. – Nie chcę, aby ta sytuacja miała ponownie
miejsce. Wyjaśnijmy tę sprawę do końca i rozejdźmy się w przyjaznych
stosunkach.
-
Nie rozumiem jak możesz zachowywać się w stosunku do mnie w taki sposób –
szepnąłem. – Jesteśmy dorośli. Wiemy co robimy, a zachowujesz się tak, jakby to
wszystko było tylko i wyłącznie moją winą.
-
Nie winię cię za to – uśmiechnęła się lekko. – Chcę tylko mieć pewność, że taka
sytuacja nie będzie miała już miejsca. Jesteś przystojny i opiekuńczy, a ja
przestałam na chwilę nad sobą panować – spuściła wzrok. – Musisz zrozumieć, że
ja mam chłopaka i nie jest możliwym to, co uważa twoja córka… więc i ty nie rób
sobie nadziei.
-
Uważam jednak, że los po coś nas sobie przedstawił… i nie odpuszczę póki nie
dowiem się po co.
Wsiadłem
do samochodu i ruszyłem przed siebie. Coraz mniej wierzyłem, że Amy może mieć
rację. Chociaż odrobina nadziei zawsze będzie we mnie istnieć. Chciałbym, aby
wszystko się ułożyło, jednak nie miałem pewności czy to w ogóle możliwe. W
jedno co wierzyłem, to w to, że nie ma przypadków. Po coś to wszystko było. Po
coś ona stanęła na drodze Louisa, aby on w niej rozpoznał kogoś z dawnych lat.
Po coś to wszystko było… i wierzę, że nie po to, aby rozerwać starą bliznę na
moim sercu.
Mia
wydawała się trochę inna niż moja żona… Była o wiele odważniejsza, ubierała się
inaczej i malowała, czego moja żona nienawidziła robić. Tak jakby była jej
kopią, ale nie doskonałą. To Angel była dla mnie doskonała: piękna, wspaniała,
z dobrym sercem. To ona pokazała mi, że świat nie skupia się tylko na nas.
Pomogła mi zrozumieć jak ważne jest życie w zgodzie z innymi, a przede
wszystkim z samym sobą. Kochała i dostrzegała najmniejsze rzeczy, których ja
nie potrafiłem dostrzec… i mimo zła na świecie, potrafiła zrozumieć każdego i
spróbować chociaż mu pomóc. Była Aniołem, prawdziwym Aniołem, którego los
zesłał, aby naprawił moje życie. Leczyła każdą ranę na moim sercu, potrafiła
pomóc, chociażby się nie znała… i nade wszystko mnie kochała. Udowodniła to,
oddając za mnie życie.
Amy
jest bardzo podobna do swojej mamy. Niestety. Nie ukrywam, że wolałbym, aby
niektóre z jej cech znikły. Miała tak samo dobre serce jak Angel. Strasznie się
bałem o nią i o to, że kiedyś może jej się coś przez to stać. Gdyby nie chęć
pomagania Adrianowi, nie zniknęłaby w końcu na dwa miesiące. Nadal nie mogę
zrozumieć jak mogła mu zaufać. Znam jednak Amy, w końcu to moja córka, i wiem,
że gdyby nie zobaczyła w nim odrobiny dobroci i skruchy to nigdy by mu nie
pomogła. Nie jest głupia. Po prostu momentami bardzo porywcza… i czasami za
mało myśli. Tę cechę też odziedziczyła po mamie – najpierw mówię, później
myślę… ale żeby nie było, że ja jestem taki doskonały, to po mnie też
odziedziczyła sporo cech, które nie są koniecznie dobre. Właśnie wcześniej
wymieniona cecha, czyli porywczość, jest moją cechą. Amy też jest bardzo pewna
siebie. Zawsze dąży do tego, co wcześniej sobie zaplanuje, dlatego ciężko
cokolwiek jej przetłumaczyć… i uwielbia popełniać błędy, bo twierdzi, że się na
nich uczy. Kiedyś specjalnie włożyła rękę do wrzątku, aby wiedzieć, że to parzy
i boli. Nigdy nie rozumiałem jak tak można… ale jest bardzo ciekawa świata i
mimo wszystko, jest bardzo mądra. Jeśli tylko by chciała, mogłaby osiągnąć, co
tylko by chciała. Jednak lenistwo trochę ją ogranicza.
Mimo wszystko wiem, że mam mądrą, dobrą i chociaż pyskatą, to cudowną córkę, która jest utalentowana i piękna. Jeśli tylko w końcu znajdzie swoją drogę życia, to nic jej nie zatrzyma w osiąganiu sukcesu. Nawet jeśli miałaby iść przysłowiowo „po trupach do celu”. Już od małego pokazywała, że ma charakter. Potrafiła na tyle kłócić się o wszystko, co chciała, że nie było przeciw. W szkolnych przedstawieniach zawsze grała główną rolę. Tego chciała, nigdy jej nie zabraniałem. Dopiero, gdy skończyła piętnaście lat coś się zmieniło. Przestała chcieć. Lekcje aktorstwa zostały przez nią odrzucone, gitara poszła na strych, a porankami już nie słyszałem jej cudownego głosu, śpiewającego piosenki. Ogólnie zaczęła robić się bardziej milcząca. Wybierała samotność zamiast spędzania czasu z nami. Wolała siedzieć w pokoju, słuchając muzyki niż zejść do nas i oglądnąć jakiś film. Częściej widywał ją Kendall, bo on dziwnym trafem zawsze był przez nią mile widziany. Ze mną nie chciała nawet rozmawiać. Większość naszych rozmów kończyła się kłótnią. Nie mogłem do niej dotrzeć. Chciałem, ale nie potrafiłem. Patrzyłem na nią i widziałem Angel… Była tylko o rok starsza od Amy, gdy się poznaliśmy… i było to tak wiele lat temu, a jednak pamiętam to wszystko jakby zdarzyło się wczoraj.
21/10/20
Rozdział XXV
Z perspektywy Pati
Odkąd
James i Amy wyjechali do Los Angeles trochę odpocząć, nie mieliśmy z nimi
żadnego kontaktu. Staraliśmy się nie denerwować i nie dzwonić. Prawda była
taka, że muszą spędzić trochę czasu razem i jakby od nowa się „poznać”. Każdy z
nas wiedział, że po pierwsze Amy nie ma łatwe charakteru, a po drugie, że James
jest uparty jak osioł. Nie będzie im łatwo jakoś ze sobą żyć, ale w końcu to
rodzina i nadszedł czas, aby w końcu wszystko zaczęło się między nimi układać.
Bo jak nie teraz, to kiedy?
-
Kochanie, co tak dumasz? – Carlos złapał mnie w pasie. – Przypalasz jajecznicę
– zabrał ode mnie patelnię.
-
Zamyśliłam się – spojrzałam na mężczyznę. – Myślisz, że wrócą pokłóceni czy
pogodzeni?
-
Będę się cieszył jak wrócą razem – zaśmiał się brązowooki. – Nie myśl tyle o
nich – złapał mnie w talii – pomyśl o mnie – pocałował mnie w szyję.
-
Bez takich w kuchni! – krzyknęła Vai, odpychając nas od siebie. – Chcę coś
zjeść, a nie stracić apetytu! – otworzyła lodówkę i zaczęła czegoś szukać. –
Widzieliście, gdzieś moje kurczaki?
-
Zjadłaś wszystko wczoraj – Logan oparł się o blat. – Twoja dieta nie może
składać się tylko z kurczaków.
-
Nie składa się! – brunetka położyła ręce na biodrach. – Są w niej kurczaki,
szejki, lody i wiele innych smacznych rzeczy!
-
A potem narzekasz, że masz grubą dupę – Schmidt zwalił się na kanapę – a to nie
dziwota jak jesz same paskudztwa.
-
Ona nie jest gruba tylko puszysta! – oburzyła się Violette. – Dobra do macania
i spania na niej. Logan potwierdzi – wskazała na niego palcem.
-
Trochę w tym racji jest – szepnął Henderson. – Jednak nie popieram tego jak się
odżywiasz, Vai.
-
Spali się w nocy, moja w tym głowa – kobieta puściła mu oczko, a brunet trochę
się zmieszał. Uśmiechnęłam się tylko, patrząc co Vai robi z naszym biednym
Loganem. Jednak cieszyłam się, że sprowadziłam ją do tego domu. Henderson mimo
wszystko był z nią naprawdę szczęśliwy. Poza tym, nie wiało nudą w domu. Przy
niej nie da się nudzić i chyba to najmocniej kochamy w Violette.
Z pespektywy Amy
Gdy
tylko wróciliśmy do hotelu, Lou zrobił mi karczemną awanturę na temat tego, że
wszystko było takie piękne, ale jak zwykle ja muszę coś zepsuć. Nie uważałam
tak, chociaż prawdą jest, że bywam wybuchowa i nie często używam tego, co mam
pod czaszką. Chciałam wiedzieć jednak jaka jest prawda. Czułam, że to wszystko
ma sens… że moje starania nie są na marne. Moje głupie serce naprawdę chciało
wierzyć, że mam z nią coś wspólnego… a co dokładnie, miałam zamiar się
dowiedzieć.
-
Przecież nie powiedziałam jej nic złego! – warknęłam. – Zrobi testy, będzie
spokój. Nie wiem dlaczego aż tak bardzo ci to przeszkadza!
-
Pytasz jeszcze dlaczego mi to przeszkadza? – zaczął się głupio śmiać. – Jesteś
taka głupia czy udajesz?! – złapał mnie za ramiona. – Mieliśmy szansę skończyć
tę całą historię i rozejść się w zgodzie!
-
Po pierwsze, puść – odepchnęłam go. – Po drugie, nie zbliżę się do niej. To
ojciec będzie wszystko załatwiać. Ja chcę tylko wyników testów.
-
Ale ona na to się nie zgodzi – usiadł na łóżku. – Zrozum to. Będę miał
przewalone u niej do końca studiów… a mam z nią zajęcia przez następne półtorej
roku!
-
Nie wydaje się taką, co by się miała mścić – usiadłam obok niego.
-
Jest straszniejsza niż tobie się wydaje – spojrzał mi w oczy. – Co zajęcia mini
kartkówki, co rozdział kolokwium, które musimy mieć zaliczone na min 51%. Nie
mamy możliwości poprawy… a jeśli ktoś jest chory to po prostu ma problem… albo
byłeś umierający, albo mogłeś przyjść nawet z zapaleniem płuc – spuścił wzrok.
– Jest cholernie wymagająca… Nie mamy ani chwili oddechu u niej na zajęciach.
Ostatnio jeszcze sobie wymyśliła, że będzie nas pytać z całego materiału jaki
był do tej pory… Nie zważając na to, że trochę już tego było, a jej przedmiot
nie jest jedynym na tych studiach. Nie chcemy zostać matematykami, tylko
lekarzami, na Boga! Nie masz pojęcia jak się opuściliśmy w nauce z innych
przedmiotów przez to, co ona odwala.
Nagle do pokoju wszedł mój tata.
Lekko zmieszany. Jakby nieobecny. Nie odezwał się do nas słowem. Gdy tylko nas
ujrzał, zabrał dresy do biegania, przebrał się w łazience, a zaraz już go nie
było. Chyba rozmowa z panią Taylor wyprowadziła go z równowagi… ale jeśli to
taki potwór, jak opisuje ją Lou, to się w sumie nie dziwię zachowaniu mojego
ojca.
06/10/20
Rozdział XXIV
Ubrałam
czerwony płaszcz i poprawiłam fryzurę. Nie wiedziałam po co tata kazał mi
przyjść do kawiarni za rogiem, ale w jego głosie słyszałam tyle ekscytacji, że aż
zaczynałam się bać. Zapytałam czy mogę przyjść z Louisem, zgodził się. W
chwilach, gdy nie jestem pewna co mnie czeka, wolę mieć kogoś zaufanego obok
siebie. Lou ceniłam bardziej niż tatę. Był mi o wiele bliższy. Nie chodziło tu
o to, że był moim chłopakiem – był mi bliższy nawet, gdy byliśmy tylko
przyjaciółmi. Po prostu, na Crovena zawsze mogłam liczyć, porozmawiać o
wszystkim i nie bać się, że tego nie zrozumie… a przede wszystkim miałam
pewność, że mnie wysłucha wtedy, gdy najbardziej będę tego potrzebować.
Złapałam
chłopaka za rękę i wyszliśmy z hotelu. Było dosyć chłodno, zapięłam płaszcz pod
samą szyję. Czułam jednak jak zimne powietrze wpadała mi za kołnierz. Do
kawiarenki nie było daleko. Gdy tylko weszliśmy do środka, ujrzałam tatę… razem
z panią Taylor. Śmiali się w najlepsze, popijając kawę.
-
Uszczypnij mnie – szepnęłam do chłopaka, nie odrywając od nich wzroku.
-
Miałem cię prosić o dokładnie to samo – zaśmiał się zdezorientowany. Tata
spojrzał na nas i pomachał ręką. Coraz bardziej zastanawiał mnie fakt, co oni
tu robią… a do tego razem!
-
Witajcie – powiedziała blondynka, gdy podeszliśmy do stolika. – Usiądźcie,
porozmawiajmy.
-
A potem znów wezwie pani policję? – zapytała, za co tata kopnął mnie w nogę. –
To bolało, wiesz? – spojrzałam na niego zła.
-
Ustaliliśmy z twoim tatą, że to nasza ostatnia rozmowa. James i ja uznaliśmy…
-
James i ja? – zapytałam zdziwiona. – Jesteście na „ty”? – spojrzałam na ojca.
-
Chwilę rozmawialiśmy, to nic złego – powiedział. – Daj Mii dokończyć.
-
James i ja uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Wyjaśnimy sobie wszystko po raz
ostatni i nie będziemy wchodzić sobie w drogę – blondynka wzięła łyk kawy. –
Uważam, że to uczciwe. Ja nie podam was do sądu, a wy dacie mi spokój.
-
Naprawdę wycofa pani oskarżenie? – zapytał Lou, a w jego oczach pojawiła się
nadzieja.
-
Powiedziałam: Jeśli to nasza ostatnia rozmowa i dacie mi żyć w spokoju, to tak.
-
Żądam testów genetycznych – walnęłam po chwili.
-
Słucham? – zdziwiona blondynka wylała na siebie kawę.
-
To, co pani słyszy. Jeśli nie jest pani moją matką, test wyjdzie negatywny.
Wtedy to będzie nasza ostatnia rozmowa – skrzyżowałam ręce na piersi.
-
Młoda damo – pani Taylor delikatnie pocierała biały sweter chusteczką – to nie
ty ustalasz zasady, tylko ja. Robię wam przysługę, że nie skończy się to dla
was gorzej.
-
Wolę już iść do więzienia, niż żeby całe życie się zastanawiać, co jest prawdą
– zerwałam się z krzesła i wyszłam z kawiarni, a Lou pobiegł za mną. Nie
zależało mi na tym, co się stanie. Zależało mi, aby dowiedzieć się prawdy… jaka
by ona nie była.
Z perspektywy Jamesa
-
Tak bardzo cię za nią przepraszam – powiedziałem, odwożąc Mię pod jej dom. –
Myśli, że może rządzić całym światem.
-
Rozumiem ją – powiedziała, odpinając pas. – Sama gdybym miała możliwość, chciałabym
się dowiedzieć, kim jestem.
-
I tak, przepraszam – położyłem swoją dłoń na jej.
-
Nie wiem czemu – zaśmiała się – ale przeszedł mnie dreszcz, gdy to zrobiłeś –
spojrzała mi w oczy – ale to było nawet przyjemne.
Wysiedliśmy
z samochodu. Odprowadziłem ją pod same drzwi. Chciałem mieć pewność, że
bezpiecznie znajdzie się w domu. Polubiłem ją… ale nie ze względu na to, kogo
mi przypomina, a tak po prostu. Wydawała się naprawdę ciepłą i dobrą osobą.
Poza tym, chciała załagodzić sytuację, a za to byłem jej naprawdę wdzięczny.
Niby nie musiała tego robić, a jednak chciała. Szkoda tylko, że Amy nie
potrafiła tego docenić i wymyślała kolejne problemy, doprowadzając mnie do
białej gorączki.
-
Zrobię te testy – powiedziała, gdy byliśmy już przy drzwiach. – Zakończy to
naszą sprawę i w końcu będziemy mogli się rozstać bez rozlewu krwi.
-
Nie musisz – szepnąłem. – Chociaż mielibyśmy czarno na białym jaka jest prawda,
to naprawdę nie musisz. Nie chcę cię prosić o tak wiele… i tak dużo dla nas już
zdołałaś zrobić.
-
Chcę – spojrzała mi w oczy. – Chcę, aby Amy zrozumiała, że nie mogę być jej
matką. Nie chcę, aby cierpiała. Jest dobrym dzieckiem, czuje to.
Nie
myśląc długo, przytuliłem ją. Mocno i czule. Chciałem jej w ten sposób pokazać,
że jestem jej dłużnikiem. Kobieta chwilę wahała się, ale później lekko mnie
objęła. Poczułem delikatną woń rumianku. Pięknie pachniała. Delikatnie
przejechałem opuszkami palców po jej ramieniu, miała gęsią skórkę. Podniosła
lekko głowę do góry i spojrzała mi w oczy. Delikatny blask księżyca odbijał się
w jej cudownych oczach. Przybliżyłem się do niej i delikatnie zatopiłem moje
usta w jej. Nie opierała się… wręcz przeciwnie.
22/09/20
Rozdział XXIII
***
Dzisiaj urodziny obchodzi moja najlepsza i najwspanialsza Sylwia... Poczwarko moja, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! <3