23/06/21

Rozdział XLV


Z perspektywy Jamesa

Gdy tylko dojechaliśmy do Nowego Jorku, nie mogłem się doczekać kiedy będę mógł zobaczyć Mię. Odkąd wyjaśniliśmy sobie wszystko, nasze relacje poprawiły się. Więcej rozmawiamy, chcemy się zrozumieć, a i czasami Mia sobie coś przypomina, a to ważne. Nie było to jednak gwałtowne, więc musiałem się nieźle natrudzić, aby cokolwiek jej się przypomniało.

Podjechałem pod Greenpoint Floral Co., na 703 Manhattan Ave, aby kupić Mii kwiaty. Wiedziałem co lubi, więc dlaczego miałem nie sprawił jej przyjemności? Wybrałem piętnaście róż herbacianych – właśnie z takich kwiatów moja żona miała bukiet na ślubie. Miałem nadzieję, że obudzą w niej kolejną dawkę wspomnień. Następnie podjechałem pod adres, który mi podała. Mieszkanie Mii mieściło się na Thompson St, niedaleko uczelni na której studiował Louis. Zadzwoniłem pod numer dwunasty, a blondynka wpuściła mnie do środka. Wszedłem po wąskich schodach na czwarte piętro, a następnie zapukałem w drewniane drzwi. Nie musiałem długo czekać, aż w końcu otworzyła mi ona – mój cud, najpiękniejsza i najcudniejsza kobieta. Wyglądała prześlicznie. Czerwona sukienka sięgała jej tuż nad kolana, była nieco opięta i miała spory dekolt. Włosy zaś były puszczone luźno, lekko falowały. Na ustach miała czerwoną szminkę, delikatną, ale podkreślającą jej urodę.

- Witaj – szepnęła, otwierając mi drzwi. – Wejdź, proszę.

- Dziękuję – powiedziałem po chwili, wchodząc do jej mieszkania. – To dla ciebie – uśmiechnąłem się lekko, wręczając jej kwiaty.

- Moje ulubione – uśmiechnęła się, wąchając kwiaty. – Pięknie pachną, dziękuje.

Usiadłem na kanapie, patrząc jak Mia krząta się po kuchni. Nie mogłem od niej oderwać wzroku, była taka piękna. Podobało mi się to, że była taka pewna siebie i… naprawdę mnie pociągała. Nie mogłem temu zaprzeczyć, że z dnia na dzień podobała mi się coraz bardziej.

- Może pomóc? – zapytałem nagle, gdy zobaczyłem jak blondynka próbuje sięgnąć czegoś z najwyższej półki, ale niestety jej to nie wychodzi.

- Nie, nie – zaśmiała się. – Jest dobrze – powiedziała, a chwilę później coś szklanego rozbiło się o ziemię. – Prawie się udało.

- Wszystko ok? – podszedłem do niej i zauważyłem, że kobieta zbiera szkło. – Pokaleczysz się.

- Jak nie będziesz krakał to nic się nie stanie – uśmiechnęła się, wyrzucając szkło do kosza. – Po krzyku – zabrała dwa kieliszki, oraz butelkę wina, udając się do salonu. Postawiła je na stoliku i usiadła w miejscu, gdzie uprzednio siedziałem. – Idziesz? – usiadłem obok niej i nalałem nam po kieliszku wina. – Cieszę się, że przyjechałeś.

-  Ja również – uśmiechnąłem się. – To za co pijemy?

- Za przyszłość – szepnęła po chwili – i za to abym sobie w końcu wszystko przypomniała.

- Byłoby naprawdę cudownie, gdyby się udało – delikatnie stuknąłem swoim kieliszkiem o jej.

- Powiem ci co ostatnio sobie przypomniałam – zaśmiała się. – Nie wiem co to była za okazja, ale Kendall wręczył mi takiego ogromnego misia, większego ode mnie. Chciałam z nim spać, a on zajmował całe moje łóżko, więc zrobiłam mu posłanie na ziemi i czasem na nim spałam jak mi było smutno.

- Mówisz, że był większy od ciebie? – uśmiechnąłem się. – To raczej nie trudne, krasnoludku.

- W szpilkach mam sto siedemdziesiąt centymetrów! Nie jestem krasnoludkiem!

- Przypominam ci, że ja mam ponad sto osiemdziesiąt centymetrów i to bez szpilek – zaśmiałem się – do mnie zawsze będziesz krasnoludkiem – blondynka zrobiła smutną minę. – Hej – położyłem jej rękę na policzku – ale pięknym krasnoludkiem – Mia nie powiedziała nic, jedynie lekko się zawstydziła. Przygryzła dolną wargę, a mnie aż dreszcz przeszedł po plecach. Nie wiedziałem czy robi to specjalnie, czy nieumyślnie, ale podobało mi się to.

Powoli zbliżyłem się do niej, nie chcąc, aby się spłoszyła. Spojrzałem w jej piękne oczy, które w blasku słońca wpadającego przez okno, wydawały się bardziej zielone niż brązowe. Kobieta lekko speszyła się, ale po chwili przybliżyła się, aby wtopić swoje usta w moje. Zaskoczyła mnie, ale chociaż wiedziałem, że nie zrobię jej krzywdy, bo sama tego chciała.

Później sytuacja potoczyła się sama. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, aż w końcu pociągnąłem blondynkę na swoje kolana. Usiadła na mnie, delikatnie podwijając sukienkę, która krępowała jej ruchy. Złapałem ją za pośladki, nie przerywając pocałunków. Po chwili zacząłem po omacku szukać rozpięcia sukienki, aż w końcu uśmiechnięta Mia naprowadziła moją dłoń. Chwilę później siedziała jedynie w bieliźnie, a ja gładziłem jej delikatne ciało. Kobieta jednak nie była dłużna, rozpięła moją koszulę i delikatnie jeździła opuszkami palców po moim torsie.

Uniosłem jej delikatne ciało do góry, aby za chwilę położyć ją w sypialni na łóżku. Blondynka schowała twarz w dłoniach, słodko się czerwieniąc. Położyłem się obok niej i zacząłem gładzić jej włosy, Mia wtuliła się we mnie, a po chwili delikatnie muskała moją szyję. Przewróciła mnie na plecy, aby zdjąć moje spodnie. Usiadła na mnie i uśmiechnęła się łobuzersko. Wiedziałem czego chce, ale bałem się ją skrzywdzić.

To co później się wydarzyło, przeszło moje oczekiwania. Mia delikatnie ściągnęła moje bokserki i odciągnęła na bok materiał swoich stringów. Poczułem jak delikatnie nabija się na mnie, aż w końcu wchodzę w nią cały. Była taka gorąca i wilgotna. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem, sam nie wiedząc, co mam zrobić. Ona jedynie nachyliła się nade mną i namiętnie pocałowała. Poczułem jak jej biodra unoszą się i opadają, powodując coraz większą przyjemność… 

09/06/21

Rozdział XLIV


Z perspektywy Kendalla

Nasza trasa przebiegała przez Nowy Jork, a więc postanowiliśmy odwiedzić Mię i zobaczyć jak sobie radzi. Dawno w sumie z nami nie rozmawiała, czy też dawno nie rozmawiała ze mną. Słyszałem jak pogadują sobie nocami z Jamesem. Potrafił śmiać się pół nocy i nie dać nam spać. Jednak cieszyłem się. Wiedziałem, że James jest w końcu szczęśliwy, przez co robił się spokojniejszy. Amy też miała dzięki temu więcej spokoju. Nie wiedziałem  tylko jak moja siostra odbiera to jego ciągłe dzwonienie – a może to ona do niego dzwoni?

Ni stąd, ni zowąd dostałem sms’a od Mii. Chciała się ze mną spotkać. Tylko ze mną. Prosiła, abym nie mówił Jamesowi, że ma wolny wieczór, bo wyszłoby, że skłamała, a to ze mną chciała się zobaczyć jako z pierwszym członkiem rodziny. Nie powiem, pochlebiało mi to. Stęskniłem się za nią. Najwyraźniej ona za mną również.

Umówiliśmy się o dziewiętnastej w kawiarence na rogu. Byłem chwilę wcześniej. Zająłem stolik i z niecierpliwością spoglądałem co chwile na zegarek. Chciałem już ją zobaczyć i przytulić. Nagle poczułem czyjeś dłonie na moich oczach i ciszy szept do mojego ucha: „zgadnij kto”. Poczułem zapach osobnika i już wiedziałem – róże kojarzyły mi się jedynie z Mią. Za dawnych czasów, gdy jeździliśmy w trasy, przywoziłem jej różne prezenty, jednym z nich były właśnie perfumy z róży. Kosztowały majątek, ale najważniejsze dla mnie było, że mojej siostrze się podobały.

Szybko zdjąłem jej rękę z mojej twarzy i ją przytuliłem. Uniosłem ją lekko do góry i obróciłem dookoła. Blondynka cicho zapiszczała. Gdy wylądowała z powrotem na ziemi, złapała moją twarz w dłonie i słodko się uśmiechnęła.

- Bardzo tęskniłam, wiesz? – powiedziała nagle.

- Nie masz pojęcia jak ja tęskniłem – uśmiechnąłem się lekko i znów ją przytuliłem. Tym razem delikatniej. Brązowooka pocałowała mnie w policzek.

Gdy zdołała uwolnić się z moich uścisków, usiadła naprzeciwko mnie. Zamówiliśmy zieloną herbatę. Mia zamówiła Mao Feng, była to jedna z najdelikatniejszych herbat z Chin. Ja jednak wolałem, coś mocniejszego i bardziej wyrazistego, więc wybrałem Gyokuro – ta pochodziła z Japonii.

- O czym chciałaś porozmawiać? – zapytałem, popijając herbatę.

- O Pauline – szepnęła blondynka. – Amy dzwoniła, że non stop płacze, gdy was nie ma… i się o nią martwi.

- Płacze? Jak to, płacze? – zapytałem z niedowierzaniem. Pauline była jedną z bardziej wesołych osób jakie znałem. Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek widział na jej twarzy smutek, czy żeby przy mnie płakała – chyba, że ze szczęścia.

- Podobno gryzie ją to, że nie macie ślubu – powiedziała Mia.

- To nie możliwe, przecież przyzwyczailiśmy się do tego, że go nie mamy – założyłem ręce na klatce.

- A kiedykolwiek ją o to pytałeś czy to tylko twoje przypuszczenia? – gdy mnie o to zapytała, nagle uświadomiłem sobie, że nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Z góry założone było, że ślubu nie będzie w czasie, gdy tak mocno cierpię po stracie siostry. Wiedziałem, że nie cieszyłoby mnie to, a nie chciałem żeby Pauline uważała, że robię to na siłę. – No właśnie – szepnęła, widząc moją reakcję. – To, że ty coś zakładasz, od razu nie zagwarantuje, że właśnie tak jest. Ona tego chce, cholernie tego chce, odkąd jej się oświadczyłeś, Kendall.

- Nie wiedziałem, że to aż tak wygląda – spuściłem wzrok.

- Nigdy nie była za tym, abyście się tak szybko ze sobą zaręczali, ale sam twierdziłeś, że zakochałeś się po uszy, a to nie było to samo, co z Laurą – spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Nie mówiłem jej o Laurze, w sumie to była zamknięta historia, o której nie chciałem pamiętać. Od czasów kiedy Pauline i Laura przestały ze sobą rozmawiać, odeszły moje obawy, że Nevadi może chcieć popsuć moją relację z Adams… ale nie wspominałem o tym Mii.

- Kto ci opowiedział o Laurze? – szepnąłem po chwili.

- Nikt – powiedziała blondynka, przełykając herbatę – brak tabletek spowodował, że zaczynam sobie przypominać niektóre rzeczy. Jednak z Jamesem zdecydowaliśmy, że póki nie przypomnę sobie chociaż połowy swojego życia, nie powiemy wam o tym – uśmiechnęła się lekko.

- Ile zdołałaś sobie przypomnieć? – zapytałem ze łzami w oczach. Dla mnie była to naprawdę cudowna informacja, że moja siostra może w końcu zacznie normalnie żyć. Chciałem tego, tak strasznie chciałem, aby w końcu nas pokochała od nowa i żeby wszystko było jak dawniej. Chciałem, aby stworzyli z Jamesem kochającą się rodzinę. Znów kochającą.

- Niewiele – zaśmiała się. – Sytuacje stymulują mój mózg, o Laurze przypomniałam sobie dopiero, gdy Amy powiedziała mi, że ty i Pauline jesteście zaręczeni od ponad siedemnastu lat. Przyszło to nagle. Jak wszystkie wspomnienia. Tylko niestety przychodzą one razem z ogromnymi bólami głowy…

- Ważne, że wiesz coraz więcej – uśmiechnąłem się. – Oby było coraz lepiej.

- Ale nie o mnie mieliśmy rozmawiać – szepnęła. – Porozmawiaj z Pauline jak wrócisz, proszę. Ona naprawdę potrzebuje rozmowy – złapała mnie za rękę. – Jestem tu braciszku, teraz nie musisz być w żałobie – zaśmiała się. – Weźcie ślub w końcu. Tworzycie naprawdę piękną parę.

Nie odpowiedziałem nic, jedynie się uśmiechnąłem i ucałowałem jej dłoń. Moja siostra mimo tego, że tak długo mnie nie widziała, nadal wiedziała, co dla mnie jest najlepsze… i była mądrzejsza niż ja, stary chłop. Nie wiem czy bałem się ślubu, ale na samą myśl o nim, nachodziły mnie straszne myśli. Może dlatego, że widziałem śmierć najbliższej mi osoby właśnie na takim ślubie? Jednak wiedziałem, że zostaje mi porozmawiać z Pauline. Porozmawiać i zrobić tak, żebyśmy obydwoje byli szczęśliwi.