Z
perspektywy Louisa
-
Stary, ciebie powaliło?! – Dustin rzucił się na mnie z pięściami. – Już prawie
ją miałem!
-
Ona nie jest dziwką, tylko tancerką! – krzyknął Alex.
-
Jeden pies! – krzyknął Pan Młody. – Zniszczyliście mi całą zabawę! Ty mi ją
zniszczyłeś, Lou!
-
Nie mogłem pozwolić abyś zrobił jej coś złego – szepnąłem.
-
A co ty się przejmujesz tak jakąś dziwką?! I tak daje dupy za kasę! – ryknął na
mnie.
-
Po pierwsze, nie daje dupy za kasę – blondynka wyszła z lokalu, zapinając
płaszcz – po drugie, nie jestem dziwką – światło latarni lepiej oświetliło jej
twarz. Miała bardzo mocny makijaż. Nigdy jej w takim nie widziałem. Duże,
czarne, wyraziste oczy oraz mocna, czerwona szminka na ustach. Płaszcz był na
nią lekko za duży, delikatnie opadał jej z jednego ramienia. Wydawało się, że
ma na sobie tylko ten płaszcz i nic więcej. Wyglądała jednak słodko. Dla mnie,
słodko. – Przepraszam, że zniszczyłam wam zabawę – szepnęła. – Nie tak to miało
wyglądać.
-
Nie ty ją popsułaś, tylko on! – krzyknął David, wskazując na mnie.
-
Chłopaki, zostawcie nas na chwilę – szepnąłem po chwili. – Chciałbym z nią
porozmawiać.
-
A pies cię jebał! – krzyknął długowłosy, machnął ręką i zaraz zniknął za
zakrętem razem z Davidem.
-
Lepiej będzie jak odpuścić dzisiaj zabawę z nami, Lou – Alex poklepał mnie po
ramieniu i pobiegł za chłopakami. Ja spojrzałem na Amy… była blada,
przemęczona, strasznie chuda i dygotała z zimna. Chciałem ją przytulić, ale
odsunęła się.
-
Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz – szepnęła. – Zostanę tu jeszcze trochę.
-
Co?! – krzyknąłem. – Nie pozwolę ci na to! Nie po tym, co widziałem! – złapałem
ją za rękę. Była lodowata. – Nie możesz tam wrócić i dać się znów tak traktować…
-
Nie jest źle – zaśmiała się. – Jest mi tu dobrze – delikatnie zabrała rękę. –
Wrócę, gdy tylko będę mogła.
-
Co to znaczy? – zapytałem zdziwiony. Nie mogłem pojąć jak ona mogła chcieć tam
zostać! Wśród tych oblechów… śliniących się na widok 16-latki. Właśnie,
16-latki.
-
Nie musisz wszystkiego wiedzieć, naprawdę – Maslow odwróciła głowę i spojrzała
na właściciela. Nie był zbytnio zadowolony, że ze mną rozmawiała. – Muszę
wracać.
-
Amy, proszę – padłem na kolana bezsilny, łapiąc ją za dłonie – wróć ze mną do
domu – dziewczyna jednak spojrzała na mnie i nic nie powiedziała. Odwróciła się
na pięcie i weszła do środka.
-
Wrócę – powiedziała bezgłośnie, a ja jak debil klęczałem na środku chodnika.
W
tamtym momencie targały mną skrajne emocje. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Z
jednej strony, nie mogłem powiedzieć panu Jamesowi, gdzie jest Amy. Z drugiej
zaś, nie mogłem pozwolić jej tu zostać. Groziło jej niebezpieczeństwo… a jej
najwyraźniej się to podobało.
Z
perspektywy Kendalla
-
Dobrze, zrozumiałem – powiedziałem, rozmawiając przez telefon. – Proszę dać mi
znać, gdyby pan wiedział coś więcej.
Mijają
tygodnie, a Amy jak nie było widać, tak jej nie widać. James odchodzi od
zmysłów. Szczerze? Nareszcie. Szkoda tylko, że przypomniał sobie, że ma córkę,
w czasie, gdy nagle zniknęła.
-
Żadnych wieści? – zapytała Pati, wchodząc do pokoju.
-
Żadnych – jęknąłem, siadając na łóżku. – Już nie wiem co mam więcej zrobić, aby
ją odnaleźć.
-
Wiesz – usiadła obok mnie – mimo wszystko uważam, że na pewno da sobie radę –
uśmiechnęła się – i czuje, o tu – położyła rękę na piersi – w sercu, że żyje i
nic jej nie jest.
-
Chciałbym w to wierzyć – spojrzałem na nią. – Angelika by mnie zabiła, gdyby
wiedziała, co tu się dzieje.
-
Ale na szczęście nie żyje – zapadła niezręczna cisza. – Wiesz, że nie o to mi
chodziło.
-
Wiem – zamknąłem oczy – ale w sumie jest w tym jakaś racja… Chociaż nas
wszystkich nie pozabija za zgubienie Amy.
Nagle
usłyszeliśmy krzyk na korytarzu. „Znów
coś się dzieje” – pomyślałem i wyszedłem zobaczyć o co chodzi. Na schodach
siedziała Vai. Nad nią stał Logan, a James rozwalał wszystko dookoła.
-
To ja jestem tutaj od robienia bałaganu, a nie on – jęknęła Henderson.
-
Ja już dłużej nie dam rady! – James rzucił talerzem o ziemię.
-
Wiesz, że tym nie pomożesz Amy, a my nie będziemy mieli na czym jeść? – zaśmiał
się Logan.
-
Gówno mnie to obchodzi! – ryknął, zrzucając kolejny talerz. – Chciałbym
wiedzieć, co się z nią dzieje! Nawet jeśli dostałbym wiadomość, że nie żyje!
-
Nawet tak nie myśl! – Violette strzeliła Jamesa w twarz. – Ona żyje! – James
zdezorientowany spojrzał na brunetkę. Złapał się za policzek i poszedł na górę.
– Z nim jak z babą!
-
Trochę za bardzo agresywnie reagujesz, kochanie – Log objął ją od tyłu i
pocałował w szyje. – To dla nas ciężki okres.
-
To on ma okres – Vai przewróciła oczami, a my tylko cicho zaczęliśmy się śmiać.
teraz to podasz na kolana, frajerze? Pff teraz to pies cię jebał. Dobrze mu powiedział!
OdpowiedzUsuńWidze że czarny humor Vai jest zaraźliwy? xd
I dobrze zrobiła! Trzeba go czasem ocucić żeby się ogarnął! Nawet jak ma to znaczyć żę dostanie plaskacza!
Ej jak to koniec rozdziałów :O Się wkręciłam w nadrabianie xd Czekam na nexxxta!!
istg jak lou nie powiadomi reszty gdzie jest amy to dostanie order debila roku, ktory wczesniej trafil do jamesa... serio, faceci w tym opowiadaniu to albo najlepsze ziomy, albo skonczeni kretyni... w sumie w zyciu tez tak jest.
OdpowiedzUsuńm.